[ Pobierz całość w formacie PDF ]
PodchodzÄ™ do szafy. Otwieram jÄ… niecierpliwie i z poczuciem winy, niczym bulimiczka zaglÄ…-
dająca do lodówki. Patrzę na poukładane schludnie niemowlęce ubranka: białe i różowe. Spodziewa-
łam się dziewczynki. W ciąży z Dannym zajadałam się kiełbasą i kaszanką, a za drugim razem wola-
łam słodycze. Sięgam po śpioszki, są niewiarygodnie maleńkie. Na metce napisano 0-3". Od zera do
trzech miesięcy. Czyściutkie, nieużywane, ciepłe. Wtulam w nie twarz, oczy wypełniają mi się łzami.
R
L
T
Nie miała szans, zbyt wcześnie wyrzucona przez moje zdradzieckie ciało. Tydzień po naszym przyjez-
dzie do Londynu. Wielka tragedia, ale z pewnością nie usprawiedliwienie. Milion marzeń i nadziei
roztrzaskanych w drobny pył, niczym kryształowy żyrandol upadający na ziemię.
Daję sobie kilka minut, po czym składam starannie śpioszki, zamykam szafę i wracam do swo-
jego chaotycznego życia.
8
Tom jak zwykle pracuje do pózna. Niech sobie pracuje. Na kolację są do wyboru dwa zwiędłe
pory i miska orzeszków pistacjowych. Popijamy z Chloe ulubione wino Toma, ponieważ żadnej z nas
nie chce się iść do sklepu. Wyobrażam sobie wściekłą minę swojego męża, gdyby nas teraz widział.
On nie darzy Chloe szczególną sympatią. Prawdopodobnie jej zazdrości. Podczas gdy my odgrywamy
naszą własną operę mydlaną - Zpiąc na kanapie", odcinek pięćdziesiąty, Kłótnia na kanapie", odci-
nek setny - Chloe jako młoda rozwódka przeżywa swój osobisty Seks w wielkim mieście". Różnimy
się. Ona nie jest w stanie wyobrazić sobie lawiny emocji, jaką niesie ze sobą rodzicielstwo, jak przyj-
ście na świat dzieci zmienia związek i przekształca kochanków we współpracowników. Ja natomiast
nie doświadczyłam zwątpienia w miłość, jakie niesie ze sobą rozwód. Z romantycznej dziewczyny
Chloe stała się nieco cyniczną kobietą. Trochę się o nią martwię. Czas chyba nie był dla nas zbyt ła-
skawy. A przecież przed nami kolejne sześćdziesiąt lat; strach pomyśleć, ile jeszcze zdążymy narozra-
biać.
- Na co mi miłość? - mówi z gardłowym londyńskim akcentem, potrząsając jasnymi włosami.
Pochyla się do tyłu razem z krzesłem, jest smukła i wysportowana dzięki lekcjom jogi. - Wystarcza mi
seks bez zobowiązań. Nie patrz tak na mnie, Sadie Drew! Nie każda kobieta...
- Nie powinnaś skreślać wszystkich facetów tylko dlatego, że nie udał ci się jeden związek.
- Kochana Sadie, aczkolwiek rozumiem, że będąc w głębi serca hipiską, marzysz o wydaniu
mnie za kudłatego młodzieńca podczas ceremonii w kamiennym kręgu, po której niezwłocznie zabie-
rzemy się do płodzenia potomstwa, to jednak nie mogę się na to zgodzić, gdyż nie wyobrażam sobie
straszniejszego losu.
Parskam śmiechem i wypluwam skorupkę orzecha.
- Dobra. Dotarło. Zresztą kim ja jestem, żeby ci dawać rady. Moje małżeństwo nie jest bajkowe.
Chloe wyszczerza zęby w uśmiechu i pochyla się nad stołem, srebrne długie kolczyki połyskują.
- Ale może być. Opowiedz mi coś więcej o szalonej staruszce z St John's Wood, która chce z
ciebie zrobić idealną żonę. Spotkałyście się podczas burzy? Cudownie. Jak w Czarnoksiężniku z kra-
iny Oz"!
R
L
T
- Dokładnie. Nie uśmiecha mi się rola Dorotki. Zresztą ona jest pewnie jakąś seryjną morder-
czyniÄ….
- Poproszę o dolewkę. - Chloe podstawia pusty kieliszek. - Były czasy, kiedy Sadie Drew nie
zrezygnowałaby za nic z takiej przygody.
- I przespała się z muskularnym gburowatym ogrodnikiem! - dodaję, wracając pamięcią do
dawnych czasów.
- Jest muskularny?
- I chamski. W przeciwnym wypadku próbowałabym was wyswatać.
- Nie mam przekonania do ogrodników. Cała ta chłopsko-ekologiczna otoczka... Mam tego do-
syć w pracy. Nie moje klimaty. - Chloe nienawidzi swatania. Podejrzewam ją o strach przed zaanga-
żowaniem. - Ale Enid mnie zaintrygowała.
- Tak? A ja sądziłam, że kto jak kto, ale ty z pewnością nie omieszkasz mnie przywołać do po-
rządku, wyśmiewając ambicje bycia idealną żoną. Liczyłam na mądrą uwagę, iż równie dobrze mogła-
bym się zgłosić na dobrowolną lobotomię.
- Wszystko zależy od stanu ducha - zauważa z uśmiechem. - Jeżeli jest to twój wolny wybór i
nikt nie przystawia ci pistoletu do głowy... No i szkolenie odbywa się pod okiem szurniętej starej fe-
ministki w turbanie, co zupełnie zmienia postać rzeczy. Każda kobieta, która nosi turban i wspomina o
robieniu loda na początku znajomości z kwiaciarką, zasługuje na bliższe poznanie. Taka jest moja opi-
nia.
- A co ma do tego turban?
- Sama nie wiem. Jakoś tak lepiej brzmi. Chyba nie chciałabyś słuchać porad tak zwanego spe-
cjalisty z poradni rodzinnej w poliestrowym garniturku? To byłby błąd. Tymczasem ta staruszka i
przypadkowe spotkanie... Wszystko wydaje się takie pełne polotu, fantazji. Po prostu właściwe. Plotę
bzdury?
- Nie. Wcale nie - odpowiadam z uśmiechem.
- Spieprzyłam swoje małżeństwo, Sadie - mówi z nagłym smutkiem.
- To nie była twoja wina!
- Mniejsza z tym, kto zawinił. Małżeństwo się rozpadło. To naprawdę straszne. - Zaczyna bawić
się skorupkami po orzeszkach, leżącymi na stole. - Dobrze, że nie mieliśmy dzieci. Nawet nie chcę
sobie wyobrażać, co by się działo, gdyby... - Głos jej się załamuje. - Nie włożyłam żadnej pracy w
swój związek, liczyłam na to, że wszystko samo się ułoży. A jeśli nie - niewielka strata. - Uśmiecha się
smutno. - Tymczasem strata okazała się ogromna. I bolało jak cholera.
- Wiem - odpowiadam. Jestem zaskoczona jej wyznaniem. Chloe nie należy do osób skorych do
zwierzeń. Z wdzięcznością przyjmuję jej pomoc, wiedząc, jak wiele ją kosztuje zdjęcie na chwilę ma-
ski beztroskiej rozwódki. Skoro już nawet Chloe martwi się o mój związek, musi być naprawdę zle.
R
L
T
Milkniemy na chwilę. Słychać tylko tykanie zegara i szum w rurach kanalizacyjnych. Nalewam więcej
wina.
- Poza tym - odzywa się nagle radośnie, wychyliwszy spory haust wina. - Masz straszny bała-
gan! Powinnaś się wreszcie nauczyć prowadzić dom.
- Zdrajczyni - oburzam się i rzucam w nią ścierką.
- Nie atakuj mnie swoimi domowymi środkami masowego rażenia! - Chloe wyrywa mi ścierkę.
- Wiesz co? Chciałabym poznać Enid. Zabierz mnie ze sobą następnym razem, błagam. Dam ci w za-
mian dwie pomadki Chanel. No dobra, trzy. DorzucÄ™ jeszcze lakier do paznokci.
- Nie będzie następnego razu. To wariatka. A ja wolę umrzeć, niż przedzierzgnąć się w idealną
panią domu. Uważam też, że gdybyś mnie naprawdę kochała, dałabyś mi ten lakier do paznokci mimo
wszystko. Mogłabyś go sobie odpisać od podatku jako darowiznę na cel charytatywny.
- Nie, lubię cię nieumalowaną. - Stuka kieliszkiem w mój kieliszek. - Przypominasz zbuntowaną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]