[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trick. Jednak uczucie niepokoju nie zniknęło.
- Kerk! - krzyknął w języku Pyrrusan. - Hak!
Co się stało z hakiem?! Z tym, co spadł!
Jeżeli Temuchin go zobaczy...
Jedno spojrzenie wystarczy by odkryć, że nie
jest z tej planety. Koczownicy dość dobrze
potrafią ocenić, co potrafią wytworzyć tutejsi
Planeta Zmierci III
- 180 -
ludzie. Z mocno bijącym sercem czekał na
odpowiedz Kerka.
- W porządku! Widziałem gdzie leciał!
Podniosłem go, kiedy patrzyli na ciebie! Czy
jesteÅ› ranny?!
- To dobrze - westchnął Jason, głęboko
wdychajÄ…c powietrze. - Nie, nie jestem! -
krzyknÄ…Å‚. - IdÄ™ dalej!
Siły go opuszczały i zanim osiągnął podstawę
komina wiodącego do szczytu, musiał
zaaplikować sobie z medpakietu najmocniejsze
środki. Komin wydawał się mieć około
dziesięciu metrów wysokości, a jego dwie
ściany biegły cały czas równolegle do siebie.
- Ostatnia próba - powiedział do siebie,
spluwając na dłonie. Pożałował tego
natychmiast, widząc jak ślina zamarza mu na
rękach. Wytarł je i zdjął torbę. Im mniej
ciężarów, tym lepiej. Zostawił nawet młotek.
Poukładał niepotrzebne rzeczy u podstawy
komina i założył sobie na szyję zwój liny.
Opierając się plecami o jedną ścianę, postawił
nogi na drugiej i jego ciało znalazło się w
poziomym położeniu. Zaparł się mocno i
centymetr po centymetrze posuwał w górę.
Szybko zdał sobie sprawę, że nie da rady.
Równocześnie wiedział, że musi to zrobić.
Zejście w dół byłoby tak samo trudne, jak
wejście na górę. Jeżeli spadnie, złamie rękę
lub nogę. Leżałby tam po prostu i zdechł z
pragnienia. Nie było szans, aby ktoś mu
pomógł. Musiał dać sobie radę sam.
Gdy w końcu prawie osiągnął szczyt, nie miał
siły, aby przeciągnąć się przez krawędz.
Odpoczywał parę sekund, wciągnął głęboko
powietrze i wyprostował nogi. Robiąc
jednocześnie skręt, uchwycił się skalnego
załomu. Przez moment tak wisiał. Wreszcie
bardzo wolno, czepiając się palcami małych
Planeta Zmierci III
- 181 -
występów, wciągnął się i położył, wyczerpany
na szczycie.
Wierzchołek był zdumiewająco mały - widział to
teraz, łapiąc powietrze. Nie większy niż
kanapa.
Podczołgał się do krawędzi i pomachał ręką do
żołnierzy w dole. Przywitał go ryk radości,
kiedy go zobaczono. Z czego tu się cieszyć?
Podszedł do przeciwnej krawędzi i od razu się
cofnął. Z leżącego poniżej urwiska łucznicy
wypuścili w jego stronę chmurę strzał. Tylko
dwie z nich osiągnęły taką wysokość, że mogły
go trafić. Spojrzał jeszcze raz i zobaczył
pozycje wroga. Wszystko było widoczne i w
zasięgu rzutu - zarówno pozycje na krawędzi
urwiska, jak i rząd łuczników, strzegących
grani.
- Jesteś dobry, Jason - powiedział głośno. -
Sprawdzasz się w każdym świecie!
Siedząc ze skrzyżowanymi nogami, zrobił na
końcu liny wielką pętlę, otaczając nią szczyt
skały. Na pewno się nie ześlizgnie. Następnie
opuścił powoli jej koniec przez krawędz skały.
Krótkie szarpnięcie dato mu znać, że lina
dotarła do gruntu. Skrócił linę i trzema
pociągnięciami zasygnalizował, że wejście jest
bezpieczne. Potem usiadł i czekał.
Wstał dopiero wtedy, gdy lina zaczęła
gwałtownie drgać. Kerk był już blisko, w ogóle
nie zadyszany, niosąc na plecach olbrzymi wór
z bombami.
- Możesz mi podać rękę i pomóc przejść przez
krawędz? - zapytał.
- Oczywiście. Tylko nie ściskaj mi jej za
bardzo, bo złamiesz.
Jason położył się twarzą do skały i wyciągnął
dłoń. Kerk puścił linę i w akrobatycznym
chwycie złapali się za przeguby. Jason nie
próbował ciągnąć - nawet gdyby próbował, to i
Planeta Zmierci III
- 182 -
tak nie dałby rady unieść Kerka. Rozciągnął
się tylko płasko na skale, próbując znalezć
najlepsze oparcie. Kerk przerzucił ramię przez
krawędz i wspiął się na szczyt.
- Bardzo dobrze - ocenił, patrząc w dół na
nieprzyjacielskie pozycje. -Nie majÄ… szans.
Wziąłem trochę dodatkowych mikrogranatów.
Zaczynamy?
- Może pozwolisz mi rzucić pierwszą bombę na
otwarcie sezonu?
Kiedy rozległ się łoskot eksplozji, armia
Temuchiua odpowiedziała jak echo zwycięskim
rykiem i zaczęła forsować skalne rumowisko.
Bitwa wkrótce zostanie wygrana, a wraz z nią
cała wojna. Jason usiadł i przyglądał się
Kerkowi, który ciesząc się jak dziecko,
radośnie bombardował wrogie pozycje.
Ta część planu została osiągnięta. Jeśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl