[ Pobierz całość w formacie PDF ]
było jej w stanie powstrzymać.
- Czemu nie pozwolisz nam się tym zająć? - spytał Carlos ugodowym tonem. -
Zawiadomię cię, kiedy wszystko będzie gotowe.
- Chcę się przywitać z moją klaczą i sprawdzić, jak zniosła podróż. Nie wrócę do
domu, zanim nie zobaczę wszystkich koni. - Ujęła się pod boki i zmierzyła go nieustę-
pliwym spojrzeniem, ale Carlos nie cofnął się.
- Dobrze, zajmiemy się tym wspólnie - zgodził się w końcu.
Poczuła przypływ radosnego podniecenia. Jednak potrafiła stawić mu czoło, nie
ugięła się przed nim. Serce tłukło jej się w piersi z ekscytacji. Kochała swoją pracę, ale
nie była to wyłączny powód obecnego stanu...
Carlos chwycił za uzdę głównego konia, ogromnego ogiera imieniem Pułkownik,
jak pamiętała, swego ulubieńca. Bella z radością zajęła się Misty. Razem udali się na
niewielki padok przed kliniką, gdzie konie miały zaczekać na badanie weterynaryjne.
- Przez kilka dni będą na obserwacji - wyjaśnił Carlos, przyglądając się, jak klacz
czule ociera chrapy o policzki swojej pani. - Pozwolimy jej się zaaklimatyzować, a po-
tem będziesz mogła na niej jezdzić, ilekroć przyjdzie ci na to ochota.
Bella patrzyła na niego w milczeniu. Po raz pierwszy ktoś jej mówił, jak postępo-
wać z koniem.
- Pojadę na niej, kiedy uznam za stosowne - wypaliła.
- Za zgodą weterynarza.
- Po konsultacji z nim. - Zwinęła dłoń w piąstkę i wzorem babki Carlosa nie za-
mierzała ustąpić ani na jotę.
R
L
T
Widok Belli w porozciąganym ubraniu wzbudził w Carlosie wiele pomieszanych
uczuć. Przyczynił się do tego także jej wojowniczy nastrój. Dlaczego tak komplikowała
mu życie? Czy nie mogła zwyczajnie usłuchać?
Być mu posłuszną, jak dziewczyny tak nudne, że chciało mu się przy nich zapaść
w sen. Czy w taką osobę chciałby ją zmienić?
Wtedy w stodole wyczuł w niej namiętność. Dla niej liczyło się tylko czarne albo
białe, wszystko albo nic; seks bez uczucia nie wchodził w grę. On natomiast nie wy-
obrażał sobie sytuacji odwrotnej, seksu wynikającego z zaangażowania. Mimo to wy-
obrażał sobie jej nagie ciało pod workowatym ubraniem. Udawała, że go ignoruje, szep-
cząc w ucho klaczy czułe słówka, ale wyczuwał w niej podskórną pasję. Spochmurniał
dochodząc do wniosku, że przecież sam ją tu ściągnął, narażając się na te wszystkie
komplikacje.
W przeddzień meczu konie przeszły szczegółowe badania weterynaryjne, których
wynik okazał się pozytywny. Kiedy tylko lekarz pozwolił, Bella zabrała Misty na prze-
jażdżkę. Zbliżywszy się do padoku, gdzie młode konie były przyuczane przez stajen-
nych, spostrzegła opartego o ogrodzenie Carlosa. Przyglądał jej się z aprobatą. Podobała
mu się jej determinacja i pewność siebie, a zawodowe umiejętności nie miały sobie rów-
nych. Mało kto mógł się z nią mierzyć w miłości i wyczuciu do koni, może poza nim
samym i Ignaciem.
Jak zwykle podczas jazdy konnej miała na głowie toczek, a włosy związała z tyłu i
przytrzymała siatką. %7łałował, że nie jest mu dane zobaczyć jak jej rudoczerwone włosy
rozwiewa wiatr.
- Carlos! - Skinęła mu głową, nie przerywając jazdy.
On także się ukłonił. Nie spotkają się wcześniej niż podczas przerwy w meczu, gdy
Bella będzie nadzorowała zmianę rumaków. Dostąpiła wielkiego zaszczytu, bo miała
pracować z Ignaciem, który zazwyczaj wolał pracować sam. Stary przyjaciel wyznał mu
w zaufaniu, że Bella jest inna, wyjątkowa, i dlatego się na to zgodził. Carlos zerknął teraz
na niego; z podziwem patrzył za oddalającą się dziewczyną.
- Przypomina mi twoją babkę...
R
L
T
Carlos stłumił uśmiech. Ignacio rzadko pozwalał sobie na jakiekolwiek komentarze
niedotyczące koni. Annalisa Caracas, babka Carlosa, której portret wisiał w sypialni Bel-
li, była piękna jak królowa, miała odwagę wojowniczki i jezdziła konno jak mężczyzna.
Jego ojciec wżenił się w majątek i wiódł życie próżniaka, doprowadzając ranczo do
upadku. Na szczęście babka w ostatniej chwili zapobiegła katastrofie. Carlos darzył ją za
to głębokim szacunkiem i uczuciem.
Kuksaniec Ignacia wyrwał go z zamyślenia. Bella galopowała wraz z Misty w kie-
runku otwartej pampy. Obserwujący ją gauchowie śmiali się i wiwatowali głośno, gdy
klacz dziarsko przeskoczyła ogrodzenie i triumfalnie potrząsnęła łbem, gnając ku koń-
skiej wolności.
Carlos uświadomił sobie, że po raz pierwszy od bardzo dawna wraz z innymi męż-
czyznami obserwuje jadącą konno kobietę.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
Mecz polo zbliżał się wielkimi krokami i na ranczu dało się wyczuć spore ożywie-
nie. Przygotowania wyglądały tak, jakby czekała ich bitwa na śmierć i życie. Sprawdza-
no najdrobniejsze szczegóły, stan boiska i ogrodzenia, a przybyłe z miasta dzieciaki nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]