[ Pobierz całość w formacie PDF ]

leczył. Ale jeszcze nie nadeszły stamtąd wyniki jego
badań. Namawiałam go, żeby poszedł na razie do
mojego lekarza, ale nie chce o tym słyszeć - wzruszyła
ramionami. - Mówi, że jak ma iść do lekarza, to
pójdzie do kogoś, do kogo ma zaufanie. Jakie to
dziwne - dodaÅ‚a po chwili. - SiedzÄ™ tu z tobÄ… i roz­
mawiam o stanie zdrowia mojego ojca, jak gdyby
nigdy nic, jakbym go widywała zawsze. Ciągle się na
tym Å‚apiÄ™.
- Hmm. Obawiam się, że jeszcze wiele rzeczy może
cię zadziwić. - David pokręcił głową. - Sądząc z tego,
co mi opowiadałaś, twój ojciec nie należy do osób
łatwych we współżyciu.
- Zdaje siÄ™, że masz racjÄ™ - przyznaÅ‚a Nora z west­
chnieniem.
- Nie mówię tego, żeby cię straszyć. Pamiętaj po
prostu, że zawsze możesz na mnie liczyć, ilekroć
będziesz potrzebowała pomocy.
- Dziękuję. To bardzo miło z twojej strony, ale nie
mogÄ™ zawracać ci gÅ‚owy moimi kÅ‚opotami. Masz prze­
cież teraz mnóstwo pracy. i
j
- MówiÄ™ poważnie - potwierdziÅ‚ z caÅ‚ym przeko­
naniem David. -Dla ciebie zawsze będę miał czas.
Jutro muszę lecieć do Toronto, ale to tylko jedno
spotkanie. Powinienem zaÅ‚atwić sprawÄ™ w kilka go­
dzin. WpadnÄ™ do ciebie po powrocie - jeÅ›li, oczywiÅ›­
cie, nie masz nic przeciwko temu. Chętnie poznałbym
twojego ojca.
- Oczywiście, jeżeli tylko masz ochotę. - Nora
spojrzała na niego z wdzięcznością. - Choć wydaje mi
się - zawiesiła głos - że tak naprawdę wcale nie jest
łatwo poznać Phillipa. Jeśli w ogóle to możliwe...
- Daj mi szansę - uśmiechnął się, biorąc ją za rękę.
WracaÅ‚a do domu w dużo lepszym nastroju. Roz­
mowa z Davidem podniosła ją na duchu. Wiedziała, że
on nie rzuca słów na wiatr. No cóż, może jakoś to
będzie. Ledwo jednak przekroczyła próg swego biura,
mina jej zrzedła. Wszystko wskazywało na to, że
Phillip objął firmę we władanie. Na stole leżały
porozkładane papiery, na etażerce i krzesłach tacki
po sałatkach i opakowania po hamburgerach, które
Janice i ojciec musieli widocznie zamówić z pobliskiego
baru. Janice tkwiÅ‚a w swojej zwykÅ‚ej pozie na pod­
łodze, a naprzeciwko niej, również na podłodze,
siedział Phillip z bardzo zadowoloną minę.
- Chodz tu do nas, zostało jeszcze trochę twojej
ulubionej saÅ‚atki ze Å›wieżych krewetek. - Phillip ma­
chnął ręką na jej widok. - Pamiętasz, jak zawsze
przyrządzałem ci ją po swojemu?
Pamiętała. Przez moment znowu poczuła się małą
dziewczynkÄ…, siedzÄ…cÄ… na werandzie, z talerzykiem na
kolanach. Obok, w dużych, bambusowych fotelach
wypoczywali matka i ojciec, rozmawiajÄ…c leniwie,
w upale popołudnia. Zdało jej się, że znowu słyszy
buczenie pszczół w gazonie z różami.
Nie może pozwolić sobie na sentymenty, przywoÅ‚a­
ła się do porządku. Ojciec znowu próbuje starych
sztuczek. Musi na to wszystko patrzeć z właściwym
dystansem.
- Dziękuję, dalej uwielbiam krewetki, ale właśnie
wracam z obiadu - powiedziała, siadając za biurkiem.
- Widzę, że już zdążyliście się poznać. Bardzo się
cieszÄ™.
Spojrzała z uśmiechem na ojca. Miał na sobie lekkie,
beżowe spodnie, ciemną koszulę rozpiętą pod szyją, na
której zawiązał zieloną apaszkę. Nie znosił krawatów.
Zawsze mówił, że z krawatem czuje się jak urzędnik.
UbieraÅ‚ siÄ™ bardzo swobodnie, ale z wyszukanÄ… elegan­
cją. W domu cała jedna szuflada komody pełna była
po brzegi różnych fantazyjnych chustek, fularów, mu­
szek. Teraz, spoglądając na jego roześmianą twarz,
musiaÅ‚a przyznać, że jak na czÅ‚owieka, który ma wkrót­
ce umrzeć, trzyma fason nienagannie.
- Gdzie kupiłeś świeże krewetki?
- Jest taki mały targ rybny na Fulton Street
- mrugnÄ…Å‚ porozumiewawczo.
- To ładnych parę przecznic stąd - zdziwiła się
Nora. - Poszedłeś tam na piechotę?
- OczywiÅ›cie. Czy wyglÄ…dam na niedołężnego sta­
rca?
- Wyglądasz jak trzydziestolatek - roześmiała się
Nora.
- Te krewetki sÄ… pyszne - wtrÄ…ciÅ‚a Janice z peÅ‚­
nymi ustami. Musiała jednak coś wyczytać ze spój-
rżenia swojej szefowej, bo zaraz dodała: - No, dosyć
tego ucztowania. Wszystko co dobre ma swój koniec.
SprzÄ…tam i biorÄ™ siÄ™ do roboty.
- Ja ci pomogÄ™ - powiedziaÅ‚ Phillip, siÄ™gajÄ…c po ta­
lerzyk z jej kolan. - ZmyjÄ™ to raz dwa i uprzÄ…tnÄ™ resztÄ™.
W kilka minut pózniej pojawił się znowu w drzwiach
biura. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl