[ Pobierz całość w formacie PDF ]

palcem. – Popsujesz cały makijaż.
Rozległo się pukanie do drzwi. Grey wsadził głowę do środka.
– Już czas – poinformował.
Zauważył łzy na twarzy żony, więc podszedł do niej, objął ją
116
czule i pocałował.
– Kochanie, wszystko w porządku?
– Tak, nic mi nie jest – chlipnęła Lori. – Po prostu cieszę się z
ich szczęścia.
Rozległ się uroczysty dźwięk bębnów. Grey zerknął znacząco na
przejęte przyjaciółki.
– Czas się pokazać. Wszyscy członkowie plemienia czekają –
przypomniał.
– Grey, nie ponaglaj mnie! – zawołała Mattie. – I tak cała się
trzęsę.
Gdy Conner i Mattie zwrócili się do Josepha z prośbą, by
udzielił im ślubu zgodnie z tradycją Kolheeków, stary szaman
spytał, czy chcieliby zaprosić na uroczystość wszystkich
członków plemienia. Wtedy Mattie była zachwycona, ale teraz
na myśl, że z jej powodu zebrał się cały tłum, poczuła drżenie
nóg. Przeszła przez hol budynku, w którym mieściło się centrum
kultury Kolheeków. Na końcu czekali jej rodzice. Uśmiechnęła
się szeroko na ich widok. Przywitali się serdecznie.
– Gotowa? – spytał ojciec.
Skinęła głową, zbyt rozemocjonowana, by coś powiedzieć.
Matka, wyraźnie przejęta i wzruszona, też nie mogła wydobyć z
siebie słowa. Wręczyła córce kolorowy bukiet polnych kwiatów.
Mattie ruszyła naprzód w otoczeniu rodziców. Uniosła wysoko
głowę. Tłum zaszemrał, po czym ucichł. Słychać było tylko
donośny głos bębnów. Joseph wystąpił do przodu. Jego głowę
ozdabiał wspaniały pióropusz misternie wykonany z orlich piór.
Mattie zobaczyła Connera. Wydawało jej się, że serce bije jej
głośniej niż bębny. Nie mogła uwierzyć, że za chwilę zostanie
panią Thunder. Conner wyglądał wspaniale. Skórzany,
jasnobrązowy strój bez rękawów podkreślał muskularne
ramiona. Długie włosy, przewiązane kolorową opaską wokół
głowy, luźno spadały na ramiona.
117
Jego czarne oczy spoglądały na pannę młodą z czułością i
pożądaniem. A ona nie mogła opanować radosnego uśmiechu
szczęścia. Szła na spotkanie miłości swojego życia.
Późnym wieczorem leżeli nadzy w ciemnościach, rozjaśnionych
jedynie nastrojowym światłem świec. Byli zmęczeni i
szczęśliwi. Conner uniósł się na łokciu. Pocałował czubek jej
nosa. Powoli dotykał końcami palców jej policzka, szyi, piersi.
– Bardzo jesteś nieszczęśliwa, że nie pojechaliśmy na miesiąc
miodowy do jakiegoś egzotycznego zakątka? – spytał. – Na
Bermudy albo do Cancun?
Pokręciła przecząco głową.
– Nie ma piękniejszego miejsca w zimie niż Nowa Anglia –
zapewniła z przekonaniem.
– Ale tu jest zimno – zauważył.
Mattie zachichotała w odpowiedzi.
– To dobry pretekst, żeby nie wychodzić spod kołdry.
– Ach, więc o to chodzi – domyślił się Conner.
Uśmiechnął się szeroko i pocałował ją.
– Conner, naprawdę myślisz, że jesteśmy dla siebie stworzeni? –
spytała nagle, tuląc się do niego.
– Jestem pewien – oświadczył i mocno ją przytulił.
118 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl