[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mogła o tym zapomnieć? Poczuła, że oblewa ją gorący rumieniec.
- Eee... ja... wcale nie musiałeś tego robić... - powiedziała
nieśmiało. Bóg wie, co gotów byłby sobie pomyśleć, gdyby wiedział,
że na śmierć zapomniała o swoim samochodzie, ponieważ jej myśli i
uczucia przez cały czas krążyły uporczywie wokół wspólnie
spędzonej nocy. - Zamierzałam sama po niego pojechać - skłamała.
- Policja otoczyła kordonem cały teren, więc raczej trudno byłoby
ci go stamtąd zabrać. A gdybyś zwlekała z tym zbyt długo - dodał
kwaśno - niewiele by z niego zostało...
- Typowe - wybuchnęła Mollie, ciesząc się, że może pokryć
złością swe prawdziwe, jakże niepokojące emocje. -Zmiało, napiętnuj
ich za to, że nie są w stanie zaakceptować stylu życia, jaki wiedziesz
ty i ludzie tobie podobni. Bob wspominał wcześniej, że zostały
wstrzymane wszystkie wiadomości na ich temat. Co zamierzacie
zrobić? Zorganizować bandę, która wygoni ich stąd przy użyciu siły?
To...
- Nie bądz śmieszna - przerwał jej szorstko Aleks.
- To po co tam pojechałeś? Założę się, że nie po to, by wygłosić
mowę powitalną - zakpiła.
- Widocznie zapomniałaś, że jest tam moja przyrodnia siostra, no i
że są na mojej ziemi. Razem z nadinspektorem doszliśmy do wniosku,
że warto spróbować się z nimi dogadać. Gdyby dali się przekonać i
wynieśli stamtąd, zanim narobią poważniejszych szkód i zbytnio
podgrzeją nastroje wśród miejscowej ludności, policja zapewniłaby im
eskortÄ™ do Little Barlow.
- Bardzo altruistyczne posunięcie - parsknęła. - Tylko że to nie ma
nic wspólnego z faktem, iż znalezli się na twojej ziemi, a ty nie
możesz ich legalnie stamtąd usunąć, prawda?
- Możesz nazywać to altruizmem - odparł Aleks, ignorując jej
sarkazm. - Ja bym to raczej nazwał realizmem. Po prostu to miejsce
nie nadaje się na obozowisko. Niezależnie od szkód, jakie tam
wyrządzą, należy pamiętać o sporej gromadzie dzieci, które narażone
są permanentnie na różne niebezpieczeństwa, jakie stwarza choćby
bardzo głębokie jezioro. Nie wspomnę o tym, że mogłyby najeść się
trujących grzybów lub jagód. To są miejskie dzieciaki i ani one, ani
ich rodzice nie mają zielonego pojęcia... - Zawahał się i przeczesał
palcami włosy. Mollie już znała ten gest. Oznaczał, że Aleks z trudem
panował nad emocjami. - Te biedne dzieci... - zaczął, ponownie
przeczesując włosy. - Ich matki... - Urwał i pokręcił głową. - Nie
mogę powstrzymać się od myśli, że tragedia wręcz wisi w powietrzu.
- Czy usiłujesz zasugerować, że ich matki nie potrafią się nimi
opiekować? - zapytała Mollie groznie. - W takim razie...
- Nie. Chcę przez to powiedzieć, że kilkusetosobowa grupa z
małymi dziećmi nie wybrała sobie bezpiecznego miejsca do
biwakowania. Niektóre z tych dziewczyn... - urwał ponownie - to
jeszcze dziewczynki...
- Carol, kierowniczka działu ogłoszeń uważa, że to Sylvie
podsunęła im pomysł miejsca postoju, Myśli, że zrobiła to, bo&
- & chciała mnie ukarać? - dokończył za nią. - Co usiłujesz przez
to powiedzieć? %7łe ja będę moralnie odpowiedzialny za ewentualną
tragedię, bo nie próbowałem wyrwać Sylvie spod kurateli matki?
Wierz mi, to właśnie zamierzałem uczynić. Tylko że moja macocha
zrobiła wszystko, by Sylvie nie zamieszkała ze mną. Twierdziła, że jej
przyjaciele zaczęliby plotkować, że uwiodłem nieletnią. Przecież nie
mogła dopuścić, by ktokolwiek się domyślił, że nie potrafiła
wychować córki. Nie, Wayne wybrał to miejsce z innych powodów.
Ja też początkowo podejrzewałem, że to była inicjatywa Sylvie.
Jedynie ktoś, kto świetnie zna tutejszą okolicę, mógł wiedzieć o tym
zakątku. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej dochodzę
do wniosku, że w tej sprawie jest jakieś drugie dno& Wayne'owi nie
chodzi tylko o zniszczenie przyrody czy rozprowadzanie narkotyków.
Tym ostatnim nie należy się zresztą zbytnio przejmować. Jak już
mówiłem, policja otoczyła cały obszar ścisłym kordonem, obserwując
wszystkich wyjeżdżających i przybywających do obozu.
- Zatem nie mogą zabronić im opuszczania obozu - powiedziała z
namysłem Mollie.
- Nie - przyznał Aleks. - Jednak dla własnego dobra powinni
nieco spuścić z tonu. Stosunki między nimi a mieszkańcami
miasteczka są bardzo napięte...
- Co niewątpliwie jest ci bardzo na rękę...
- Wręcz przeciwnie - zaprotestował Aleks. - Słuchaj, nie wiem,
skąd ci to przyszło do głowy...
Mollie zrobiła niewinną minkę.
- Nie wiesz? Myślałam, że to oczywiste. W przeciwieństwie do
ciebie widzÄ™ rzeczy takimi, jakie sÄ….
- NaprawdÄ™?
Poczuła, że przeszywa ją gwałtowny dreszcz.
- Ubiegłej nocy...
- Nie chcę o tym mówić. - Odwróciła się do niego plecami, by nie
mógł wyczytać niczego z jej twarzy. Nagle przedpokój wydał się jej
przerażająco mały, a powietrze zbyt nagrzane.
Nie chciała patrzeć na Aleksa, ponieważ jego widok przywoływał
wspomnienia ubiegłej nocy, budził niezrozumiałą tęsknotę. Pragnęła
znów poczuć jego ręce, usta...
Bezradnie zacisnęła pięści, walcząc z chwytającym ją za gardło
szlochem. Zabrnęła za daleko, gdyż przestało jej wystarczać
wyłącznie fizyczne spełnienie. Tym razem pragnęła zespolenia
uczuciowego. Chciałaby szeptać Aleksowi do ucha czułe słówka,
oczekując, że i on również nie ograniczy się do niskich, gardłowych
pomruków rozkoszy. Wierzyła, że ubiegła noc była dla niego równie
niezwykła, jak i dla niej.
Uświadamiając sobie, dokąd mogą zaprowadzić ją takie myśli,
przygryzła dolną wargę w nadziei, że ból skieruje jej myśli na inne
tory.
Aleks wziął głęboki wdech. Boże, ależ ta dziewczyna potrafiła
dopiec!
Czy zdawała sobie sprawę, jak głęboko go rani?
Nie był typem mężczyzny, który idzie z kobietą do łóżka
wyłącznie dla seksu, a już opisanie tego, co przeżyli wspólnie z Mollie
ubiegłej nocy, wydawało mu się wręcz niemożliwe. Wszystkie słowa
byłyby zbyt banalne, nie oddałyby tego, co czuł. A ona? To, że ją
pobudził, podniecił i zaspokoił nie ulegało najmniejszej wątpliwości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl