[ Pobierz całość w formacie PDF ]

go przez chwilę, po czym wróciłem do wyjściowych rozważań.
Gdzieś tam był nieprzyjaciel. Jeśli to nie Luke, to kto? Oczywistym kandy-
datem wydawała się Jasra. Bardzo wyraznie określiła swoje uczucia wobec mnie
przy obu okazjach, gdy się spotkaliśmy. Mogła też wysłać tych zbójów, którzy za-
atakowali mnie w Alei Zmierci. W takim przypadku, skoro Jasra jest teraz więz-
niem w Twierdzy, nic mi już chyba nie grozi. Chyba że wysłała jeszcze kilku,
zanim dostała się w niewolę. Ale to chyba przesada. Po co marnować na mnie ty-
lu ludzi? Jeśli szukała zemsty, byłem tylko niewiele znaczącą figurą w jej planach.
A tym, którzy mnie napadli, mało brakowało do wykonania zadania.
A jeśli to nie Jasra? W takim razie wciąż byłem w niebezpieczeństwie. Cza-
rownik w niebieskiej masce  zakładałem, że to Sharu Garrul  wysłał za mną
tornado, co było wstępem o wiele mniej przyjaznym od kwiatów, które nade-
szły pózniej. Te z kolei dowodziły, że on właśnie krył się za tą dziwną rozmową
w mieszkaniu Flory w San Francisco. Wtedy sam zainicjował kontakt, co ozna-
czało, że ma wobec mnie jakieś plany. Co takiego powiedział? %7łe w przyszłości
nasze cele mogą być sprzeczne. Interesujące, zwłaszcza w retrospekcji. Ponieważ
dostrzegałem teraz możliwość, że tak właśnie się stanie.
Ale czy to naprawdę Sharu Garrul nasłał na mnie morderców? Coś tu się nie
zgadzało, chociaż musiał wiedzieć  dowodził tego niebieski guzik w mojej kie-
szeni  o mocy błękitnego kamienia, który ich do mnie doprowadził. Przede
wszystkim nasze cele nie znalazły się jeszcze w sprzeczności. Po drugie, styl chy-
ba nie był odpowiedni dla tajemniczego, rzucającego kwiaty władcy żywiołów.
Mogłem się mylić, naturalnie, ale od kogoś takiego oczekiwałem raczej jakiegoś
pojedynku na czary. Pola ustąpiły miejsca dzikim ugorom  zbliżałem się do
granicy lasu. Zwiastun zmierzchu wkroczył już pod zielone liście jego dziedziny.
Jednak ten las nie przypominał starej, gęstej puszczy, jak Arden. Z daleka dostrze-
gałem liczne przerwy w dachu gałęzi. Droga wciąż była szeroka i dobrze utrzy-
mana. Wjeżdżając w cienisty chłód, mocniej otuliłem się płaszczem. Zapowiadała
się przyjemna wycieczka  jeśli nadal tak to będzie wyglądać. Nie spieszyłem
się. Zbyt wiele miałem problemów i musiałem pomyśleć. . .
Gdybym tylko potrafił dowiedzieć się czegoś więcej od tej niezwykłej, bezi-
miennej istoty, która ostatnio panowała nad Vintą Bayle. Wciąż nie miałem poję-
108
cia, jaka jest jej prawdziwa natura. Tak,  jej . Wyczuwałem jakoś, że jest to istota
raczej żeńska niż męska, chociaż kierowała też George em Hansenem i Danem
Martinezem.
Może powodem był fakt, że kochałem się z Meg Devlin. Trudno powiedzieć.
Ale dość długo znałem Gail, a Pani z Jeziora wydawała się prawdziwą panią. . .
Dosyć. Wybrałem zaimek. W grę wchodziły ważniejsze sprawy. Na przykład,
dlaczego wszędzie mnie śledziła, upierając się przy tym, że chce mnie chronić?
Nie miałem nic przeciwko temu, ale wolałbym poznać jej motywy.
Była jednak kwestia o wiele bardziej istotna. To w końcu jej sprawa, że chce
mnie chronić. Problem w tym, przed czym jej zdaniem potrzebowałem ochrony.
Musiała myśleć o jakimś bardzo konkretnym zagrożeniu, a nie napomknęła na-
wet, o co może chodzić. Czy więc to był nieprzyjaciel? Prawdziwy nieprzyjaciel?
Przeciwnik Vinty?
Spróbowałem przypomnieć sobie wszystko, co o niej wiedziałem albo się do-
myśliłem.
Jest niezwykłą istotą, która czasem przyjmuje postać niebieskiej mgiełki. Po-
trafi podążać za mną przez Cień. Jej moc pozwala na opanowanie ludzkiego ciała
i całkowite stłumienie naturalnej jazni. Przez wiele lat przebywała w moim oto-
czeniu, a ja nie zdawałem sobie z tego sprawy. Jej pierwszą inkarnacją, o jakiej
wiem, była Gail, dawna dziewczyna Luke a.
Czemu Gail? Jeśli chroniła mnie, to dlaczego chodziła z Lukiem? Dlaczego
nie została którąś z moich dziewczyn? Czemu nie Julią? Ale nie. Wybrała Gail.
Czy dlatego, że to Luke stanowił zagrożenie i wolała obserwować go z bliska? Ale
przecież nie przeszkodziła mu w zamachach na moje życie. A potem Jasrze. Wie-
działa przecież, sama przyznała, że to Jasra dokonywała następnych. Dlaczego po
prostu nie usunęła obojga?
Mogła opanować ciało Luke a, wejść przed rozpędzony samochód, wyfrunąć
ze zwłok, a potem zrobić to samo z Jasrą. Nie bała się śmierci nosiciela. Dwa razy
widziałem, jak to robi.
Chyba że skądś wiedziała, że wszystkie zamachy na mnie się nie powiodą.
Czy mogła interweniować w wypadku paczki z bombą? Czy miała coś wspól-
nego z moimi przeczuciami tamtego ranka otwartych palników? I przy innych
okazjach? Mimo wszystko, łatwiej chyba byłoby dotrzeć do samego zródła i usu-
nąć je. Wiedziałem, że nie ma oporów przed zabijaniem. Kazała zabić ostatniego
z napastników w Alei Zmierci.
Dlaczego więc?
Przychodziły mi na myśl dwa wyjaśnienia. Jedno, że naprawdę polubiła Lu-
ke a i szukała sposobów, by unieszkodliwić go nie zabijając. Zaraz jednak przy-
pomniałem sobie ją we wcieleniu Martineza i teoria upadła. Przecież strzelała
tamtej nocy w Santa Fe. No dobrze. Istniała też inna możliwość: to nie Luke był
głównym zagrożeniem, a ona lubiła go i pozwoliła żyć, kiedy przerwał te zabawy
109
z trzydziestymi kwietnia, a nasze stosunki znowu się poprawiły. W Nowym Mek-
syku nastąpiło coś, co skłoniło ją do zmiany zdania. Nie miałem pojęcia, co to
było. Potem jechała za mną do Nowego Jorku i wcieliła się po kolei w George a
Hansena i Meg Devlin. Luke zniknął wtedy z horyzontu; nie pojawił się aż od in- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl