[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dominowała czerwień, błękit i żółć. Satterthwaite uświadomił sobie nagle, że intuicja go
nie zawiodła.
Wiedział, kto siedzi przy stoliku. Wiedział to tak dobrze, że nie musiał zaglądać
mu w twarz. Wrócił do kawiarni, obszedł okrągły stół i zajął miejsce naprzeciw
mężczyzny.
- Pan Quin - powiedział. - Wiedziałem, że to pan.
- Pan wie tak wiele rzeczy - odparł Quin z uśmiechem.
- Dawno pana nie widziałem - oświadczył Satterthwaite.
- Czy czas ma jakieś znaczenie? - spytał Quin.
- Może i nie. Najprawdopodobniej ma pan racje. Być może nie.
- Czy mogę zaproponować panu coś do picia?
- A czy mają tu coś takiego? - mruknął Satterthwaite z powątpiewaniem. - Choć
przypuszczani, że taki był cel pańskiej wizyty w tym lokalu.
- Nikt nigdy nie jest całkiem pewny swego celu, prawda? - spytał Quin.
- Cieszę się, że znów pana widzę - oznajmił Satterthwaite. - Niemal zapomniałem.
Zapomniałem, jak pan mówi i co pan mówi. Zawsze pobudza mnie pan do myślenia i do
działania.
- Ja& pobudzam pana do działania? Bardzo się pan myli. Zawsze pan wiedział,
co i dlaczego chce pan zrobić, i dobrze zdawał pan sobie sprawę z tego, że jest to
konieczne.
- DoznajÄ™ tego uczucia tylko wtedy, kiedy jest pan obok mnie.
- Och, nie - zaprzeczył łagodnie Quin. - Nie mam z tym nic wspólnego. Ja
jedynie& jak niejednokrotnie panu mówiłem& jedynie tędy przechodzę. To wszystko.
- A dzisiaj przechodził pan przez Kingsbourne Ducis.
- Ale pan nie przechodził. Pan zmierza do określonego miejsca. Czy mam rację?
- Jadę z wizytą do mojego bliskiego przyjaciela. Przyjaciela, którego od wielu lat
nie widziałem. Jest już stary. I częściowo sparaliżowany. Miał wylew. Rekonwalescencja
przebiegła bardzo pomyślnie, ale nigdy nic nie wiadomo.
- Czy mieszka sam?
- Na szczęście, teraz już nie. Jego pozostali przy życiu krewni wrócili z zagranicy i
od kilku miesięcy mieszkają razem z nim. Cieszę się, że znów ich wszystkich zobaczę.
To znaczy tych, których poznałem wcześniej, i tych, których jeszcze nie znam.
- Ma pan na myśli dzieci?
- Dzieci i wnuki. - Satterthwaite westchnął. Przez chwilę było mu smutno, że on
sam nie ma dzieci, wnuków ani prawnuków. Zazwyczaj wcale tego nie żałował.
- Mają tu specjalną turecką kawę - powiedział Quin. -Naprawdę wyśmienitą.
Prawdę mówiąc, wszystko inne, jak pan się domyślił, jest niesmaczne. Ale zawsze
można wypić filiżankę tureckiej kawy, prawda? Więc zróbmy to, bo jak sądzę niebawem
będzie pan musiał wyruszyć w swą dalszą wędrówkę.
W drzwiach kawiarni pojawił się mały czarny pies. Podbiegł do ich stolika, usiadł i
spojrzał na Quina.
- To pański pies? - spytał Satterthwaite.
- Tak. Przedstawiam panu Hermesa. - Pogłaskał psa po czarnej głowie. - Kawa -
rozkazał. - Powiedz Alemu.
Pies wybiegł na zaplecze. Satterthwaite i Quin usłyszeli jego krótkie, ostre
szczeknięcie. Po chwili wrócił z młodym a bardzo śniadym mężczyzną w zielonym
swetrze.
1
- Kawa, Ali - zamówił Quin. - Dwie kawy.
- Tureckie, prawda, sir? - Mężczyzna uśmiechnął się i odszedł.
Pies znów usiadł obok stolika.
- Proszę mi powiedzieć - zaczął Satterthwaite - gdzie pan bawił, co pan robił i
dlaczego od tak dawna pana nie widziałem.
- Mówiłem już panu, że czas nie ma w istocie znaczenia. Dobrze pamiętam nasze
ostatnie spotkanie i przypuszczam, że pan również je pamięta.
- Doszło do niego w bardzo tragicznych okolicznościach -odparł Satterthwaite. -
Nie chcę nawet o tym myśleć.
- Z powodu śmierci? Ale śmierć nie zawsze bywa tragedią. Mówiłem to już panu
wcześniej.
- No tak - przytaknął Satterthwaite - być może ta śmierć& ta, o której obaj
myślimy& nie była tragedią. Ale mimo wszystko&
- Ale mimo wszystko naprawdę liczy się tylko życie. Ma pan, oczywiście, całkowitą
słuszność - powiedział Quin. - Całkowitą. Tylko życie się liczy. Jest nam przykro, gdy
umiera ktoś młody, ktoś, kto jest szczęśliwy lub mógłby być szczęśliwy. Dlatego właśnie
musimy ratować ludzkie życie, kiedy tylko nadchodzą polecenia.
- Czy ma pan jakieÅ› polecenie dla mnie?
- Ja& dla pana? - Posępną, smutną twarz Harleya Quina rozjaśnił dziwnie
urzekający uśmiech. - Nie mam dla pana żadnych poleceń, panie Satterthwaite. I nigdy
nie miałem. Pan sam ocenia każdą sytuację, wie, co zrobić, i robi to. Ja nie mam z tym
nic wspólnego.
- Och, owszem, ma pan - zaoponował Satterthwaite. -Nie zmieni pan mojego
zdania na ten temat. Ale proszę mi powiedzieć, gdzie pan spędził ten zbyt krótki okres,
by nazwać go czasem?
- No cóż, bywałem tu i ówdzie. W różnych krajach, różnych klimatach. Miałem
różne przeżycia. Ale wszędzie bywałem głównie przejazdem. Myślę, że to raczej pan
powinien mi powiedzieć, nie tylko, co pan robił, lecz również, co pan zamierza. Dokąd się
pan wybiera. Z kim się pan spotka. Jacy są pańscy przyjaciele.
2
- Oczywiście, że panu powiem, ponieważ sam rozmyślałem o przyjaciołach, do
których jadę. Odnawianie starych przyjazni z osobami, których nie widziało się od
dłuższego czasu i nie utrzymywało z nimi bliższych kontaktów, zawsze naraża człowieka
na napięcie nerwowe.
- Ma pan zupełną rację - przyznał Quin.
Ali przyniósł turecką kawę w małych filiżankach ozdobionych orientalnym wzorem.
Uśmiechając się, postawił je na stole i odszedł.
- Słodka jak miłość, czarna jak noc i gorąca jak piekło - powiedział Satterthwaite,
sÄ…czÄ…c jÄ… z aprobatÄ…. - To stare arabskie powiedzenie, prawda?
Harley Quin uśmiechnął się i kiwnął potakująco głową.
- Tak - zaczai Satterthwaite. - Powiem panu, dokąd jadę, choć co tam będę robił,
nie ma chyba znaczenia. Zamierzam odnowić stare przyjaznie, poznać młodsze
pokolenie.
Jak wspominałem, Tom Addison jest moim bardzo serdecznym przyjacielem. W
młodości dokonaliśmy razem wielu rzeczy. Pózniej, jak to często bywa, życie nas
rozdzieliło. On pracował w służbie dyplomatycznej i spędził wiele lat na placówkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl