[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeden kubek, potem dałem namówić się na drugi. Zagłębiony w porywającej dys-
kusji z Mówcą Piaskowcem, nie wiedzieć kiedy wlałem w siebie trzeci, a może
i czwarty. Stanowczo za szybko. Zwiat zawęził się do tej ciepłej, jasnej, przytul-
nej norki i stał się dość zadziwiający. Większość przedmiotów straciła właściwe
kształty i wymiary, nadymała się, pękając ze śmiechu. Mrugała świeżo pozyska-
nymi oczkami. Ulatywała w powietrze, gdzie unosiły się barwne obłoki, srebrne
gwiazdki i puchate lśniące dziwotwory, podobne do pękatych smoków. Zastana-
wiałem się niejasno: czy to ja? Czy to mój talent?
Pamiętam jeszcze Winograda. Zarumieniony, z nastroszonymi włosami wil-
gotnymi od potu, karmił swoją piątkę szczurów chlebem. Spiczastonose zwierzaki
łaziły po stole, zaglądając do kubków i próbując słodkiej nalewki. Wkrótce dwa
z nich zasnęły w misce po serze, trzeci i czwarty umknęły gdzieś przed bardzo za-
ciekawioną Miętówką. Ostatniego, płacząc ze śmiechu, obserwowali młodzi ma-
gowie. Uparcie próbował stanąć słupka i umyć sobie wąsy. Za każdym razem
tracił równowagę i przewracał się na grzbiet, rozpaczliwie machając łapkami.
Jak przez mgłę przypominam sobie Klingę i Nocnego Zpiewaka, siłujących
się na rękę. Promienia, który zasypiał, przytulony do szaro-czarnego futra pante-
ry, i Myszkę, śpiącego już słodko jak dziecię. Reszta była kolorowym melanżem
o kuszącym, ostrym smaku złocistych owoców.
210
* * *
Obudziłem się we własnym łóżku, z głową ciężką jak kamień. Musiało być
już strasznie pózno, a za oknem trwała piękna pogoda, bo przez szyby wpadały
ukośne promienie słońca, odbijając na ścianie krzywe owale okiennych opraw.
Przed lustrem stała nieznajoma kobieta, upinając włosy. Obejrzała się, gdy się
poruszyłem i posłała mi przyjazny uśmiech. W ustach trzymała kilka szpilek do
włosów. Podejrzliwie obrzuciłem spojrzeniem znajome wnętrze. Nie. na pewno
jestem u siebie. Co ona tu robi? No, tak. Przecież mieszkam z Nocnym Zpiewa-
kiem. Doprawdy, za dużo sobie już pozwala.
Spojrzałem w stronę jego posłania. Nie spał. Leżał z głową opartą na ramieniu.
Patrzył na mnie i uśmiechał się niewinnie. Na jego piersi spoczywała dziewczęca
główka ze zmierzwionymi włosami. Kwiatek na jej policzku rozmazał się, zmie-
niajÄ…c w kolorowÄ… smugÄ™.
Jakie wrażenia? spytał Nocny Zpiewak uprzejmie.
Spojrzałem znów na tamtą przed lustrem, z uczuciem narastającej paniki.
Gdzieś w głębi pamięci z wolna odemknęły się jakieś drzwiczki i przypomniałem
sobie inne fragmenty tej wariackiej nocy. Matko Zwiata! Podłoga, kołysząca się
pod stopami jak pokład okrętu. Zapach egzotycznych kwiatów, dotyk wilgotnej,
gorącej skóry i rozkosz rwąca przez całe ciało jak wodospad.
ZPIEWAK! ZABIJ CI!
Dlaczego?? zdziwił się z urazą. W nocy nie miałeś nic przeciwko.
Ale teraz mam, łotrze!! Spiłeś mnie i wykorzystałeś okazję!
Spiłeś się sam! oburzył się nie na żarty. A wykorzystanie wygląda
całkiem inaczej, zapewniani.
Dwaj ludzie, wygrażający sobie pięściami w kompletnym milczeniu stano-
wią dziwny i niezrozumiały widok, ale jeśli chodzi o magów, nie takie rzeczy się
ogląda w Zamku. Kobieta sprzed lustra pomogła ubrać się zaspanej towarzyszce
i czym prędzej zniknęły za drzwiami, bo w powietrzu wisiała awantura.
Zawiodłeś moje zaufanie!
Wielkie rzeczy! Tak sobie ceniłeś to nieszczęsne dziewictwo? W drzwiach
się musisz schylać, a zachowujesz się jak dziewczynka!
Nie ty powinieneś za mnie decydować, kiedy, jak i z kim! A już na pewno
nie z jakÄ…Å› dziwkÄ…!!
Obrażasz Różę! Należy do cechu. Jest najlepsza w Ogródku, o wiele dla cie-
bie za dobra, tłumoku! Wiatr Na Szczycie zawsze j ą wybiera.
A więc, co było dobre dla Mistrza Iluzji, musiało starczyć i mnie?
Zawsze, chyba że jest zajęta uzupełnił Nocny Zpiewak złośliwie.
Wtedy Wiatr bierze któregoś z chłopców .
211
Zatkało mnie. Jakbym otrzymał cios w brzuch.
Co, nie wiedziałeś? zdziwił się Zpiewak obłudnie. Przecież tyle cza-
su spędzacie razem. . .
Uderzyłem go w twarz.
Usiadł powoli na brzegu łóżka, z ręką przyciśniętą do policzka. To był koniec.
Ubrałem się. Zacząłem zbierać swoje rzeczy. Na rozłożonym kocu układałem bie-
liznę i ubrania. Książki, notatki, rysunki. Oddzielałem wszystkie podarunki, jakie
kiedykolwiek dostałem od Nocnego Zpiewaka i kładłem je na stole. A nie było
tego mało. Przyznaję, że serce mi drgnęło, gdy brałem do ręki bluzę ze smokami,
ale byłem zbyt dumny, by ją zatrzymać. Nocny Zpiewak wodził za mną wzrokiem
obitego psa. Zrobiło mi się go żal. Mógłbym mu wybaczyć ten nie chciany poda-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]