[ Pobierz całość w formacie PDF ]
musimy rozÅ‚ożyć siÄ™ gdzieÅ› na noc, a nie chciaÅ‚bym robić tego w pobliżu Vargaklämman.
- Co to wÅ‚aÅ›ciwie jest Vargaklämman? - chciaÅ‚ wiedzieć Erling.
- Poczekajcie, aż tam dojedziemy, wtedy wam pokażę. Cała grupa znów więc była
razem. Tiril powitała podnieconego Nera odpowiednio dobranymi karcącymi słowami,
wypowiadanymi jednak pieszczotliwym tonem, który odebrał im powagę. Móri na moment
objął Tiril, dając do zrozumienia, jak bardzo się o nią lękał.
83
Wkrótce dotarli do niezwykle wysokiego zwałowiska głazów, zgromadzonych po
jednej stronie ścieżki. Wśród bloków skalnych widniały wejścia do licznych jaskiń.
- Vargaklämman - oznajmiÅ‚ Tobias Fredlund.
- Bardzo interesujące - stwierdził Erling. - Człowieka ogarnia nieprzeparta ochota, by
się tam wczołgać.
- Na miłość boską, nie wolno tego robić - ostrzegł Fredlund. - Cieszcie się, że pies nie
pobiegł tu za wilkiem. Groty są wielkie, długie, to ulubione miejsce schronienia wilków.
Tiril zadrżała.
- Ale dlaczego to siÄ™ nazywa Vargaklämman?
- Bo chłopi z okolic Tiveden znają to miejsce i podczas polowania zapędzają tu wilki.
Aatwiej je wtedy schwytać.
Dziewczyna odwróciła głowę.
- Nie chcę o tym słuchać - powiedziała z żalem w głosie. - Wilki są także żywymi
istotami. Nero przecież czuje, one więc na pewno także.
- Jesteś zbyt słaba, Tiril - stwierdziła Catherine. - Wielokrotnie uczestniczyłam w
polowaniach, uwielbiam to!
Móri, jadący obok Tiril, położył dłoń na jej ręce. Uścisnęła ją mocno.
Minęli jeszcze jedną zadziwiającą formację skalną. Fredlund powiedział, że nazywają
ją Olbrzymem z Almedalen. Był to bardzo długi, wąski głaz przyciśnięty do oszlifowanego
przez masy lodu skalnego zbocza. Ze śmiechem stwierdzili, że głowa olbrzyma trochę się
odsunęła od korpusu. W końcu Tobias Fredlund, którego z każdą niemal chwilą darzyli coraz
większym szacunkiem, oznajmił:
- Tu skręcimy z drogi...
Tiril zastanawiała się, co ich teraz czeka. Całodzienna jazda wierzchem dawała się już
we znaki, czuć ją było w całym ciele, oczy piekły ze zmęczenia.
Owszem, przywykła do konnej jazdy, lecz nie na tak długich odcinkach, niemal bez
odpoczynku, w dodatku po bardzo nierównym terenie. Napięcie nie opuszczało jej nawet na
chwilę, bo nigdy nie było wiadomo, czego mogą się spodziewać w zaklętym lesie. Olbrzymie,
porośnięte mchem głazy w cieniu między pniami sosen, połyskujące jeziorka, uroczyska, na
których woda lśniła jak oczy w głębokich jaskiniach... Wszystko stwarzało nastrój trudny do
opisania słowami. Miało się wrażenie, że wtargnęło się w najgłębsze tajemnice przyrody, że
las owija człowieka wielką zieloną jak mech peleryną. A w mroku przemykały się tajemnicze
istoty. Milczące, bezszelestne, podstępne...
84
Tiril przeszedł dreszcz, wzrokiem natychmiast poszukała Móriego. On jednak jechał
przodem, zniknął już za ogromnym kamieniem.
Tiril poczuła się bardzo samotna.
Nera prowadzili teraz na smyczy. Sprawował się przykładnie, grzecznie biegnąc u
boku jej konia.
Drzewa przerzedziły się, błysnęła zza nich woda kolejnego jeziora.
Fredlund wstrzymał konia.
- Fagertärn - oznajmiÅ‚, zeskakujÄ…c.
Zsiedli z koni i w nabożnym niemal nastroju zeszli na brzeg. Tutaj także ziemię
pokrywał dywan sosnowych szpilek, spod których wyłaniały się poplątane korzenie. Drzewa
po drugiej stronie jeziora majestatycznie odbijały się w mrocznej, przejrzystej wodzie. Dwie
smukłe brzozy wraz ze swym odbiciem na tle mrocznego lustra wody zdawały się cienkimi
paskami srebra. Obraz był tak piękny i wzruszający, że nie tylko Tiril ścisnęło się serce.
- Spójrzcie! - zawołała Catherine. - Spójrzcie na lilie wodne!
Tiril już zobaczyła białe i żółte kwiaty w zatoczce, przy której stali. Teraz dostrzegła
coś jeszcze, przeniosła wzrok w miejsce wskazane przez Catherine.
- Jakie wielkie! - szepnęła. - Jaki prześliczny kształt!
- Większe niż moja dłoń - z niedowierzaniem powiedział Erling.
- To największy ze wszystkich istniejących gatunków lilii wodnych - rzekł Fredlund. -
Kwiaty mają średnicę trzy i pół cala.
W jego głosie słychać było dumę, jakby to on był właścicielem czerwonych lilii z
Fagertärn.
- I rosną tylko tutaj? - dopytywała się Catherine.
- Tylko tutaj.
- Muszę zabrać kilka roślin do domu, do Vestfold - stwierdziła.
- Nie, Catherine, nie rób tego - powstrzymał ją Móri. - Nie wspominając już o tym, że
nie przetrwajÄ… przenosin, zniszczysz coÅ›, nie rozumiesz?
- Uważasz, że to zle, iż znajdą się w jeszcze innym miejscu? %7łe Norwegia także
będzie miała swoje?
- Zniszczysz legendÄ™, legendÄ™ o Fagertärn, jedynym miejscu na Å›wiecie, gdzie rosnÄ…
czerwone lilie wodne.
Zastanowiła się przez chwilę.
- Chyba masz rację - przyznała w końcu.
85
Tiril stała oszołomiona z zachwytu. Wprawdzie zabrakło już słonecznego blasku i
światło wieczoru tłumiło nieco kolory, lecz i tak dostrzegła różnorodność odcieni kwiatów.
Niektóre były jasnoróżowe, niemal zbliżające się do białego. Większość miała łagodną
różową barwę, ale znajdowały się wśród nich także ciemnoczerwone okazy. Tiril, której serce
zawsze gorąco biło dla przyrody, poczuła przypływ szczęścia.
- Takie doskonałe... Dziękuję panu, panie Fredlund, że pan nas tu przyprowadził!
Mruknął coś pod nosem, wzruszony i zakłopotany pochwałą. Pewnie sam nie bardzo
wiedział, co mówi.
- Przegryziemy coś? - zaproponował. - Sporo czasu upłynęło od ostatniego posiłku.
Konie też pewnie zgłodniały.
Rozłożyli się na polance nad jeziorem. Tym razem jedzenie smakowało jeszcze
bardziej, bo długi i męczący etap podróży był już za nimi. Dotarli do celu, o którym
jegomość , Gustaf Wetlev, wspomniał Mai i Kai. Mówił o czerwonych liliach wodnych i oto
je znalezli.
Fredlund raczył ich dramatycznymi, niesamowitymi opowieściami z Tiveden. Mówił
o gÅ‚azie w Skamlösadalen, gdzie wÄ™drowcy zwykli kÅ‚aść kamyk w szczelinie, by uchronić siÄ™
przed nieszczęściem w podróży. Kiedyś zamordowano tam człowieka, jego zwłoki znaleziono
[ Pobierz całość w formacie PDF ]