[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marsjanin, który mnie schwytał nazywał się Tars Tarkas i był drugą pod względem
ważności postacią w tym plemieniu. Wyróżniał się wielkimi zdolnościami jako dyplomata i
wojownik.
Potem, jak przypuszczałem, opowiedział krótko zdarzenia, jakie zaszły podczas właśnie
zakończonej ekspedycji. Gdy skończył, wódz zwrócił się do mnie z dość rozwlekłą
przemowÄ….
Odpowiedziałem w naszej starej angielskiej mowie, by mu udowodnić, że żaden z nas
nie może zrozumieć drugiego. Zauważyłem, że gdy, kończąc, uśmiechnąłem się lekko,
on zrobił to samo. Ten fakt, a także podobne zdarzenie podczas mojej pierwszej
rozmowy z Tars Tarkasem przekonały mnie, że mamy przynajmniej tyle wspólnego, iż
jesteśmy zdolni się uśmiechać, a wiec również śmiać, czyli mamy poczucie humoru.
Jednak pózniej przekonałem się, że ich uśmiech jest tylko pozorem, a śmiech może
przyprawić najodważniejszego mężczyznę o drżenie ze strachu.
Poczucie humoru zielonych Marsjan również znacznie różni się od naszego. Agonia
jakiegoś ich współplemieńca jest dla tych dziwnych istot powodem do dzikiej wesołości,
zaś ulubioną rozrywką ich wodza jest zadawanie śmierci wymyślnymi i strasznymi
sposobami jeńcom wojennym.
Zebrani w sali wojownicy i dowódcy przyjrzeli mi się dokładnie, obmacując muskuły i
dotykając skóry. Potem naczelny wódz wyraził chęć obejrzenia pokazu moich
umiejętności i, wskazując gestem abym szedł za nim, skierował się wraz z Tars
Tarkasem ku wyjściu z budynku.
Od czasu pierwszej, nieudanej próby nie odważyłem się chodzić z wyjątkiem tych,
odcinków, które pokonywałem ściskany mocno za ramie, przez Tars Tarkasa. Tak wiać
teraz, mając zamiar zrobić krok, zacząłem skakać i fruwać miedzy biurkami i krzesłami
jak jakiś ogromny konik polny. Potłukłem się boleśnie, co wywołało u Marsjan wyrazną
wesołość i w związku z tym postanowiłem znów uciec się do pełzania. Jednak
Marsjanom wyraznie to nie odpowiadało i zostałem brutalnie szarpnięty w górę przez
osobnika, który uprzednio śmiał się z moich niefortunnych przygód najszczerzej.
Gdy opuszczał mnie w dół, abym stanął na nogach, jego twarz znalazła się na wprost
mojej i zrobiłem jedyną rzecz, jaką gentlemen może zrobić, stykając się, z brutalnością,
grubiaństwem i brakiem poszanowania praw innych osób. Rąbnąłem go pięścią prosto w
pysk, a on zwalił się jak ogłuszony byk, W czasie, gdy się osuwał na podłogę odbiłem się
od niego stopami i zrobiłem salto do tyłu w kierunku najbliższego biurka, spodziewając
się, że koledzy uderzonego Marsjanina będą chcieli natychmiast zemścić się na mnie.
Zdecydowany byłem, zanim oddam życie; stoczy tak dobrą walkę, na jaką pozwoli, mi
nierówny stosunek sił.
Moje obawy były jednak bezpodstawne, gdyż inni Marsjanie, w pierwszej chwili ogromnie
zaskoczeni, ryknęli w końcu dzikim śmiechem pokrzykując coś przy tym. Oczywiście
wtedy nie wiedziałem, że okrzyki oznaczają aplauz, ale pózniej, gdy poznałem ich
20
zwyczaje, zrozumiałem że było to coś co jest u nich rzadkością - szczera manifestacją
aprobaty.
Osobnik, którego uderzyłem leżał tam, gdzie upadł, i nikt do niego nie podszedł. Tars
Tarkas zbliżył się do mnie, ujął mnie za ramie i tak wyszliśmy bez dalszych przygodna
plac. Nie znałem oczywiście przyczyny, dla której wyszliśmy na otwartą przestrzeń, ale
wkrótce miałem zostać oświecony. Najpierw powtórzyli kilkakrotnie słowo sak , a potem
Tars Tarkas wykonał kilka podskoków, powtarzając ten wyraz przed każdym z nich. Gdy
następnie to odwrócił się do mnie i powiedział sak , zrozumiałem o co mu chodzi i
zebrawszy się w sobie saknąłem" tak wspaniale, że; przeleciałem przynajmniej sto
pięćdziesiąt stóp. Tym razem nie straciłem równowagi, lecz pewnie wylądowałem na
stopach. Potem wróciłem łatwymi dwudziestopięcio-trzydziestostopowymi skokami ku
małej grupie wojowników.
Mój pokaz był obserwowany przez kilkuset mniej ważnych Marsjan, którzy natychmiast
zaczęli się głośno domagać jego powtórzenia. Wódz rozkazał mi, abym to zrobił. Bytem
jednak głodny i spragniony. Zdecydowałem się zażądać od tych stworów spełnienia
wymagań mojego żołądka gdyż dobrowolnie na pewno by tego nie zrobili. Ignorowałem
wiec całkowicie rozkaz sak i za każdym razem, gdy go powtarzali przykładałem dłoń do
ust i gładziłem się po brzuchu.
Tars Tarkas i wódz zamienili kilka słów, potem przywołali z tłumu młodą kobietę dali jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]