[ Pobierz całość w formacie PDF ]

równą lekkością posługiwał się bronią, jak rozprawiał o Don Juanie Byrona. Tego
popołudnia pragnęła marzyciela. Może się tego domyślił.
Za oknem panował zmierzch. W kątach pokoju czaiły się cienie. Jessica
zapomniała o napięciu i zdenerwowaniu, do tego stopnia pochłonęło ją
monotonne zapisywanie nazwisk i tytułów. Kiedy zadzwonił telefon, rozsypała
kilkanaście kartoników na podłogę. Rzuciła się je pozbierać.
109
- Przestraszyłam się - tłumaczyła, bo Slade milczał. Przeklinała swoje drżące
dłonie, zgarniając arkusiki. - Było tak cicho, że... - Wściekła na siebie, ponownie
upuściła fiszki. - Do cholery, nie patrz tak na mnie! Wolałabym już, żebyś na mnie
nakrzyczał.
Wstał, podszedł do niej, ukucnął.
- Strasznie nabałaganiłaś - mruknął. - Jeśli dalej tak będzie, muszę się rozejrzeć
za nowÄ… asystentkÄ….
Ni to ze śmiechem, ni z. westchnieniem oparła czoło o jego głowę.
- Musisz być wyrozumiały, to mój pierwszy dzień.
Betsy uchyliła drzwi, uniosła brwi i wydęła wargi. No proszę, zawsze twierdziła, że
nie ma dymu bez ognia, a ona wyczuła dym, gdy tylko tych dwoje spojrzało sobie
w oczy. Odchrząknęła głośno. Jessica podskoczyła jak oparzona.
- Pan Adams przy telefonie - oznajmiła Betsy dostojnie i zamknęła za sobą drzwi.
Slade dotknął ręki Jessiki.
- Zawołaj ją i powiedz, że leżysz i nie chcesz, żeby ci przeszkadzano.
- Nic. - Wstała szybko. - Nie namawiaj mnie, żebym uciekała, Slade, bo mogłabym
cię posłuchać, a wtedy znienawidziłabym samą siebie. - Podniosła słuchawkę. -
Witaj, Michael.
Slade wyprostował się powoli. Nie spuszczał z niej oczu.
- Nic, to nic poważnego, naprawdę, tylko grypa. - Spokojnemu tonowi przeczyły
bardzo nerwowe ruchy palców, zwijających przewód telefoniczny. - David
przesadza, bo ma poczucie winy, wydaje mu się, że to on mnie zaraził. -
Zacisnęła mocno powieki, lecz jej głos się nic zmienił. - Nie, nie przyjdą jutro. -
Kabel boleśnie wpijał się w skórą. Ostrożnie rozplątała węzeł. - Nie trzeba,
Michael... Nie, naprawdÄ™. ObiecujÄ™.. . Nie martw siÄ™. Za kilka dni... za kilka dni
stanÄ™ na nogi. Tak, dobrze... na razie.
Odłożywszy słuchawką, jeszcze długo wpatrywała się w przestrzeń.
- Zmartwił się - szepnęła. - Nigdy nic choruję. Chciał tu przyjechać i się ze mną
zobaczyć, ale wybiłam mu to z głowy.
110
- Zwietnie. - Współczucie nic tu nie pomoże, zdecydował. - Na dzisiaj zrobiliśmy
już dosyć. Chodzmy na górę. - Podszedł do drzwi, jakby był pewien, że go
posłucha. Otworzył je i czekał. Kiedy nadal tkwiła w miejscu, ponaglił ją:
- No chodz, Jess.
Podeszła, ale zatrzymała się w progu.
- Michael nic zrobiłby niczego, co mogłoby mi zaszkodzić - powiedziała unikając
jego wzroku. - Chcę. żebyś to zrozumiał.
- Dobrze, o ile ty zrozumiesz, że w moich oczach wszyscy stanowią potencjalne
zagrożenie - odparł spokojnie. - Nie wolno ci się spotykać sam na sam ani z nim,
ani z Davidem. - Widząc błysk w jej oczach, mówił dalej: - Jeśli obaj są niewinni,
nic im się nie stanie przez najbliższe dni. Jeśli naprawdę w to wierzysz - dodał
ignorując jej wściekły wzrok - dasz sobie radę.
Nie ustąpi ani o cal, stwierdziła, walcząc jednocześnie ze łzami i z gniewem, i
może tak właśnie jest najlepiej. Głęboko zaczerpnęła tchu.
- Masz rację. Dam sobie radę. Czy teraz pójdziesz pisać?
Nie dał po sobie poznać, że nagła zmiana tematu lekko go zdziwiła.
- Chyba tak.
Za wszelką cenę chciała być równie rozsądna i praktyczna jak on, a przynajmniej
sprawiać takie wrażenie.
Zwietnie. Idz na górę. Zaraz przyniosę ci kawę. Możesz mi zaufać - uprzedziła
jego sprzeciw. - Postąpię zgodnie z twoimi zaleceniami i udowodnię ci, że się
myliłeś.
