[ Pobierz całość w formacie PDF ]
latach, gdy widział dziewczynę taką jak ta.
Przyjdę do pana po śniadaniu. Doktor Egberg chciałby się z panem zobaczyć.
Skinął głową, już pochylony nad tacą. Czekał, aż wyszła, a potem podszedł do drzwi i nacisnął
klamkę. Drzwi poddały się po tej drobnej chwili, która potrzebna jest elektromechanicznemu
sterowaniu do podjęcia decyzji. Potem wrócił do śniadania. Był głodny i chciał mieć coś w żołądku
przed kilometrami drogi, które go czekały. Ogolił się jeszcze, zebrał swoje rzeczy i wsunął do torby.
Był zdecydowany. Wyszedł na korytarz, a potem schodami w dół. Tak jak przypuszczał, nie spotkał
nikogo. Alejka wiodąca do bramy była teraz w pełnym cieniu, bo słońce zasłaniał .dom. Szedł
miarowym krokiem, który odliczał w myśli, Nie za wolno i nie za szybko. Gdy dochodził do bramy,
naprzeciw wyszedł mu odzwierny. Ten sam co wczoraj pomyślał Molnar. Chciał go wyminąć,
ale tamten schwycił go za rękę.
DokÄ…d? Nie wolno.
Nie odpowiedział, tylko wolną ręką z całej siły uderzył tamtego w żołądek. Już w momencie
uderzenia wiedział, że to, w co trafia, nie jest ciałem. Odzwierny prawie się nie poruszył. Nie
zmienił nawet wyrazu twarzy. Molnar poczuł tylko, że palce odzwiernego jak metalowe szczypce
rozgniatają mu ramię. Upuścił torbę. Tamten pchnął go lekko w pierś i puścił. Molnar zatoczył się.
Nie wolno powtórzył odzwierny.
Przejdę. Muszę przejść pomyślał Molnar. Chciał zrobić krok w kierunku odzwiernego i nie
mógł. Przyszedł ból taki, że nic poza nim nie było. Nie chciał upaść. Zacisnął zęby. To przejdzie,
zaraz przejdzie. Potem widział już tylko wierzchołki sosen. Uderzenia upadku nie poczuł nawet.
Wierzchołki sosen były rozmazane i coraz bardziej zlewały się z tłem nieba.
Gdy otworzył oczy, Egberg pochylał się nad nim. Ból, który znał i którego nadejście bezbłędnie
rozpoznawał, znikł. Piekła go tylko skóra, gdzieś z wierzchu na klatce piersiowej. Spojrzał tam, ale
był przykryty po szyję i zbyt słaby, by się poruszyć.
Już wszystko dobrze powiedział Egberg. Miał pan szczęście, profesorze.
Szczęście?&
Gdyby nie to, że jest pan tu, w instytucie, już by pan nie żył. I tak ledwo zdążyłem. To był już
koniec.
Tak.
A teraz?
Ma pan sztuczne serce:
Więc jednak?
Ratowałem pana życie.
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
Ja też.
Mówienie męczyło go. Leżał nieruchomo i patrzył w sufit. Egberg milczał także. Molnar czekał, aż
odejdzie.
To trwało cztery, może pięć minut, zanim przywróciłem panu krążenie powiedział jeszcze.
Jeszcze parę minut i byłbym odkorkowany pomyślał Molnar. Wrak człowieka, którego komórki
mózgu uległy rozpadowi funkcji.
Egberg zawahał się.
Był pan lekkomyślny, profesorze, z pana sercem&
Chciałem wyjść. Odejść stąd powiedział cicho Molnar.
Mógł mnie pan uprzedzić.
I zostać w zamkniętym pokoju& izolowanym, jak pan to nazywa.
Blokada przypadkowo włączyła się na noc.
A więc Mag powiedziała mu pomyślał Molnar.
Nie wierzÄ™ w takie przypadki, Egberg.
Nie potrafię pana przekonać. Ale jak pan widzi obawy były chyba nieuzasadnione& Nie
wiem.
%7łyje pan przecież!
To fakt&
Egberg zawahał się, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie powiedział już nic i wyszedł.
Molnar przymknął oczy. Teraz potrwa to kilka dni, zanim będę mógł stąd wyjść pomyślał.
Nawet przy obecnych metodach szybkiego tworzenia blizn to musi trochę potrwać. I jednak uratował
mnie. W tych warunkach nikt, nawet ja sam nie mógłbym mieć do niego pretensji, gdybym tu umarł.
Widocznie jednak chciał mi dać to sztuczne serce. Pomyślał jeszcze o blokadzie drzwi i nie był już
tego tak pewien. Potem zasnÄ…Å‚.
Obudził się w nocy i czuł pragnienie. W pokoju było ciemno, paliła się tylko mała nocna lampka
na stoliku przy łóżku. W jej świetle zobaczył Mag. Siedziała na fotelu, tym samym, niezbyt
wygodnym, w którym jeszcze wczoraj sam siedział. Drzemała.
Mag, panno Mag& powiedział to cicho, a jednak się obudziła.
Jak się pan czuje? zapytała również szeptem.
Zwietnie starał się do niej uśmiechnąć. Napiłbym się wody.
Proszę podała mu kubek. Płyn miał smak soku pomarańczowego z dodatkiem czegoś, czego
smak trudno było mu określić.
Boli? zapytała.
Już nie.
Goi się dobrze. Wieczorem doktor Egberg oglądał pana.
Nie zbudziłem się nawet?
Jest pan pod działaniem preparatu Brotkasa. To daje świetne wyniki dodała.
Jest pani, jak widzę, również wykwalifikowaną pielęgniarką.
Sekretarką, asystentem i wszystkim. Ciekawa jestem, jaka będzie pana rola.
Rola?
No tak. Jest pan przecież nowym obiektem na farmie Egberga. My tak nazywamy między sobą
jego instytut.
Nie rozumiem.
Nie mówił z panem?
Odruchowo chciał zaprzeczyć, ale pomyślał, że wtedy niczego więcej się od niej nie dowie.
Wspominał tylko powiedział.
Pewnie dostanie pan coś ciekawszego ode mnie. Jest pan profesorem. Był pan kiedyś kolegą
Egberga&
Nawet jego szefem.
Właśnie. Pewnie dostanie pan pracownię, intelektroniczną. Od miesiąca jest bez kierownika.
A poprzedni& wyjechał?
Wyjechał& Mag powtórzyła to z dziwną intonacją, której nie potrafił określić. Nie, on
po prostu umarł.
A co mu się stało?
Znalezliśmy go w bunkrze. Tam wewnątrz jest zanik pola energetycznego. Wie pan, ściany na
dwa metry grube, z żelbetu. Ekranują i energia nie dociera.
Jaka energia?
Napędzająca serce. On miał to samo co pan.
Nie rozumiem Molnar powiedział to, mimo że już zaczynał rozumieć. Przymknął oczy i
poczuł dziwny skurcz w żołądku, jak wtedy, gdy w ładowni wielkiego statku kołysanego falą runęły z
góry skrzynie roztrzaskując się koło niego.
Będzie pan spał? zapytała Mag po chwili milczenia.
Nie. Wyspałem się już za wszystkie czasy słuchał swego głosu i dziwił się, że jest tak
zwyczajny. I ta energia tutaj dociera? zapytał.
Oczywiście. Cały instytut i najbliższa okolica gdzieś w promieniu pół kilometra objęte są tym
polem.
A dalej?
Co dalej?
Jeśli chcę wyjść poza instytut, nad morze, czy pojechać do miasta pytał, mimo że znał
odpowiedz, ale chciał ją usłyszeć od tej dziewczyny, która mówiła o tym wszystkim tak zwyczajnie.
Nie może pan. To śmierć. Przecież wie pan o tym. Podpisał pan zobowiązanie, to z notariuszem
i całym zabawnym ceremoniałem.
Nic nie podpisywałem.
Mag chwilę milczała, a potem powiedziała cicho:
Nie zdążył pan. Ale pan podpisze. To przecież zwykła formalność.
Chciał powiedzieć, że nie podpisze, ale przypomniał sobie historię z blokadą drzwi i nic nie
powiedział.
Po to tu przecież wszyscy przyjeżdżamy dodała Mag jakby z żalem. Ja, zanim tu
przyjechałam, byłam sekretarką w firmie eksportowej w Buenos Aires. Sekretarką drugiego
dyrektora dodała jakby z dumą. Pracowałam na dwunastym piętrze w centrali firmy. Trotam
and Co. Zna pan tÄ™ firmÄ™?
Nie. Nigdy nie byłem w Buenos Aires.
To były czasy. W sobotę jezdziliśmy nad morze& Wie pan, tutaj najbardziej brakuje mi
pływania i morza. Czasem wieczorem, gdy wieje wiatr, czuję je. Stąd do brzegu nie jest daleko.
Wiem.
Pan jeszcze tego nie odczuwa. To dopiero zaczyna się po kilku miesiącach, czasem po pół
roku&
Co?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]