[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No dobrze - zgodziłam się - jeśli to aż taki problem, powiem im, żeby tego więcej nie śpiewali.
- W porządku. Ale prawdę mówiąc, Jess - powiedziała Pamela - nie dlatego cię tutaj poprosiłam.
Nagle poczułam na plecach lodowaty deszcz. Jakby ktoś wlał mi za koszulę puszkę coli.
Wiedziała. Pamela wiedziała.
A ja głupia myślałam, że chodzi o tę piosenkę.
- Mogę wszystko wyjaśnić - powiedziałam.
- Och, naprawdę? - Pamela potrząsnęła głową. - Wiem, że to częściowo nasza wina. Zupełnie nie rozu-
miem, jak to się mogło stać, ale fakt, że jesteś tą Jessicą Mastriani, umknął naszej uwadze. A przecież mamy tak
szczegółową procedurę rekrutacyjną...
Wizja podgrzewanych bufetów zatańczyła mi przed oczami.
- Posłuchaj, Pamelo - powiedziałam cicho. - Ta cała historia z piorunem... Owszem, to prawda. To zna-
czy, rzeczywiście uderzył we mnie piorun i tak dalej. Przez jakiś czas miałam te specjalne zdolności. No, przy-
najmniej jedną. Potrafiłam odnajdywać dzieci. Ale to się skończyło, zresztą pewnie wiesz. Ta moc mnie opuści-
Å‚a.
Ostatnie zdanie powiedziałam bardzo głośno na wypadek, gdyby starzy przyjaciele, agenci specjalni
Johnson i Smith, założyli w biurze podsłuch. Nie zauważyłam żadnej białej półciężarówki zaparkowanej w po-
bliżu obozu, ale kto wie...
- Opuściła cię? - Pamela patrzyła na mnie zaniepokojona. - Naprawdę?
- Ehe - potwierdziłam. - Lekarze mówili, że tak się może stać. Wiesz, jak już piorun skończy się we
mnie przemieszczać, czy coś. - Tak przynajmniej to zrozumiałam. - Okazało się, że mieli rację. Teraz w ogóle
nie mam żadnych nadnaturalnych zdolności. Więc, eee, nie masz się naprawdę czym martwić, jeśli chodzi o nie-
pożądaną reklamę dla obozu albo hordy wścibskich dziennikarzy. Już po wszystkim.
To, oczywiście, nie odpowiadało prawdzie nawet w przybliżeniu, ale Pamela nie musiała o tym wie-
dzieć.
- Nie zrozum mnie zle, Jess - powiedziała. - Cieszymy się bardzo, że z nami jesteś - zwłaszcza że tak
nam pomogłaś przy zamianie domków - ale w obozie Wawasee w ciągu pięćdziesięciu lat istnienia nie odnoto-
wano żadnej kontrowersyjnej sytuacji. Nie chciałabym, żeby coś..., no cóż, coś niestosownego wydarzyło się za
twojej tutaj bytności...
Mianem czegoś niestosownego, jak się domyślam, Pamela określiłaby na przykład wypadki zeszłej
wiosny, kiedy to strzelił we mnie piorun, a potem  zaproszono mnie do bazy wojskowej Crane na parę dni. Kil-
ku naukowców badało wtedy moje fale mózgowe, usiłując dociec, jak to się dzieje, że po obejrzeniu zdjęcia za-
ginionej osoby budziłam się następnego dnia z dokładnym adresem tej osoby w głowie.
Niestety, w Crane nie zamierzano poprzestać na badaniach. Uznano, że mój nowo objawiony talent
przyda się do tropienia tak zwanych zdrajców i innych nieciekawych indywiduów. Tak nawiasem mówiąc, lu-
dzie ci wcale nie życzyli sobie, aby ich odnajdywano. Dlatego nie wykazałam się szczególną chęcią współpracy.
Ci z bazy byli rozczarowani mojÄ… postawÄ….
Kiedy jednak wraz z kilkoma przyjaciółmi stłukliśmy parę szyb, wyrwaliśmy kratę i przecięliśmy meta-
lowe ogrodzenie oraz wysadziliśmy helikopter, dali mi wreszcie spokój. No, do pewnego stopnia. Chyba trochę
pomogło moje oświadczenie w prasie, że już nie jestem w stanie odnajdywać ludzi. Ten mój mały talent po pro-
stu zużył się i uleciał. Puf.
Tak im, w każdym razie, powiedziałam.
Domyślałam się jednak, o co chodzi Pameli. O eksplozję helikoptera i w ogóle. Gazety mnóstwo o tym
pisały. Nie co dzień wojskowy helikopter wylatuje w powietrze. To znaczy nie tak wybuchowo. Przynajmniej
nie w Indianie.
Pamela lekko zmarszczyła czoło.
- Rzecz w tym, Jess - powiedziała - że nawet jeśli nie masz już tych, eee, specjalnych zdolności, to sły-
szałam... no cóż, słyszałam, że zaginione dzieci nadal w jakiś sposób się odnajdują. Dużo więcej dzieci niż od- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl