[ Pobierz całość w formacie PDF ]
narkotykami w Jacobsville, w którym będzie rozmowa z tobą.
Oświadczysz, że wszystkie dokumenty Rachel znaj dują się w rękach
przedstawicieli prawa. To powinno trzy mać handlarzy z dala od
Jacobsville.
- Niezły pomysł. - Uśmiechnął się z uznaniem. - Porozmawiam z
niÄ… o tym.
- Mogę więc wrócić do domu? Muszę zorganizować po grzeb
Rachel.
- Tak, oczywiście. Jeśli mnie będziesz potrzebować wiesz, gdzie
jestem.
- Dziękuję, Hayes.
Wróciła do pensjonatu, ale wciąż była niespokojna. Nie chciała
narażać na niebezpieczeństwo panny Brown i Lity Z drugiej strony nie
czuła się w porządku, narażając rodzinę Minette. Gdyby tylko Stuart
się odezwał... Zadręczała się jego milczeniem. Czyżby rzucił ją dla
jakiejś debiutantki, i to wtedy, kiedy potrzebowała go najbardziej? I
dlaczego?!
Następnego dnia umówiła się na cmentarzu z kierownikiem
domu pogrzebowego. Dzień był szary, drzewa ogołocone z liści,
mżyło. W takiej scenerii cmentarz przygnębiał jeszcze bardziej niż
zazwyczaj.
132
RS
Na urnę Rachel wykopano mały grób obok mogiły jej ojca. Poza
Ivy nikogo nie było. Myślała o zamówieniu nekrologu w gazecie, ale
jej siostra nie miała w miasteczka przyjaciół. I
Ubrana była w szarą suknię oraz długi tweedowy płaszcz. Wiatr
był zimny i porywisty. Nie spała przez pół nocy, my
śląc o Stuarcie i zastanawiając się, co zrobiła, że trzyma się od
niej z daleka. W Nowym Jorku byli sobie tak bliscy, lecz teraz o niej
zapomniał. Pragnęła z nim być, choćby zobaczyć go z daleka...
Gdy patrzyła na urnę z prochami swojej siostry, czuła się
straszliwie samotna.
Asystent kierownika domu pogrzebowego wygłosił nad
prochami Rachel stosowną przemowę. Ivy było niezmiernie przykro,
że jej siostra zmarnowała swoje życie. Gdyby była inna... Zamknęła
oczy. Miała nadzieję, że modlitwa pomoże nieszczęsnej siostrze w
drodze ku wieczystej światłości.
Kiedy uniosła głowę, zamarła, widząc podążającego w jej stronę
Stuarta. Kapelusz o szerokim rondzie miał nisko naciągnięty na oczy.
Szary garnitur dodawał mu dystynkcji. Zatrzymał się przy grobie,
spojrzał na Ivy i powiedział:
- Przykro mi, że się spózniłem. Nie mogłem dowiedzieć się,
kiedy będzie ceremonia. Gdybym wiedział wcześniej, przyszłaby i
Merrie.
- Nie myślałam, że ktokolwiek przyjdzie.
- Nie myślałaś... - Jego duża dłoń spoczęła na jej małej dłoni.
Spojrzała w górę, nagle czując się bezpieczna i pewna siebie.
Azy zwilżyły jej oczy.
133
RS
Kierownik domu pogrzebowego oraz jego asystent złożyli Ivy
kondolencje, gdy grabarz umieścił urnę w miejscu spoczynku.
- Chcesz dłużej tu zostać? - zapytał Stuart. Pokręciła głową.
Mocniej zacisnął dłoń. Milczał, prowadząc ją do jej starego
volkswagena.
- Byłabyś bezpieczniejsza, jeżdżąc na rowerze - skomentował.
- Nie prezentuje się okazale, ale jezdzi. Na ogół. Delikatnie objął
jej ramiona.
- Widziałem cię w samochodzie z Hayesem następnego ranka po
naszym przyjezdzie - rzekł chłodno. - I następnego dnia znów z nim
byłaś.
- Tak - odpowiedziała zaskoczona - ponieważ on i komendant
Grier...
- Muszą być obecni przy otwieraniu skrzynki depozytowej -
dokończył za nią, a jego ciemne oczy zalśniły. - Powinnaś zadzwonić
do mnie i powiedzieć mi o tym, Ivy.
- Tak? - Jej oczy również zaczęły błyszczeć. - Ty również
mogłeś do mnie zadzwonić, zamiast objeżdżać miasto z tą ładną
dziewczynÄ…!
Twarz mu złagodniała; zaczął się uśmiechać.
- Czyżbyś była zazdrosna?
- A ty? - odpaliła, jednak gdy zaśmiał się złośliwie, za
czerwieniła się. - Myślałam, że zmieniłeś... to znaczy, my siałam...
Delikatnie położył palec na jej ustach.
- Ja również - wyszeptał.
134
RS
Napotkała jego wzrok i nie była w stanie odwrócić oczu Musnął
delikatnie wargami jej miękkie usta. Wyciągnęła do niego ramiona,
ale on je ujął i opuścił.
- Nie - wyszeptał. - Nie na cmentarzu.
- To ty zaczÄ…Å‚eÅ›.
- A ty nie masz siły woli - droczył się. - Dlaczego udała| się do
domu Minette Raynor z Hayesem?
- Skąd się dowiedziałeś?
- W mieście żyje dwa tysiące par ciekawskich oczu -
odpowiedział z czułością. - Aptekarz i urzędnik bankowy wspomnieli
o tym, zanim Cash Grier opowiedział mi całą historię. A to ty
powinnaś zrobić.
- Moja duma została urażona, kiedy usłyszałam, że afiszujesz się
z tÄ… dziewczynÄ….-
- Odwiedzała swojego kuzyna. Prowadzę z nim interesy.
Podrzuciłem ją tylko do miasta. - Uniósł jej brodę. -Oczywiście,
mogłem pozostawić to Chayce'owi, ale widziałem cię z Hayesem i
uznałem, że ktoś zobaczy i mnie z tą ślicznotką. Na dodatek - dodał
złośliwie - przejechałem z nią dokładnie pod biurem Carsona. Widział
nas.
- Rachel dostarczyła dostatecznie dużo informacji, żeby można
było uderzyć w lokalnych baronów narkotykowych - powiedziała. - A
co z biżuterią?
- Poleciałem wczoraj do Nowego Jorku i spotkałem się w banku
z adwokatem tego milionera - wyjaśnił. - Był zadziwiony, że chcesz
mu oddać te skarby. Zamierza cię wynagrodzić.
135
RS
- Nie przyjmę od niego nawet centa. Uśmiechnął się.
- Powiedziałem mu to. I wiesz, co orzekł? -Co?
- %7Å‚e ty jesteÅ› jednÄ… dziewczynÄ… na milion, a ja wielkim
szczęściarzem.
- Mogę się założyć, że ty tak nie myślisz.
- W tamtym momencie nie. - Zmarszczył brwi. - Nie
odpowiedziałaś, dlaczego pojechałaś do Minette z Hayesem. On jej
nie znosi. Uważa, że dała jego bratu narkotyki, które go zabiły.
- Polecił Marshowi, by mnie pilnował, poza tym uznał to miejsce
za bezpieczne, bo z daleka widać każdego, kto tam się zbliża.
- Ma rację. Marsh był agentem federalnym, ale Chayce, który
dla mnie pracuje, również. W moim domu byłabyś bezpieczniejsza.
- Jesteś tego pewien? Odetchnął głęboko.
- Zapytałem Merrie, czy mogłaby wziąć kilka wolnych dni i
przyjechać do domu, bo potrzebujemy przyzwoitki. Pękała ze
śmiechu, kiedy przyznałem, że chodzi o ciebie. - Ucałował jej dłoń. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]