[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rynek z towarem, którego ludzie poważni w waszym kraju na pewno sobie nie życzą, w
przeciwieństwie do takich wiatrogłowów jak ty, chłopcze. Dobrze mówię?
Paweł zrobił niewyrazną minę, jakby codziennie przed śniadaniem łykał po kilka
pastylek LSD.
- Jednak rozwiązanie jest inne. Zupełnie proste i ma związek z tym, co powiedziałem
poprzednio. - Paweł wiedział, że Scalny potwierdzi to, czego on także się domyślał. - Szwedzi
wydali teraz walkÄ™ narkotykom. Na lotniskach dziejÄ… siÄ™ tam podobno bardzo interesujÄ…ce
rzeczy. Psy, koty i wszelkie inne zwierzęta, które mogą wywąchać narkotyk, pracują dla nich.
Wszyscy wiedzą, że trzeba ratować społeczeństwo. Przerzuty są coraz trudniejsze. Marcos
mógł więc wpaść na pomysł, aby jednym z kanałów była granica z Polską. Celnicy szwedzcy
spodziewają się tam najwyżej polskiej wódki. Stąd chyba narkotyki miały najpierw znalezć
się w Warszawie. Teraz sobie przypomniałem, że słyszałem już o jednym Polaku pracującym
dla Marcosa.
Paweł o mało nie udławił się kawałkiem banana.
- Nie wiedziałem jednak - kontynuował Scalny - że mają właśnie taki plan. Ale
jakikolwiek byłby ten plan, zmykaj stąd, chłopcze.
- Ma pan rację - Paweł wyglądał na zupełnie przekonanego. - Zna pan może nazwisko
tego Polaka, warto by go może uprzedzić?
- No, nie bÄ…dz takim altruistÄ…, bo nie uwierzÄ™ w twoje czyste intencje. On jest zresztÄ…
poważnie zaangażowany. Jest w grupie Marcosa już pół roku. Podobno bardzo chytry.
Dlaczego nie mówi, że to kobieta? - pomyślał Paweł i patrząc tamtemu w oczy
powiedział:
- A jeżelibym pana poprosił o możliwość skontaktowania się z nim?
Scalny popatrzył na niego Badawczo i uśmiechając się, powiedział:
- Czego się nie robi dla ładnych chłopców. Nie wiem, co masz w tym za interes, ale
dla Cisi, która cię protegowała, postaram się coś zrobić. O skontaktowaniu was nie ma mowy,
tego Marcos nie znosi, a ja nie chcę mu wchodzić w paradę. Może będę mógł mieć dla ciebie
nazwisko. Czego chcesz, mały? - ostatnie słowa skierowane były do pikolaka stojącego od
dłuższej chwili przy ich stoliku.
- Telefon do pana hrabiego - chłopiec skłonił się, a w jego oczach Paweł dostrzegł
więcej zainteresowania tym stolikiem, niż należało.
- Dobrze, już idę. - Scalny machnął ręką i pikolak odszedł. - Widziałeś tego małego.
Zliczny, co? A jednak to stary wyga. Sprzedaje wszystkim wszystko. To WÅ‚och z
pochodzenia, oficjalnie pracuje dla Marcosa, a w policji rejestrowany jest jako konfident.
Dziennikarzom sprzedaje plotki o aktorkach. Mnie tytułuje hrabią, bo ja mogę go użyć tylko
w jednoznaczny sposób. Tylko czy ja nie mówię zbyt głośno? - spytał sam siebie. - Poczekaj
chwilÄ™, zaraz wracam.
Paweł został sam. Przeczucie mówiło mu, że powinien jak najszybciej stąd wyjść.
Wiadomość o Polaku skomplikowała sytuację. Scalny przyszedł za chwilę wyraznie
podenerwowany.
- Wyobraz sobie, że to jakaś pomyłka. Pierwszy raz zdarza mi się tutaj coś takiego. -
Widać było, że go coś nurtuje. - Jeżeli pozwolisz, to pożegnamy się. Jutro wieczorem czekam
na ciebie w mieszkaniu, którego używam rzadko, chyba nikt nic zna adresu. Do jutra i uważaj
na siebie. - Podali sobie ręce, a kiedy Paweł odszedł, poczuł w swojej dłoni małą karteczkę.
Na ulicy, po kilku minutach, gdy zorientował się, że nikt za nim nie idzie, przeczytał
karteczkę. Był na niej tylko dokładny adres.
W pensjonacie nic się nie zmieniło. Konsjerż dłubał w zębach i podając klucz nie
patrzył Pawłowi w oczy. Na drugim piętrze przepaliła się żarówka i ledwo mógł trafić do
drzwi swojego pokoju. Zapalił światło i położył się na łóżku. Był już spakowany, chciał
chwilę odpocząć przed przeprowadzką. Walizka stała tam, gdzie ją zostawił przed wyjściem.
Nie spieszyło mu się do niej - wiedział, co zobaczy. Wypalił dwa papierosy, wreszcie wstał i
długo dokładnie mył ręce. Przerzucił przez ramię płaszcz i wziął do ręki walizkę. Jeden rzut
oka wystarczył mu, aby się przekonać, że kawałek przezroczystego plastra, który przykleił
rano, był zerwany.
Kiedy na dole regulował rachunek, poczęstował faceta papierosem i sam zapalił.
Szybki ruch, z jakim tamten wyskoczył z ogniem, i szczurzy uśmieszek na twarzy upewniły
go, kto pomógł ciekawskim sforsować drzwi do jego pokoju. Wyszedł i zamiast napiwku
poklepał faceta po ramieniu.
Na ulicy było już ciemno, ale bez trudu zauważył mężczyznę, który śledził go rano.
Miał teraz na sobie ciemny płaszcz z podniesionym kołnierzem i małą czarną walizeczkę.
Musiał zostać solidnie opieprzony przez swoich bossów, bo teraz Paweł czuł prawie jego
oddech na karku.
Dojechali w dobrej komitywie metrem do Richard Lenoir. Paweł miał ochotę
zaproponować mu niesienie swojej walizki, ale hotel Royal"! był już niedaleko. Przy
wejściu boy wyrwał Pawłowi walizkę, nie znany mu z wcześniejszych odwiedzin
recepcjonista, kiedy wymienił nazwisko Marcosa, bez słowa podał klucz, prosząc tylko o
wypełnienie karty pobytu. Siedzący go facet zdematerializował się do tego stopnia, że nie
było go w windzie, do której wsiadł Paweł. Windziarz, kiedy dostał franka, mrugnął do Pawła
wprawiając go w zdumienie tak duże, że sam mrugnął do niego. Jego pokój był na trzecim
piętrze, w samym końcu korytarza. Rygielska mieszkała na piątym. Pokój był duży,
umeblowany z przepychem, a może po prostu tak mu się wydawało po skromnym
pensjonacie. Oglądał go metodycznie zamknąwszy drzwi na klucz. Zajrzał pod duże
[ Pobierz całość w formacie PDF ]