- Doskonale, pod warunkiem że będziesz przestrzegała reguł gry. Teraz, kiedy
miała przed sobą jakiś cel, czuła się o wiele lepiej.
Uśmiechnęła się.
- Zaraz przyniosę kawę. Ja będę czytała początek twojej książki, a ty będziesz
pisał jej koniec. To najpewniejszy sposób zajęcia mnie na resztę dnia.
UszczypnÄ…Å‚ jÄ… w ucho.
- Czy to łapówka?
111
- Kiepski z ciebie glina, jeśli zadajesz takie pytanie - prychnęła pogardliwie.
8
I znowu jej kawa zupełnie wystygła. Siedziała na łóżku Slade'a wsparta o
zagłówek, ze stertą poduszek za plecami i maszynopisem na kolanach. Stos stron
do przeczytania malał w zastraszającym tempie. Do tego stopnia pochłonęła ją
lektura, że puściła mimo uszu utyskiwania Betsy, gdy ta przyniosła jej do pokoju
kanapki i zupę. Jessica zbyła ją niejasną obietnicą, która natychmiast wyleciała jej
z głowy. Zapomniała także, że czyta niedokończoną powieść Slade'a, choć na
marginesie były jego notatki i uwagi. Książka wciągnęła ją bez reszty.
Razem ze zwykłą rodziną walczyła o przetrwanie w trudnych latach powojennych,
mocowała się z nową rzeczywistością lat pięćdziesiątych, z szaleństwem
następnej dekady. Dzieci dorastały, zmieniały się wartości. Ludzie rodzili się i
umierali, marzenia się spełniały lub obracały w ruinę. Kiedy następne pokolenie
zmagało się z presją lat siedemdziesiątych, Jessica uznała ich za swoich
znajomych. Byli to ludzie, których polubiłaby od razu, gdyby ich kiedykolwiek
poznała.
Słowa płynęły chwilami łagodnie, chwilami szorstko i brutalnie. To nie jest lekka
powieść, postacie są na to zbyt prawdziwe. Slade pokazywał rzeczy, których
czasami wolałaby nie widzieć, ale ani na chwilą nie miała zamiaru przerwać
lektury.
Po skończonym rozdziale odruchowo sięgnęła po następną stroną i ze
zdumieniem stwierdziła, że nie ma już co czytać. Pochłonęła wszystko, co jej dał.
Po raz pierwszy od trzech godzin dotarło do niej monotonne stukanie maszyny.
Na niebie stał księżyc w pełni. To także nagle do niej dotarło. Pastelowy blask
mieszał się w pokoju ze światłem lampy. Ogień na kominku żarzył się czerwono.
Jessica przeciągnęła się leniwie. Zaraz pójdzie do Slade'a.
Kiedy nalegała, żeby pozwolił jej przeczytać to, co do tej pory napisał, nie
wiedziała, co mu powie po skończonej lekturze. Znała siebie na tyle, by wiedzieć,
że pod wpływem uczucia znajdzie dobre strony w jego pracy. Teraz musiała się
112
zastanowić, w jakim stopniu uczucie do autora ma wpływ na jej stosunek do
powieści.
W żadnym, uznała. Już przy pierwszym rozdziale zapomniała, dlaczego to czyta,
choć osiągnęła również główny cel: teraz znała go lepiej. Upewniła się, że posiada
głębię postrzegania, którą do tej pory jedynie wyczuwała. Podziwiała i zazdrościła
mu tak dogłębnej znajomości ludzkiej natury. Zarówno w rozmowach, jak i na
papierze był oszczędny w słowach - ale na papierze ujawniał swoje skryte myśli.
Na dodatek omyliła się, kiedy mu zarzuciła, że się nie zna na kobietach. Zna je,
chyba aż za dobrze. W zamyśleniu bawiła się ostatnią stroną. Ile widział? Ile
rozumiał? A przecież zdawało jej się, że maskuje przed nim swoje uczucia.
Czy on wie, że go kocha? Odruchowo zerknęła na korytarz, który dzielił salonik i
sypialnię. Slade nie przerywał pisania. Nie, na pewno nie ma pojęcia o sile jej
uczuć. Ani o tym, że zrobi wszystko, co w jej mocy, by nie pozwolić mu odejść,
kiedy będzie już po wszystkim. Gdyby się tego choćby domyślał, zachowywałby
większy dystans. To ostrożny człowiek, stwierdziła. Bardzo ostrożny. Uważał, że
najbardziej mu odpowiada życie w pojedynkę. Jessica szykowała mu
niespodziankę. Kiedy odzyska kontrolę nad swoim życiem, pokaże mu.
Stanęła w progu. Siedział do niej tyłem. Zwiatło lampy padało na palce tańczące
po klawiaturze. Widziała, że jest bardzo skupiony. Nie chcąc mu przeszkadzać, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl