[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czasu komary i chłodna bryza, uznaliby te warunki za prawie komfortowe. Marissa
nie jadła nic. Wypiła za to większość pitnej wody, którą wzięli ze sobą na
pokład. Torsje spowodowały odwodnienie.
- Muszę znów cię przeprosić, moja droga - rzekł Tristian. - Byłem pewien, że
przybycie tutaj i rozmowa z tymi facetami wszystko wyjaśni. Wygląda na to, że
nie jesteśmy w lepszym położeniu niż przed wyjazdem do Hongkongu. Ryzykowaliśmy
życie i spowodowaliśmy twoje dolegliwości na próżno.
- Ja też myślałam, że to przyniesie rozwiązanie stwierdziła Marissa. - Dziwne.
Nie rozumiem, co mogliśmy przeoczyć. Zupełnie nie widzę motywacji dla FCA do
podejmowania takich kłopotliwych i nielegalnych kroków związanych z przemytem
tych Chińczyków.
- Ciągle myślę, że wiążą się z tym w jakiś sposób narkotyki - rzekł Tristian. -
To musi być heroina ze Złotego Trójkąta.
- Ale przecież ci ludzie niczego nie wiozą - przypomniała Marissa. - Jest to
mimo wszystko jedyne przychodzące mi do głowy wyjaśnienie poziomu wydatków FCA.
Nie mówiąc już o środkach, do których się uciekają, by ukryć to, co robią.
Uznali to za wystarczająco ważne, by próbować zastrzelić nas na oczach ludzi. To
muszą być narkotyki, nie uważasz?
- Nie wiem, co o tym myśleć - powiedziała Marissa. - To, co mówisz, ma sens, ale
tylko do pewnego punktu. Nadal nie ustaliliśmy związku z gruzliczym zapaleniem
jajowodów. A jeśli nawet narkotyki, to w jaki sposób wiążą się z wiejskim
lekarzem i buddyjskim mnichem?
- Nie mam odpowiedzi na żadne tych pytań. Nie rozumiem tego. Myślałem, że może
się wiązać z planem oddania Hongkongu Chinom w 1997 roku. Ale nawet ten dziki
pomysł niczego nie wyjaśnia. Obawiam się, że znalezliśmy się w martwym punkcie.
Marissa wolała, by Tristian tego zwrotu nie używał. Przymknęła oczy. Po
wszystkim, co się zdarzyło, nie spodziewała się, że będzie spała spokojnie. Ale
pomimo zmęczenia i cierpienia niemal natychmiast zapadła w sen.
W jej śnie Robert tonął w wydmie piaskowej, a ona nie mogła do niego dotrzeć.
Trzymając się gałęzi, wyciągała do niego rękę, lecz gałąz się złamała, a ona
upadła.
Godzinę po zaśnięciu Marissa nagle zerwała się, myśląc, że znajduje się na
wydmie.
Nadal jednak leżała na macie bambusowej, a obok niej spał Tristian. Wokół jej
głowy unosił się rój moskitów, a na czoło wystąpiły kropelki zimnego potu.
Marissę obudziły odgłosy kroków na pokładzie i otworzyła oczy. Nadciągał świt i
zamglony krajobraz pojaśniał. Byli pogrążeni w gęstej porannej mgle, która
całkowicie zakryła pobliskie wyspy. Dał się słyszeć śpiew ptaków, ale wybrzeże
było niewidoczne.
Siadając, Marissa zauważyła, że załoga przygotowuje się do podniesienia kotwicy.
%7łagiel był już przygotowany do wciągnięcia na maszt. Przez chwilę słyszała płacz
dziecka pod pokładem.
Wstając, Marissa wyprostowała zdrętwiałe nogi. Była zdziwiona, że w ogóle spała,
szczególnie po męczącym śnie o Robercie.
Gdy się rozruszała, podeszła do poręczy. Po upewnieniu się, że wszyscy na
pokładzie są zajęci, zapomniała o swej dumie i załatwiła się za burtę, Z ulgą
stwierdziła, że nikt nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.
Tristian jeszcze spał. Nie budząc go, Marissa zeszła po drabinie. Na prymusie
wrzała woda. Korzystając z pomocy żony kapitana, Marissa zrobiła herbatę i
zaniosła na tylny pokład. Tristian już się obudził.
- Dzień dobry, moja droga - przywitał ją. Był jak zwykle w dobrym humorze. Gdy
pili herbatę, na łodzi podnoszono żagiel. Chwilę pózniej poczuli pod stopami
wibrację silników.
- Nasz przyjaciel musi się śpieszyć z powrotem - stwierdził Tristian. - Używa
jednocześnie żagla i silników.
Okazało się jednak, że kapitan użył silników tylko do wyprowadzenia łodzi z
laguny.
Gdy znalezli się z dala od lądu silniki zatrzymano, a żagle umocowane na bomie
zostały postawione.
Płynąc z lekkim porannym wiatrem, skierowali się na południe, zbliżając się do
jakiegoś punktu na stałym lądzie. Mgła się uniosła i zobaczyli odbijające od
wybrzeża łodzie rybackie. Było całkiem spokojnie do chwili, kiedy z dala
doleciał ryk silników łodzi motorowej.
Usłyszawszy ten dzwięk, kapitan gniewnym głosem wydał załodze jakieś rozkazy.
%7łagiel opuszczono i uruchomiono silniki. Dżonka powoli zawróciła.
Do Marissy i Tristiana podszedł Bentley i wyjaśnił, że płyną w stronę brzegu. - Co się dzieje? -
spytał Tristian. Wydawało mu się, że załoga jest zaniepokojona.
- Wpłyniemy do jednej z tych przybrzeżnych zatoczek - powiedział Bentley. - Dla bezpieczeństwa.
Fa-Huang obawia się, że to może być chińska łódz patrolowa.
Mówi, że to
nic jest ani sampan, ani dżonka; ma za duże silniki. Jeśli to nie jest łódz
patrolowa, to mogÄ…
być piraci.
- O Boże! - wykrzyknęła Marissa.
Gdy byli już około stu metrów od brzegu ujrzeli zródło dzwięku. Była to
motorówka.
Wszystko wskazywało na to, że płynie wprost w ich kierunku. Ponieważ mgła już
się prawie rozproszyła, widzieli łódz wyraznie.
Kapitan wydał rozkazy i obydwaj marynarze zniknęli pod pokładem. Pojawili się
ponownie mając w rękach pistolety maszynowe AK47, a na ramionach taśmy z
nabojami.
- Nie podoba mi się to - rzekła Marissa. - W ogóle mi się to nie podoba. Fa-
Huang zaczął coś do nich krzyczeć. Bentley przetłumaczył, że kapitan rozkazał
zejść pod pokład wszystkim, z wyjątkiem załogi. Usłuchali natychmiast. Bentley
zamknął drewniane drzwi prowadzące na pokład przedni, po czym dołączył do
Marissy i Tristiana, którzy stali w pobliżu luku ładunkowego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl