[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czy podczas pobytu u Gordonów odwiedził cię chłopiec? nie ustępował tato.
89
Tak, ale...
I ty go wpuściłaś? pytał, akcentując każde słowo uderzeniem o stół.
Jeszcze raz podjęłam próbę wyjaśnienia sprawy. Na próżno. Przerywając mi w pół
zdania, tato oświadczył, że odczuwa z mojego powodu najgłębszy wstyd. On i mama
nie tak mnie wychowywali.
Czy musiałaś tak postąpić, Sunny dorzuciła swoje mama. Państwo Gordonowie
zaufali ci.
Ja i Brett tylko rozmawialiśmy. Nic takiego się nie stało... ale, jako że
nie była to cała prawda, moje słowa zabrzmiały nieprzekonywająco. W kuchni
zapadło długie milczenie. Rodzice przypatrywali mi się, jakbym była karaluchem.
Brett nie był tam długo wymamrotałam. Po prostu zajrzał, żeby... żeby
zapytać, czy będę na przyjęciu u Janny.
Znów ta prywatka! wydarł się na mnie tato. Nie życzę sobie, żebyś miała
więcej do czynienia z tym Brettem, a także z Janną.
Oburzona tą niesprawiedliwością zaprotestowałam:
Janna nawet nie wiedziała, że Brett zamierza odwiedzić mnie u Gordonów. A
poza tym on nie zrobił nic złego.
Zbędne słowa. Z wyrazu ich twarzy było jasne, że mnie nie słuchali.
Jak gdybyśmy nie mieli dosyć zmartwień, Sunny westchnęła mama. Jak
gdybyśmy nie musieli tak cierpieć. Jak mogłaś nam to zrobić?
Przerwawszy jej, tato zakomunikował, że mam miesięczny zakaz wychodzenia z domu.
Zimnym, precyzyjnym tonem przedstawił sentencję wyroku.
90
%7ładnych prywatnych telefonów. Po lekcjach mam wracać prosto do swego pokoju. W
trakcie słuchania narastał we mnie bunt przeciw tej niesprawiedliwości.
A co z Louisa, no co? zapytałam. Ona liczy na mnie. Czy mam to tak
rozumieć, że nie wolno mi również pomagać Louisie?
Ale tato miał gotowe rozwiązanie. Powiedział, że będę mogła pomagać Louisie, ale
cały zarobek za okres kary zamiast połowy, jak normalnie pójdzie na mój
fundusz szkolny.
Louisa nie powinna ponosić konsekwencji twojego postępowania ciągnął. Ale
ty nie odniesiesz z tego żadnej korzyści.
To nieuczciwe. Nigdy nie jesteś uczciwy wybuchłam i zostałam za to
natychmiast odesłana do swojego pokoju.
Pobiegłam na górę i trzasnęłam drzwiami. Nienawidziłam swojego życia.
Nienawidziłam i ? h wszystkich.
Wynoś się z mojego pokoju, ale już! wrzasnęłam na Chestera, który jeszcze
spal w moim łóżku. A kiedy usiadł, mrugając oczyma, zrzuciłam go i wypchnęłam na
korytarz, zamykając za nim gwałtownie drzwi.
W pokoju zawirowały zerwane podmuchem kłębki kurzu. Ze zdjęcia uśmiechała się
spokojnie i beztrosko Coral.
Wzięłam do ręki fotografię i usiadłam na łóżku, wpatrując się w twarz siostry.
Jako dziecko często bawiłam się w pewną grę. Wyobrażałam sobie, że jeśli będę
się dostatecznie intensywnie wpatrywać w jakiś obrazek, dostanę się do jego
wnętrza. Teraz
91
też w to grałam, przepełniona tak mocnym pragnieniem znalezienia się znowu w
Oyster Point, że czułam smak soli i żwirowaty piasek.
Co się z nami stało? szepnęłam do fotografii.
%7ładnej odpowiedzi, oprócz dobiegających z zewnątrz wyzwisk Chestera i grózb, że
mi jeszcze pokaże. Ignorując jego krzyki, otworzyłam szufladę i wymacałam
pocztówkę ukrytą pod skarpetkami. Oprócz napisu Colorado widniała na niej
ośnieżona góra porośnięta sosnami. Na odwrocie Coral nabaz-grała: Cześć, Sunny.
Oto gdzie jestem. Napiszę znów, jak będę bliżej celu, dobrze? Nie mów nikomu o
kartce. Zwłaszcza rodzicom. Trzymaj się.
Pod tym narysowana była uśmiechnięta buzka i kilka liter X i O. Uściski i
całusy... och, Coral, tak tęsknię za tobą. Gdzie jesteś, na miłość boską?
Otuliłam ramiona wokół barków i ścisnęłam się mocno, jak gdyby miało to pomóc.
Nie pomogło. Nigdy w życiu nie czułam się tak osamotniona.
Nie chciało mi się nawet ubrać. Obijałam się po pokoju do południa. Nie miałam
nic do roboty, nie napisałam nawet listu do siostry. No bo i po co? Nigdy go nie
wyślę, a ona nigdy go nie przeczyta.
Około południa mama zapukała do mojego pokoju.
Sunny odezwała się musimy porozmawiać.
Zostaw mnie w spokoju... ale ona i tak otworzyła drzwi i weszła.
To niepodobne do ciebie powiedziała surowo. Odwróciłam się do niej plecami.
Zamykanie się w sobie nic ci nie da. Musisz realnie spojrzeć na to, co
zrobiłaś.
92
Tak, mamo, tak... Powinnaś raczej spojrzeć realnie na siebie i Marfę. Zacisnęłam
usta, żeby oszczędzić sobie następnych kłopotów, i nadal pokazywałam jej plecy.
Usiadła obok mnie na łóżku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]