[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeżyła, takiej naprawdę dopóki śmierć nas nie rozłączy . Nie mam pojęcia, jak to jest,
że ktoś cię otacza opieką, dba o ciebie, jest wobec ciebie zwyczajnie lojalny, ciekawi go
twoja praca. Marcela moja praca drażniła, kiedy miałam zapalenie płuc, wyjechał na
narty, zostawiając mnie z małymi dziećmi, a kiedy trzeba była ratować Laurę, okazało
się, że ona jest tylko moją córką.
Oj, oj, znów zaczynasz a było tak fajnie mówi zezłoszczona Strofa daj mi
trochę odpocząć na łonie przyrody . Dam, ale za chwilę, bo nie mogę się już zatrzymać.
To piękne, co Weronika mówi, ale jej słowa potwierdzają ogrom mojej klęski. Chce mi
się płakać. A może weszłam na ten portal i tak długo rozstawałam się z Marcinem, bo
chciałabym przeżyć coś podobnego. Prawdziwą, pełną czułości miłość.
Dzięki, że mi o tym powiedziałaś. Trochę ci zazdroszczę, bo ja nie znam
takiego uczucia. Chyba w ogóle nie znam miłości. Może ze dwie młodzieńcze, kiedy
człowiek strasznie się miota i nic jeszcze nie rozumie.
Nie umiem jej tego wyjaśnić, bo, jak mówi moja mama, ludzie zdrowi nie
zrozumieją chorych, a szczęśliwi nieszczęśliwych. Czuję jednak, że Weronika wie, o co
chodzi.
Uważam, że powinnaś być otwarta na jakiś związek. Bo jeśli masz wątpliwości,
to znaczy, że jeszcze nie wykluczyłaś go ze swojego życia. Chyba. Ale najważniejsze,
żeby wiedzieć, czego tak naprawdę się chce. No, po prostu, jakie są twoje marzenia,
potrzeby. To niby oczywiste, ale rzadko zastanawiamy siÄ™ nad tym. Nasze marzenia
kończą się bardzo wcześnie, tak jak intuicja, której w pewnej chwili przestajemy słuchać,
więc zdezorientowana zaczyna szwankować, bo nie czuje się potrzebna. Czy wiesz, że
intuicję trzeba trenować?
Nie. PatrzÄ™ na WeronikÄ™ ze szczerym zdziwieniem. %7Å‚artujesz, prawda?
Ani trochę. Bartek mnie tego nauczył. On uważał, że bez intuicji nie powinno
się chodzić po górach. A przecież życie też przypomina wspinaczkę.
Moje na pewno ciężko wzdycham, na co Weronika zaczyna się śmiać.
Każde, moja kochana Maniu, każde, tylko że jedni wchodzą na Gubałówkę, a
inni na K2.
Ja na K2 wzdycham ponownie, sięgając po kolejnego prawdziwka.
Jeśli jeszcze raz westchniesz, każę ci jutro zaopiekować się trójką dzieci
sąsiadki, wydoić jej krowę, narąbać drewna i nakarmić inwentarz grozi Weronika, a jej
słowom wtóruje złośliwy chichot Strofy: chyba się zaprzyjazniły.
Nie! Już wolę swoje K2. Zresztą jutro wyjeżdżam.
To był fantastyczny pomysł, żeby pojechać do Weroniki. Mój instynkt
samozachowawczy i intuicja jeszcze działają: przecież to one podszepnęły mi, że trzeba
uciec, poszukać gdzieś dobrej energii, odetchnąć ( Ale ty ciągle wzdychałaś, a to nie to
samo! A ty jesteś coraz bardziej bezczelna) i przestać się bać. Posłuchałam.
Po śmierci Bartka spędziłam z Weroniką wiele dni i nocy. Robiłam jej zakupy,
próbowałam ją namówić do jedzenia, chodziłyśmy na spacery. I milczałyśmy, prawie
cały czas milczałyśmy, może dlatego wolała być ze mną niż ze swoją mamą nie
pocieszałam jej, nie zapewniałam, że na Bartku świat się nie kończy. Bardzo jej
współczułam, ale to raczej mnie należałoby współczuć. Ona straciła coś najważniejszego,
ale przynajmniej to miała, i, jak się okazuje, w pewnym sensie nadal ma, a moje życie
wówczas było straszliwie ubogie, zredukowane do walki z dnia na dzień.
Przestań się bać powiedziała Weronika, kiedy się żegnałyśmy, nic nie wiedząc
o moim wrogu, czyli strach mam już wypisany na czole. A kiedy wsiadłam do
samochodu, dodała: Dziękuję ci, że byłaś wtedy ze mną.
Wracam już całkiem spokojna, można powiedzieć, że nawet szczęśliwa. I wiozę
słoiki z malinami, sok z pomidorów, który nie tuczy, konfiturę ze śliwek bez cukru i
pachnące prawdziwki, ususzone przez Weronikę na piecu. Cały samochód pachnie
świętami.
Docieram do domu wczesnym popołudniem. Wypoczęta, spokojna. Jest zimno,
cieszę się, że za chwilę wejdę do mieszkania, w którym zaczęli grzać jeszcze przed moim
wyjazdem. To zalety nowoczesnych osiedli: kiedy temperatura spada poniżej 17 stopni,
włączają ogrzewanie. Jadąc windą, znów przypominam sobie o sąsiadach, którzy się
obrazili. To już obsesja. Może powinnam teraz do nich zapukać, przeprosić, chociaż nie
wiem za co, i w końcu wypić z nimi kawę. I powoli wracają też myśli o wrogu. To
naprawdę okropnie denerwujące, że w języku, w którym są rodzaje gramatyczne,
niektóre słowa mają tylko męską formę. A przecież wiele wskazuje na to, że mam wroga
kobietę. Tę wróg.
Przez kilka chwil walczę z zamkiem, nie mogę go otworzyć. W końcu naciskam
klamkę. Drzwi są otwarte. Czyżby Laura na mnie czekała? przemyka mi przez głowę
radosna myśl. Kiedy wchodzę do salonu z uśmiechem na twarzy, pośrodku dębowego
secesyjnego stołu, który w amoku wylicytowałam na Allegro, natychmiast dostrzegam
ogromny bukiet róż. Niestety paskudnych i gnijących, ze zwisającą smętnie na
sznureczku ozdobnÄ… kopertkÄ…. StojÄ…c nieruchomo w korytarzu, wpatrzona w bukiet,
wołam z nadzieją: Lauro, jesteś tu? . Ale nikt się nie odzywa. Nie ma jej. I w następnej
chwili już wiem: to róże od wroga, był tutaj, przecież ani Laura, ani Jolka, które mają
klucze, nie przyniosłyby mi, w dodatku pod moją nieobecność, zwiędłych kwiatów. Nie
mylÄ™ siÄ™:
Strzeż się, Ofelio, strzeż się, luba siostro;
I stój w odwodzie twej skłonności, z dala
Od niebezpieczeństw i napaści pokus.
Ofelia. A zatem wszystkie trzy kocice mam już z głowy. Czuję się tak, jakby ktoś
pod moją nieobecność zamieszkał u mnie i teraz gdzieś się ukrywał. Strach ustępuje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]