[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stwo policjant zdawał się nie zwracać uwagi na jej słowa. Przypominasz
sobie tego dzieciaka, którego zabrano do Meksyku? zwrócił się do kolegi, Gra-
dy ego.
Pewnie przytaknÄ…Å‚ tamten.
Obracając się z powrotem ku pozostałym, Kerney powiedział:
Mamy niejakie doświadczenie z rodzicami szukającymi niekonwencjonal-
nego leczenia dla swych chorych dzieci. Chyba trzeba ostrzec lotniska. Ojciec
może się już szykować do opuszczenia kraju z dziewczynką.
Do izolatki wpadł jak burza doktor Keitzman. Na jego widok Cathryn poczuła
niezwykłą ulgę. Stał się natychmiast główną osobą, podporządkowując sobie po-
zostałych. Zażądał, by mu wszystko opowiedziano. Paul Mansford i pielęgniarka
pokrótce przedstawili fakty.
To straszne powiedział, nerwowo poprawiając okulary bez oprawek.
Wygląda mi na to, że doktor Martel definitywnie uległ załamaniu nerwowemu.
Jak długo dziewczynka przeżyje bez leczenia? spytał Kerney.
Trudno powiedzieć. Dni, tygodnie, najwyżej miesiąc. Chcieliśmy spróbo-
wać podać jej jeszcze parę leków, trzeba by było jednak działać szybko. Miała
jeszcze szansÄ™ na remisjÄ™.
Dobrze, zaraz się do tego zabierzemy powiedział Kerney. Dokończę
protokół i natychmiast przekażę go detektywom.
Gdy pół godziny pózniej dwaj policjanci z patrolu opuszczali szpital, Michael
Grady powiedział do swego partnera:
Co za historia Okropność. Jeśli się pomyśli, że dzieciak ma białaczkę,
a tu. . .
Pewnie. Człowiek dziękuje Bogu, że przynajmniej jego dzieciaki są zdro-
we.
Myślisz, że detektywi wezmą się do tego od razu?
196
Od razu? Chyba żartujesz? Od takich spraw z przekazywaniem praw ro-
dzicielskich porzygać się można. Na szczęście zazwyczaj same się rozwiązują
w ciągu dwudziestu czterech godzin. W każdym razie detektywi nawet jej nie
ruszÄ… do jutra.
Wsiedli do wozu patrolowego, zameldowali siÄ™ przez radio i odjechali.
Cathryn otworzyła oczy i na wpół przytomnie rozejrzała się wokół siebie.
W końcu rozpoznała żółte firanki, biały sekretarzyk z ozdobną serwetką i kolekcją
bibelotów, różową toaletkę, służącą jej również w czasach liceum do odrabiania
lekcji, książki na półce i plastykowy krucyfiks, który otrzymała przy bierzmo-
waniu. Była w swym pokoju, w którym matka niczego nie zmieniła od czasu jej
pójścia na studia. Nie od razu jednak przypomniała sobie, dlaczego tu się znajdu-
je.
Spróbowała się otrząsnąć z ociężałości wywołanej tabletkami nasennymi, któ-
re zażyła za stanowczą namową doktora Keitzmana. Przekręciła się na łóżku, się-
gnęła po zegarek i spróbowała odczytać godzinę. To niemożliwe już za kwa-
drans południe! Zamrugała oczyma i jeszcze raz spojrzała na cyferblat. Nie, była
dziewiąta. I tak spała dłużej, niż planowała.
Włożyła stary flanelowy szlafrok w kratę, otworzyła drzwi i zeszła do kuchni,
czując woń świeżych biszkoptów i smażonego bekonu. Matka podniosła wzrok,
zadowolona, że Cathryn jest znów w domu, bez względu na to, co ją do tego
skłoniło.
Dzwonił Charles? spytała Cathryn.
Nie, ale przyrządziłam ci wspaniałe śniadanie.
Czy w ogóle były jakieś telefony? Ze szpitala lub z policji?
Nikt nie dzwonił. Odpręż się, przygotowałam ci twoje ulubione biszkopty.
Nie mogę jeść pomimo kotłujących się w jej głowie myśli Cathryn do-
strzegła jednak, że matka natychmiast spochmurniała. No, może spróbuję tro-
chę biszkoptów.
Gina rozchmurzyła się. Podała córce talerzyk i filiżankę.
Lepiej obudzę Chucka powiedziała Cathryn, ruszając w stronę koryta-
rza.
Wstał, zjadł śniadanie i wyszedł oznajmiła triumfalnie Gina. Lubi
biszkopty tak samo jak ty. Powiedział, że ma zajęcia o dziewiątej.
Cathryn zawróciła i usiadła przy stole, podczas gdy matka nalewała jej kawy.
Czuła się niepotrzebna i bezradna. Tak bardzo starała się być dobrą matką i żo-
ną, a teraz miała wrażenie, że zawiodła. Budzenia syna, żeby poszedł do szkoły,
trudno było uważać za sprawdzian dobrego wywiązywania się z roli przybranej
matki, ale dzisiejsze zaniedbanie wydawało jej się dowodem, jak dalece nie radzi
sobie ze swoimi obowiÄ…zkami.
197
Próbując się przemóc, podniosła do ust filiżankę z kawą, nie zważając na jej
temperaturę. Gorący płyn oparzył jej wargi; cofnęła gwałtownie rękę, rozprysku-
jąc przy tym kawę na dłoń. Instynktownie wypuściła filiżankę, która roztrzaskała
się, rozbijając przy okazji również talerzyk. Cathryn wybuchnęła płaczem.
Gina szybko posprzątała, kilkakrotnie zapewniając córkę, że nie powinna się
przejmować starą filiżanką, kupioną w Wenecji na pamiątkę jedynego pobytu mat-
ki w mieście, które ukochała nad wszystkie inne na świecie.
Cathryn odzyskała panowanie nad sobą. Wiedziała, że wenecka filiżanka jest
jednym ze skarbów Giny, i było jej przykro, że ją zniszczyła, ale przesadna reakcja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]