[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podjeżdżamy pod duży budynek. Pan Irek zatrzymuje mikrobus,
wyłącza silnik i mówi, że to tutaj.
- No, wysiadać!
Wysiadam pierwszy i przyglądam się budynkowi: dom, w którym
mamy mieszkać, nie różni się niczym szczególnym od poprzedniego, w
którym mieszkaliśmy -jest tylko trochę większy i ma więcej okien i jest
nawet w tym samym kolorze jasnożółtym z brązowym pasem
przechodzącym wszerz budynku na wysokości okien.
- Dobra - mówi pan Irek - zabierajcie swoje rzeczy z samochodu, bo
nie ma czasu.
Wyjmujemy swoje rzeczy z samochodu, tymczasem pan Irek bierze z
samochodu nasze dokumenty i wchodzi do budynku. Po chwili wraca z
trzema paniami. Panie mówią, żebyśmy szli za nimi do środka. Patrycję
zabiera jedna pani w okularach, Nadię i Dawida zabiera druga potwornie
gruba i rozczochrana pani do przedszkola, a Tytusa, Nikodema i mnie
prowadzi do budynku trzecia, niska i starsza pani, która mówi, żebyśmy
mówili na nią pani Ania.
Pani Ania prowadzi nas na piętro i tłumaczy nam, że na piętrze
mieszkają chłopcy i przedszkolaki, a na parterze - dziewczynki. My
słuchamy jej i rozglądamy się wokół siebie, a mijane dzieci nam się
przyglądają. Ciągniemy reklamówki wypchane ciuchami, które dał nam
pan Irek, kiedy mieliśmy odjeżdżać. Kiedy powiedziałem, że nie chcę tyle
ubrań, wtedy pan Irek groznie się na mnie popatrzył, aż pomyślałem, że
przed wyjazdem jeszcze mi przypierdzieli, i wziąłem, żeby mu nie
podpaść, choć nie wiem, po co to tyle ciuchów jest mi potrzebnych.
Najchętniej to bym te wszystkie łachmany od razu wyrzucił. Bo po co mi
ich aż tyle? Przez cały czas pobytu w poprzednim miejscu chodziłem
prawie w jednych i tych samych ubraniach, a jak miałem wyjeżdżać, to
dostałem ich tyle, że nie wiadomo, co z tym tałałajstwem zrobić.
- O, tutaj będzie chwilowo wasz pokój - mówi pani Ania, otwierając
drzwi do jednego z pokoi.
Wchodzimy i kładziemy reklamówki z ciuchami na łóżkach. Pani
Ania mówi, żebyśmy sobie siedli i rozpakowali się. Po czym dodaje, że
ten pokój jest już zajęty i mieszkają w nim chłopcy, którzy jeszcze nie
wrócili z wakacji, a nas trzeba będzie potem poumieszczać w innych
pokojach, tam, gdzie będą wolne miejsca. I wychodzi z pokoju.
Siadam na łóżku i rozglądam się po pokoju, który jest trzyosobowy -
to nie to, co w poprzednim miejscu, gdzie mieszkałem w pokoju
jedenastoosobowym, choć nie wszystkie pokoje były tam takie wielkie.
Taki duży był tylko pokój, w którym ja mieszkałem, a inne były co
najwyżej sześcioosobowe.
Tytus siada na drugim łóżku i patrzy na mnie, a Nikodem podchodzi
do okna, otwiera je, po czym przez nie wygląda.
- Chuju, co tam robisz? - krzyczy, wyglądając przez okno.
Wstaję z łóżka i podchodzę do okna, żeby zobaczyć, do kogo on tak
krzyczy. Przez okno widzę chłopaka - z wyglądu może piętnastoletniego -
który, kucając przy rowerze, patrzy się na okna. Odsuwam się, żeby mnie
nie zobaczył, a tymczasem Nikodem dalej stoi w oknie, śmieje się i macha
do niego ręką.
- Cześć, kutasie - mówi Nikodem.
- O, tty gggówniarzu! - krzyczy tamten.
Zmieję się, ciągle stojąc z daleka od okna, żeby mnie tamten nie
widział.
- Jjjjjąkkkkała - przedrzeznia tamtego Nikodem.
- Mmłody, zzaraz mmasz wwppierddol.
- Jjąkała się zzesrała.
- Jjeszcze chwila i, sskurwysynu, idę ddo ciebie.
- Jjąkała, jja mam starszą siostrę i jak mnie ruszysz, to ona ci
wpierdoli.
- O, tty sskurwysynu!
Wyglądam nieznacznie przez okno i widzę, jak tamten wbiega do
budynku. Zaczynam się bać, bo pewnie zaraz przybiegnie do naszego
pokoju. Nikodem dalej się śmieje. Po chwili chłopak staje w drzwiach.
Podchodzi do Nikodema, łapie go za koszulkę i rzuca nim o ścianę.
Nikodem krzyczy i wzywa na pomoc Patrycję, a jąkała kopie go po dupie.
Nikodem kładzie się na podłodze i dalej woła na pomoc Patrycję.
Nagle jąkała odskakuje od Nikodema i patrzy się na mnie.
- Tty tteż!? - mówi.
Kręcę głową, że ja nie, ale jąkała podchodzi do mnie, łapie mnie za
koszulkę, po czym podnosi mnie do góry i rzuca mnie na łóżko.
Tymczasem Nikodem wybiega z pokoju, a chłopak z powrotem łapie
mnie za koszulkę i zwleka z łóżka. Następnie łapie mnie za szyję i
przyciska do podłogi tak, że nie mogę złapać powietrza i kopię nogami o
podłogę. Po chwili uwalnia uścisk i dopiero łapię oddech.
- Jjesteście nnowi? - pyta się.
- No!
- Jjak się ttamten nnazywa? Nie odpowiadam.
Chłopak znowu łapie mnie za szyję i przyciska do podłogi, ale już
nie tak mocno jak poprzednim razem. Po chwili uwalnia uścisk i krzyczy:
- Kkurwa, mmów! Nie odpowiadam.
Wtem zbawienie: do pokoju wpada Patrycja, a za nią Nikodem.
Patrycja podchodzi do jąkały, łapie go za włosy i uderza jego głową kilka
razy o swoje kolano, po czym puszcza go, a on wybiega zakrwawiony z
pokoju.
- Zaraz ttu będą chchłoooooopaki - mówi, odwracając się w
drzwiach.
- Spadaj! - mówi Patrycja. - Bo ci jeszcze raz przyjebię. Chłopak
trzaska drzwiami i znika.
- Nikodem, po co zaczynasz? - pyta się Patrycja Nikodema.
- Ja nie zaczynałem! - odpowiada Nikodem. - Spytaj się Borysa albo
Tytusa.
Patrycja patrzy się na mnie, a ja przecząco kręcę głową po czym
patrzy się na Tytusa i on także przecząco kręci głową.
- No to zaczekam sobie na chłopaków - mówi Patrycja. Siada na
łóżku.
I rozmawiamy, i śmiejemy się, a ja patrzę non stop na Patrycję i
zastanawiam się, skąd ona ma tyle siły. W poprzednim miejscu, gdzie
mieszkaliśmy, nikt nie mógł wygrać z nią na rękę, a jeśli któryś z
chłopaków miał do niej jakieś wonty, to ona takiemu komuś dawała w łeb
albo kopa w dupę, że spieprzał w podskokach. Nikodem wykorzystywał to
bardzo często i wyzywał, kogo mu się podobało, a starsi chłopcy bali się
go uderzyć. Poza tym Patrycja jest wielka i szeroka w barach i mało który
chłopak dorównuje jej gabarytami, a ona ma dopiero szesnaście lat i
pewnie jeszcze urośnie i będzie ogromna, przeogromna, kolosalna.
- No, jakoś nie widzę jego kumpli - mówi Patrycja po kilku
minutach.
Wybuchamy śmiechem.
- No, ile będę na nich czekać? - Patrycja wstaje z łóżka i podchodzi
do drzwi. - Jak będą chcieli, to mnie znajdą.
Uśmiechając się, patrzymy na Patrycję, jak wychodzi z pokoju.
Huśtawka
Jest ranek. Sobota. Wszyscy w bidulu śpią dłużej, ponieważ nie idzie
się do szkoły. Tytus, Nikodem i ja wstajemy jednak wcześniej, ubieramy
się i biegniemy na huśtawki za bidulem. Stajemy na huśtawkach i robimy
zawody, kto rozbuja się najwyżej.
Wczoraj, kiedy Patrycja wyszła z pokoju, my jeszcze trochę tam
posiedzieliśmy, ale ten chłopak, któremu Patrycja wpierdzieliła, nie
przyszedł z chłopakami, więc pobiegliśmy badać teren wokół bidula.
Najpierw zbadaliśmy huśtawki i się na nich pohuśtaliśmy. Potem
pobiegliśmy badać osiedle i wchodziliśmy na każde napotkane drzewo
orzechowe i zrywaliśmy orzechy, a ludzie czasem nas przeganiali.
Zabraliśmy się więc za drzewa z jabłkami lub ze śliwkami, z których
ludzie również czasem nas przeganiali. Potem wchodziliśmy do każdego
napotkanego śmietnika i przetrząsaliśmy je, bo Nikodem, który jest z
miasta, mówił, że w pojemnikach na śmieci można czasem znalezć
ciekawe rzeczy. No i znajdowaliśmy mnóstwo kaset magnetofonowych,
latarek i innych pierdoł, ale ich nie zabieraliśmy, gdyż bardziej niż
poszukiwanie jakichś tam rzeczy bawiło nas samo przebywanie w
śmietnikach i rzucanie w siebie śmieciami albo wskakiwanie na główkę do
kontenera na śmieci. Do bidula wróciliśmy wieczorem. Pan Adam nas
opieprzył. Powiedział, że nie wolno wychodzić z budynku bez zezwolenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]