[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za kolacjÄ™ i samochodzie.
Steve słuchał ze zrozumieniem, od czasu do czasu kiwając głową. Zdziwiło go, że
Hallie potrafi żartować w takiej sytuacji. Z reguły kobiety są czułe na tym punkcie i rzadko
potrafią zachować dystans. Przynajmniej on takie z reguły spotykał.
- Nie martw się - pocieszył ją.
- Nie mam zamiaru - powiedziała z bladym uśmiechem. - Byle nadęty księgowy nie
zepsuje mi humoru.
- Słusznie. - Odczekał, aż zniknie w swoim domu, i dopiero wtedy zamknął drzwi, a
następnie wybuchnął śmiechem. Musiał to jej przyznać - Hallie McCarthy ma charakter!
- Coś taki wesolutki? - zagadnął go Todd następnego ranka.
- Dlaczego tak myślisz? - Steve nachylił się nad skrawkami metalu, chcąc uniknąć
wzroku przyjaciela.
Todd miał rację. Humor wyraznie mu się poprawił. Podejrzewał, że to za sprawą
Hallie. Ilekroć myślał o niej i tym kretynie, który wziął ją na kolację, uśmiechał się od ucha
do ucha. Czy można się dziwić, patrząc na historię tych dwojga, że on, Steve, nie ma ochoty z
nikim się umawiać i woli zabiegać o odzyskanie żony? %7łeby tak Mary Lynn trafiła na takiego
bałwana, to może zrozumiałaby wreszcie, że jej mąż nie jest taki najgorszy.
- Cały dzień głupkowaty uśmiech nie schodzi ci z twarzy. - Todd najwyrazniej nie
miał zamiaru zmieniać tematu.
- Wolałbyś, żebym ciskał gromy i wściekał się na wszystkich?
- Nie - przyznał Todd i wzruszył ramionami. -Może zjemy lunch?
- Jasne.
Steve sam przygotowywał sobie jedzenie, tak zresztą jak za czasów małżeństwa, co
oznaczało, że po drodze do pracy zaglądał do delikatesów. Przeszli obydwaj do niewielkiego
pokoju obok biura, mówiąc po drodze pani Applegate, że robią sobie przerwę na lunch. Nowa
sekretarka, starsza osoba, którą Steve znalazł przez szkołę biznesu, okazała się niezwykle
kompetentna i rzetelna.
- Zaparzyć kawę? - zapytała.
- Prosimy.
- Ta kobieta cię rozpieszcza - powiedział Todd, siadając przy stole i rozpakowując
kanapki.
- A ja będę jej na to pozwalał. - W porównaniu z Danielle i Mary Lynn pani Applegate
była uosobieniem sumienności: zorganizowana, skuteczna, pracowita. Zastanawiał się, jak
dotąd radził sobie bez niej.
- Powiedz wreszcie, co cię tak bawi, niech i ja się pośmieję - Todd nie dawał spokoju
przyjacielowi.
- Moja sąsiadka. Dziewczyna szuka męża. - Steve nie widział powodów, dla których
nie miałby opowiedzieć wypadków poprzedniej nocy.
- Jak wyglÄ…da?
- A co? Reflektujesz?
Todd ugryzł potężny kęs i żując zawzięcie, zastanawiał się przez chwilę nad
odpowiedziÄ….
- Może.
- Nie tak dawno oznajmiłeś mi, że nie chcesz mieć do czynienia z kobietami.
- Z niektórymi. No dobra, mów, co się przydarzyło tej twojej sąsiadce?
- Wyciągnęła mnie z łóżka o wpół do dwunastej w nocy, żebym pożyczył jej
dwadzieścia papierów. Facet, z którym poszła na kolację, przez cały wieczór zachowywał się
parszywie, do tego stopnia, że zażądał, by zapłaciła swoją część rachunku. Potem zepsuł mu
się samochód, całą winę zwalił na nią, zostawił ją na szosie i powiedział, żeby sama sobie
wracała do domu. No i wróciła.
- Dobrze zrobiła.
- Też jej tak powiedziałem. - Znowu się uśmiechnął na wspomnienie opowieści Hallie.
Tak zabawnie naśladowała tego Marva, jak żąda swoich czterdziestu kilku dolarów.
- Lubisz jÄ…?
- Czy lubię? Co przez to rozumiesz? - Oczywiście, że lubił Hallie. Dlaczego miałby jej
nie lubić? Ale to nie znaczy, że się nią interesował.
- Umówisz się z nią?
- CoÅ› ty. Nie jest w moim typie,
- A jaki jest twój typ? - dociekał Todd.
- %7łebym to ja wiedział. - Jedyną kobietą, którą kochał, była Mary Lynn. Nie chciał
nigdy żadnej innej, o żadnej nie myślał. I tak miało zostać.
Jego odpowiedz usatysfakcjonowała widać Todda, bo skinął głową.
- Ze mną to samo. Mogę się spotkać z dziewczyną albo nie. Jedno wiem - jak tylko
pomyślę o którejś poważnie, zaczynają się kłopoty. Jak ostatnio. Spotkam kogoś, w porządku,
ale sam szukać nie będę.
Steve zasępił się. Znowu pomyślał o Mary Lynn i o jej przyjacielu. Z tego, co mówiły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]