[ Pobierz całość w formacie PDF ]
młody, na jego twarzy zapisała się historia przemocy i zaniedbań
złamany nos, miazga zamiast lewego ucha, policzki usiane bliznami po
trÄ…dziku.
Przyciskał zaciśnięte pięści do masywnych ud.
Gdzie mnie pani widziała?
W domu pana Vossa. Przyglądał mi się pan przez szczeble barierki.
Tak? A co, nie można się...
Spokojnie, Eddie przerwał mu Voss, po czym zwrócił się do
Charlotte: Biedny Eddie jest przygnębiony. Otrzymał dziś złe wieści,
naprawdę złe. Prawda, Eddie?
No. Eddie dotknął żałobnej opaski na ramieniu, gwałtownie,
jakby chciał ją zerwać.
Zmarła jego żona ciągnął Voss. Zabiła się. Ale może pani już
słyszała o Violet.
Owszem, słyszałam.
Biedna, mała Violet. Kto by pomyślał, że zrobi coś takiego? Dla
Eddiego to był szok. Prawda, Eddie?
Pewnie.
Zresztą Eddie nie jest szczególnie gadatliwy Voss wyjaśnił
Charlotte. A w żałobie to już się wcale nie odzywa, odbiera mu
mowÄ™...
Czego panowie chcecie? zapytała Charlotte. Czemu tu
przyszliście?
Wyglądał na trochę urażonego jej bezceremonialnością. Cóż,
doszedłem do wniosku, razem z Eddiem doszliśmy, że może pani nie
słyszała o Violet, a skoro tak się pani nią interesowała, to pewnie
chciałaby się pani wszystkiego dowiedzieć, zanim przeczyta o tym pani w
gazecie.
Cóż, już się dowiedziałam. Dziękuję i dobranoc.
Ale chwila, moment. Twarz Vossa zmarszczyła się z nie-
zadowoleniem. Tak się nie traktuje ludzi w żałobie. Prawda, Eddie?
Eddie zakaszlał, przyciskając jedną dłoń do piersi. Lepiej po-
gadajmy w środku. Nocne powietrze nie służy moim oskrzelom.
Nie zabije pana odrzekła Charlotte. Nie różni się niczym od
dziennego.
No zaraz, pani jest lekarzem... Co to znaczy, jak człowiek wstaje
rano i kaszle, i kaszle, a gdzieÅ› po godzinie znowu siÄ™ czuje dobrze?
Myśli pani, że to coś poważnego?
Przyglądała mu się przez drzwi z siatką. To był mąż Violet. Uderzył
mnie lampą mówiła Violet. Lubi mieć mnie pod ręką... lubi mieć
kogoś, kogo może podręczyć". Charlotte rzuciła okiem na telefon, trzy
kroki od niej, w nadziei, że zadzwoni. Wtedy
mogłaby z kimś nawiązać kontakt. Nie zadzwonił jednak, a ona bała
się podejść i podnieść słuchawkę; mogłaby ściągnąć na siebie kłopoty.
No więc? Eddie patrzył na nią spode łba. To coś poważnego?
Myśli pani, że jestem gruzlikiem? Jego usta skrzywiły się nerwowo.
Eddie był śmiertelnie przerażony, a przemoc pozwalała mu wyprzeć się
swoich lęków.
Nie odparła Charlotte. Kaszel bierze się prawdopodobnie z
wydzieliny zalegającej między jamą nosową i gardłem. Kiedy pan śpi,
flegma zbiera się z tyłu pańskiego nosa i spływa do gardła. Rano musi ją
pan tylko wykrztusić...
Jeszcze raz, jak to siÄ™ nazywa, to coÅ›, co mam?
Wydzielina zalegająca między jamą nosową i gardłem.
CoÅ› podobnego. Ej, Voss, ta paniusia zna siÄ™ na rzeczy. Tylko na
mnie zerknęła i mówi: wydzielina zalegająca między jamą nosową i
gardłem", ot tak.
Och, stul dziób rzekł Voss. Na litość boską, mnie też dolega
to i owo, tyle że ja nie kłapię o tym na lewo i prawo, kiedy jest interes do
załatwienia.
Interes? powtórzyła Charlotte.
Niezupełnie interes. Widzi pani, biedna Violet nie miała wielu
przyjaciół, tylko Eddiego i mnie, i moją żonę, no i panią. Dobra z niej była
dziewczyna, nie zasłużyła na nędzny pogrzeb, bez kwiatów, bez niczego.
W tych czasach pogrzeby sporo kosztują. Dziś po południu rozeznałem
ceny... Rany, ci przedsiębiorcy pogrzebowi to prawdziwi zdziercy. Choć
niektóre trumny były piękne. Prawda, Eddie?
Pewnie.
Myśleliśmy o trumnie z białą satyną, może z wielką podkową z
fioletowych fiołków.
Jejku, byłoby ładnie powiedział Eddie. Z czułością dotknął
swojego nosa. Czuł się już świetnie. Tyle czasu się martwił, że jest
gruzlikiem, a to zwyczajna wydzielina.
No i mówił dalej Voss dlatego tu przyszliśmy. Policzyliśmy,
że Violet miała paru przyjaciół, więc może zorganizowalibyśmy małą
zbiórkę, kupili parę wieńców, takie tam.
Ile? zapytała sucho Charlotte.
Przykro mi tak myśleć o gotówce, kiedy Violet jest tam, gdzie jest.
Mimo to wzruszył ramionami to pieniądz rządzi światem. Kim ja
jestem, żeby to zmieniać?
To ile?
Powiedzmy trzysta dolarów.
Upłynęła długa chwila, zanim Charlotte przerwała milczenie.
Wystarczyłoby na mnóstwo wieńców.
Jasne, ale proszę pamiętać o trumnie.
Nie mam trzystu dolarów.
Może je pani zdobyć. Ma pani przyjaciela.
Mam całkiem sporo przyjaciół.
W tym jednego szczególnego.
Kilku.
Jednego bardzo szczególnego.
Dość tego! krzyknęła Charlotte. Chyba pan oszalał, jeśli pan
sądzi, że...
Trzysta dolarów to dla niego tyle co nic. Albo dla pani. Proszę
pomyśleć o biednej Violet.
Widziałam ją tylko raz.
Ale przyłożyła pani rękę do jej śmierci odparł Voss, całkiem
uprzejmie. Violet wróciła wczoraj do domu i powiedziała: Byłam u
lekarki, tyle że ona nie chce mi pomóc. Chciałabym umrzeć".
Chyba lepiej będzie, jeśli już pójdziecie rzekła Charlotte,
próbując zapanować nad drżeniem głosu. To brzmi jak szantaż.
No zaraz, zaraz, co za paskudne słowo. Prawda, Eddie?
Ano paskudne. Mnie siÄ™ nie podoba.
Voss dotknął żałobnej opaski na swoim rękawie. Przyszliśmy tu
jako przyjaciele Violet, bo chcieliśmy urządzić jej porządne pożegnanie.
Chryste, musimy jeszcze opłacić duchownego. Jak pani myśli, na ile
wystarczy trzysta dolarów?
Nie wiem, to nie moje zmartwienie.
Niech pani tak nie zadziera nosa, inaczej to będzie pani
zmartwienie. Wiele się pani takich zmartwień dorobi. Odwrócił się do
Eddiego. Szantaż, powiedziała. Coś podobnego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]