[ Pobierz całość w formacie PDF ]

za oknem rozpętała się burza. Przez kolejne
godziny kręciła się i rzucała po łóżku, próbowała
czytać, wsłuchiwała się w uderzenia kropli desz­
czu o szybę i w porywisty wiatr.
Nasłuchiwała też płaczu, ale poza odgłosami
burzy niczego nie było słychać.
Czas jej się dłużył okropnie, aż wreszcie
przyszła pora, żeby się ubrać na kolację. Ellie
wzięła szybki prysznic, odłożyła na bok dżinsy
i wślizgnęła się w najładniejszą sukienkę, jaką
przywiozła - prostą, wąską tunikę z zielonego
jedwabiu, sięgającą przed kolana i eksponującą
nogi. Żeby nie zmarznąć, narzuciła na ramiona
barwny szal.
;
Ale zabrakło jej odwagi, więc zamknęła pokój
na klucz i zeszła na dół.
Zastała wszystkich w przestronnej sali, gdzie
się stąd do diabła.
Wahała się przez chwilę, ale w końcu włożyła
pantofelki na szpilkach. Przecież nie wybiera się
na wieczorną wspinaczkę, stwierdziła.
Podczas tych przygotowań poczuła się lepiej
i zapomniała na chwilę o przedpołudniowych
wydarzeniach.
Przed zejściem na dół zerknęła na ciemne
okno w drugim skrzydle. Burza minęła, na niebie
pojawiły się pierwsze gwiazdy. Cisza i spokój.
Wszystko, nawet drzewo na dziedzińcu, trwało
w bezruchu.
„Uważaj, Ellie".
Głośny szept matki sprawił, że serce Ellie
zaczęło bić szybciej.
Powaga w głosie mamy zdumiała ją i za­
trwożyła.
- Na co mam uważać?- - wyjąkała.
„Uważaj na siebie. A zwłaszcza strzeż się
Jeffa".
Ellie otuliła się szalem.
- Dlaczego? O co chodzić
Ale odpowiedź nie padła, a zapatrzona w ciem­
ną przestrzeń, zdana na siebie Ellie zastanawiała
się, czy nie byłoby mądrzej wrócić do łóżka,
wpakować się z głową pod kołdrę i przeczekać
do rana, by następnie - jak to ujął Jeff - wynieść
podano koktajle. Kiedy weszła, poczuła się dziw­
nie: jakby natrafiła na niewidzialną ścianę, któ­
rej nie może pokonać. Nikt na nikogo nie pat­
rzył, nikt nie rozmawiał, nikt nawet nie drgnął.
Poza Curtisem, który powitał ją z ostentacyjną
radością. Uśmiechnięty, obsypał ją komplemen­
tami, wziął za rękę i zapytał, czego by się napiła.
Czy nie o takim mężczyźnie marzy każda
kobieta? Problem w tym, że Curtis nie był
mężczyzną jej życia. Kiedyś teoretycznie nawet
rozpatrywała taką możliwość, ale w tej chwili
perspektywa przyszłości z nim całkowicie od­
płynęła w siną dal.
A że się wystroiła... cóż, po prostu chciała
wyglądać jak najlepiej.
W tym momencie usłyszała śmiech matki.
A więc jednak nadal ma omamy słuchowe.
Można wyobrażać sobie różne rzeczy, oczywiś­
cie pod warunkiem, że ma się bujną wyobraźnię.
Ale słyszeć głosy?- Płacz... śmiech... To już jest
bardzo podejrzane. Tak zaczynają się choroby
psychiczne. Podobno schizofrenicy widzą i sły­
szą coś, czego w rzeczywistości nie ma...
Ellie poczuła lęk. A jeśli naprawdę jest z nią
coś nie taki
- Napiję się białego wina - zdecydowała.
Curtis podszedł do bogato rzeźbionego drew­
nianego bufetu, który stał pod jedną ze ścian
pokoju, a ona dokonała szybkiego przeglądu
gości. Nie musiała się rozglądać za Jeffem, do-
Powiedziała prawdę. Alkohol, wypity na pra­
wie pusty żołądek, od razu postawił ją na nogi.
Tego potrzebowała - oderwania się od rzeczywis­
tości, adoracji mężczyzny, licznego towarzyst­
wa, odrobiny lekkomyślności. Jeśli będzie się
trochę kontrolować, coś takiego nie sprowadzi
jej na złą drogę.
- To dobrze - szepnął jej Curtis do ucha.
- Musieliśmy się uzbroić w cierpliwość. Przez tę
burzę i sztorm byliśmy zdani tylko na siebie.
- Znacznie lepiej.
strzegła go natychmiast;
w drugim końcu sali.
stał przy kominku
Przebrał się w spodnie khaki i w jasnoniebies­
ki sweter z wycięciem w szpic. Nawet z tej
odległaości dostrzegła ciepły błysk w jego nie­
prawdopodobnie niebieskich oczach. Nie może
nie wiedzieć, jak bardzo ten sweter podkreśla ich
kolor. Za to chyba się nie domyśla - a przynaj­
mniej Ellie miała taką nadzieję - jakie zrobił na
niej wrażenie.
Prawdę mówiąc, straciła głowę na jego widok.
Utwierdziła się w tym przeświadczeniu, kie­
Cóż, trudno. Ellie opuściła szal, eksponując
dekolt. Odebrała kieliszek od Curtisa, wypiła do
dna i podała mu go do ponownego napełnienia.
- Widzę, że czujesz się lepiej - powiedział
z uśmiechem.
dy ciepły błysk w oczach Jeffa
w dezaprobatę.
zamienił się
Spędziliśmy parę godzin na grach towarzyskich.
Trochę to było stresujące.
- Współczuję -odpowiedziała, rozglądając się
dookoła. Patrzyła na każdego, tylko nie na Jeffa.
- Znam się trochę na psychologii grupy - do­
rzucił Curtis. - Mam wrażenie, że w tej naszej
grupie nikt nikogo nie lubi. Poza tobą i mną, co
chyba oczywiste.
Ellie na moment poczuła niechęć do Curtisa,
ale przed głębszą emocjonalną reakcją uratowała
ją pokojówka, która wniosła na tacy przekąski.
Sącząc wino, Ellie beznamiętnym wzrokiem
obserwowała, jak Beverly staje tuż za Bobem
i Lori. Dla niepoznaki rozglądała się po sali, ale
przede wszystkim przysłuchiwała się, co ta para
do siebie szepcze.
W końcu uznała, że niczego się nie dowie;
widocznie tych dwoje rozmawiało wyjątkowo
cicho.
- Panie i panowie - odezwała się Livvy od
progu - proszę zająć miejsca. Po pierwsze, chcia­
łabym poinformować, że prognoza pogody na
jutro jest wyjątkowo pomyślna i że przejażdżka
łodzią jest nadal aktualna. Po drugie, muszę
państwu wyjaśnić, na czym będzie polegać za­
powiedziana tajemnicza akcja.
Pani domu była ubrana w sięgającą do ziemi
czarną wełnianą spódnicę i włożony do środka
sweter w kolorze starego złota. Wygląda prze­
ślicznie, pomyślała Ellie, choć uśmiech na jej
która
fatygując się, żeby obciągnąć sukienkę,
podjechała do połowy ud. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl