[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mnie to będzie piekło.
 Nie udawaj  powiedziała z widoczną uciechą Marta  jesteś
podekscytowana.
Jadąc do domu, Lucy zmusiła się, żeby odwrócić wzrok od kolejki u rzeznika i
w ostatniej chwili ominęła łukiem młodą matkę z wózkiem na przejściu.
Pomachała przepraszająco przez okno. Każdy mijający ją samochód powodował
szybsze bicie serca  czy to on? Wiedziała, że nie powinna, ale nie mogła się
powstrzymać  bardzo wolno podjechała na plebanię. Zatrzymała się przy starej
bramie między kamiennymi słupami. Wokół było pusto. Z wahaniem wysiadła.
Posiadłość wystawiły na sprzedaż władze diecezjalne Kościoła anglikańskiego,
uznawszy, że jest zbyt cennym zabytkiem, aby służyć po prostu za mieszkanie dla
nowego młodego pastora z rodziną. O wiele rozsądniej było znalezć mu nowy dom
na jednym z osiedli, gdzie młodej żonie z dwójką dzieci łatwiej będzie prowadzić
gospodarstwo niż w tym starym zapuszczonym domostwie, w którym hula wiatr.
Rzeczywiście, z bliska widać było, że frontowe kolumny się sypią, a ogród
porastają dzikie róże i wysokie osty. Ale dom był piękny, urzekający patyną
wieków, spowity tą jedyną w swoim rodzaju aurą tajemniczości i spokoju, jaką
żaden nowy dom, choćby okazały i gęsto obrośnięty bluszczem, nigdy nie zdoła się
poszczycić.
Lucy wciągnęła w nozdrza zapach świeżo skoszonej trawy; zza plebanii
dobiegał dzwięk kosiarki. Pewno agencja nieruchomości wynajęła ogrodnika, żeby
posiadłość lepiej się prezentowała  była wystawiona na sprzedaż już od pół roku,
lecz wszyscy potencjalni klienci zniechęcali się skalą robót remontowych,
koniecznością osuszania murów, zakładania nowej instalacji elektrycznej i bojlera.
Podeszła bliżej, omijając pokrzywy i wysokie chwasty, które przebiły się przez
biały żwir podjazdu. Dom był naprawdę wspaniały  pełnym podziwu spojrzeniem
ogarnęła fasadę i pokazne drzwi wejściowe z ogromną żelazną kołatką i dwoma
wysokimi oknami po bokach, a trzecim powyżej; pózniej przeniosła wzrok na dach,
gdzie rozpościerały skrzydła dwa kamienne orły.
Była tak zamyślona, że nie usłyszała zbliżających się kroków, ocknęła się
dopiero na słowa:
 Mogę w czymś pani pomóc?
Odwróciła się, stając twarzą w twarz z wąsatym starszym panem trzymającym
w ręku elektryczną kosiarkę do trawy.
 Zajrzałam tu tylko przez wścibstwo  uśmiechnęła się.  Mieszkam w tej
wiosce.
 Piękny stary dom, prawda?  powiedział, idąc za jej wzrokiem w górę fasady.
 Podobno już sprzedany. Poprosili mnie, żebym choć trochę doprowadził ogród do
porządku, diabelska robota, mówię pani.  Potarł ręką kark.
 A więc znalazł się kupiec?  Chciała się upewnić.
 Tak mi powiedziano  przytaknął i odszedł, nadal delikatnie masując kark.
Lucy spostrzegła, że trzęsą się jej ręce. Wiedziała, że powinna już iść, ale nie
mogła się powstrzymać, żeby nie zajrzeć do środka. Osłaniając oczy, starała sie
zobaczyć przez zakurzoną szybę.
 O kurczę  mruknęła.
Na parterze był wielki, prawdziwie staroświecki salon, z wysokim, półokrągłym
sklepieniem i kandelabrem na środku. Na przeciwległej ścianie pysznił się
ogromny, czarno-biały marmurowy kominek. Drewniana podłoga, pokryta kurzem,
wymagała tylko drobnej renowacji. Lucy westchnęła. Ile by dała za taki dom!
Usłyszała, że ogrodnik znów zabrał się do pracy. Niechętnie oderwała się od okna.
W domu zatrzymała samochód na asfaltowym podjezdzie. Kiedy wysiadła, ktoś
ją zawołał. Odwróciła się i zobaczyła. lackie, zmierzającą ku niej z jakąś ulotką w
ręce.
 Chodzi o wieczór zagadek  powiedziała.  To nie całkiem w naszym stylu,
ale może być wesoło. Jak myślisz, czy Rob dałby się namówić? Ma się odbyć w
sobotę w Palmer s Alms. Moglibyśmy stworzyć drużynę  uśmiechnęła się
zachęcająco.
 Spytam go  obiecała Lucy.  Ale jest teraz bardzo zajęty.
Jackie podeszła za nią do drzwi.
 Przepraszam cię, mam mnóstwo roboty w domu  zrobiła przejrzystą aluzję
Lucy.
 Jasne. To na razie.
W kuchni odłożyła torebkę i rozejrzała się wokół. Białe laminowane szafki
domagały się porządnego mycia. Metalowy zlew był poplamiony mlekiem, w
środku nadal leżały miski z niedojedzonymi płatkami, część z nich wyciekła i
zatkała odpływ. Na żółtawym, sosnowym barze śniadaniowym stały trzy talerze z
resztkami grzanek, cały blat zasypany był okruszkami. Gazeta Roba leżała przy
ścianie, obok kubka z resztką kawy z mlekiem. Trzeba wyszorować ciemny krążek,
zmywarka go nie domyje.
Na automatycznej sekretarce nie było żadnych wiadomości. Pod drzwiami
leżała wrzucona przez listonosza poczta. Rachunek za elektryczność, który płacili [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl