[ Pobierz całość w formacie PDF ]

co wracaæ.
Poszli do szpitala i spêdzili dzieñ z Gilesem, który byÅ‚ dziS wyj¹tkowo dokucz-
liwy i ponury. DogryzaÅ‚ Sarze mówi¹c, ¿e wygl¹da jak Smieræ i sama powinna le¿eæ
w szpitalu, a nie przychodziæ w odwiedziny. Nie daÅ‚ siê w ¿aden sposób rozweseliæ
ani pocieszyæ. Ten dzieñ byÅ‚ bardzo ciê¿ki i sir George opuSciÅ‚ szpital z ulg¹. Sara
nie odzywaÅ‚a siê w drodze powrotnej. SiedziaÅ‚a w ciszy, spowita ni¹ jak caÅ‚unem.
W poniedziaÅ‚ek rano przy Sniadaniu Sara poÅ‚o¿yÅ‚a przed teSciem list zaadre-
sowany do Eda.
 Dopilnujesz, ¿eby go dostaÅ‚?  zapytaÅ‚a.  To znaczy, ¿eby go dostaÅ‚ do
r¹k wÅ‚asnych. Jestem mu winna wyjaSnienie.
 OczywiScie  przytakn¹Å‚ sir George.
ObserwowaÅ‚ j¹, jak nalewa fili¿ankê kawy. Rêce jej nie dr¿aÅ‚y. ByÅ‚a caÅ‚kowi-
cie spokojna i opanowana. Tylko oczy zdradzaÅ‚y wewnêtrzn¹ mêkê. WezbraÅ‚a
w nim litoSæ poÅ‚¹czona z poczuciem winy.
 Saro&
Podniosła szybko oczy.
 Nie  powiedziała, a po chwili powtórzyła:  Nie.
Nagle jej rêka trzymaj¹ca fili¿ankê zaczêÅ‚a dr¿eæ tak silnie, ¿e musiaÅ‚a posta-
wiæ naczynie na stole.
93
 MySlisz, ¿e nie wiem, jak¹ krzywdê mu wyrz¹dzam?  zapytaÅ‚a szep-
tem.  MySlisz, ¿e nie wiem, jak on siê musi czuæ? Tylko co ja mam zrobiæ?
Powiedz mi! Powiedz z czystym sumieniem, co innego mogê zrobiæ?
 Nic  odparł po prostu sir George.  JesteS tym, kim jesteS, Saro. I dlatego
nic nie mo¿esz zrobiæ.
Nagle twarz Sary, dot¹d nieruchoma, jakby rozpadÅ‚a siê na kawaÅ‚ki; wpad-
niête oczy, gor¹ce i suche, wypeÅ‚niÅ‚y siê Å‚zami, a usta dr¿aÅ‚y jak w febrze.
 Czemu nie zgin¹Å‚ i nie zostaÅ‚ wSród zmarÅ‚ych?  spytaÅ‚a z rozpacz¹, gÅ‚o-
sem, w którym czuÅ‚o siê cierpienie.  ZniosÅ‚abym SwiadomoSæ, ¿e nie ¿yje. Ale
dlaczego go skrzywdziÅ‚em? Ju¿ lepiej, ¿eby umarÅ‚, ni¿ ¿ebym musiaÅ‚a go tak ra-
niæ. O Bo¿e, dlaczego on tego do¿yÅ‚?
ZerwaÅ‚a siê od stoÅ‚u tak gwaÅ‚townie, ¿e krzesÅ‚o runêÅ‚o na podÅ‚ogê i ze zdu-
szonym okrzykiem wybiegła z pokoju.
Sir George dostarczył list do bazy, ale nie zastał tam Eda. Poinformowano go,
¿e Ed ma wolne. Sir George pojechaÅ‚ tam ponownie po tygodniu. Ed nie podlegaÅ‚
ju¿ bazie w Little Heddington, zostaÅ‚ przeniesiony do innej, na wschodzie Anglii.
Sir George zdobyÅ‚ nowy adres i tam przesÅ‚aÅ‚ list. Nie ujrzaÅ‚ Eda nigdy wiêcej.
Wracaj¹c teraz do Londynu, Ed czuÅ‚ siê za kierownic¹ samochodu jak w sa-
molocie. ZupeÅ‚nie jak wtedy, kiedy wyruszyÅ‚ za sterami  Sally B w drogê po-
wrotn¹, przemierzaj¹c Niemcy nad autostrad¹; nie wy¿ej ni¿ trzydzieSci metrów
nad ziemi¹, chwilami schodz¹c jeszcze ni¿ej, grzaÅ‚ głównymi szosami jak samo-
chód sportowy, przynaglaj¹c  Sally B siÅ‚¹ woli, ¿eby doleciaÅ‚a z nimi do kraju
albo choæby do KanaÅ‚u. Gdyby wodowali, pomogÅ‚aby im zapewne Brytyjska Po-
wietrzna Pomoc Morska  to jest, oczywiScie, jeSli zostaliby dostrze¿eni przez
inny samolot, jako ¿e nie mieli radia. W jakiejS chwili zobaczyÅ‚ dwie w¹skie,
wysokie wie¿e koScielne, które wyrosÅ‚y przed nimi. PrzechyliÅ‚  Sally B , a ona
przeSliznêÅ‚a siê miêdzy nimi na boku, wskazuj¹c czubkiem skrzydÅ‚a w dół, i kon-
tynuowaÅ‚a lot jakby nigdy nic, z zaÅ‚og¹, która SmiaÅ‚a siê z radoSci, gwizdaÅ‚a i krzy-
czaÅ‚a, bo pomimo niebezpieczeñstwa wszystko to byÅ‚o cudownie radosne, jak
wtedy, kiedy pierwszy raz spróbował surfingu na Hawajach.
Teraz miaÅ‚ podobne uczucie.  Sally B nie zdoÅ‚aÅ‚a dolecieæ poza wybrze¿e
Holandii, ale dziS czuÅ‚ tak¹ sam¹ bezgraniczn¹ pewnoSæ siebie. OdnalazÅ‚ ten sam
stan upojenia. Co za zwariowany los, pomySlał. Przydzielił ci same blotki dwadzie-
Scia lat temu, za to teraz siedzisz i patrzysz na fula, którego trzymasz w rêku, a jesz-
cze masz asa w rêkawie. Niewa¿ne, ¿e Gilesowi Luttrellowi trafiÅ‚ siê sekwens. Ty
masz Sarê. Poker nigdy nie byÅ‚ twoj¹ mocn¹ stron¹, ale tym razem dostaÅ‚eS karty,
które ratuj¹ ci ¿ycie. Rozegraj je m¹drze i trzymaj blisko siebie. To nie szachy,
w których jesteS o tyle lepszy. GraÅ‚eS ze Smierci¹ i wygraÅ‚eS z t¹ najgroxniejsz¹ prze-
ciwniczk¹ w grze o swoje ciaÅ‚o. Ona za to zwyciê¿yÅ‚a w tej drugiej rozgrywce 
uSmierciÅ‚a w tobie ducha trafiaj¹c tam, gdzie najmocniej boli, najbardziej krwawi.
94
WróciÅ‚ pamiêci¹ do tamtych pierwszych miesiêcy bez Sary, kiedy bÅ‚¹dziÅ‚,
potykaj¹c siê, jak czÅ‚owiek w szponach przeraxliwego bólu; kiedy wszystkie my-
Sli wyra¿aÅ‚y siê jednym sÅ‚owem:  odeszÅ‚a , choæ jeszcze nie mógÅ‚ uwierzyæ, ¿e
mu to zrobiÅ‚a. Nie po tym wszystkim, co mówiÅ‚a, co robiÅ‚a, co miêdzy nimi istnia-
ło. A jednak odeszła. Do tego, co zostało z Gilesa Luttrella. A on od tamtego cza-
su bÅ‚¹dziÅ‚ w ciemnoSci. Nic nie mogÅ‚o mu pomóc. Ani inne kobiety, ani alkohol,
ani gniew, niebezpieczeñstwo czy czas. Nic nie pomogÅ‚o; a przecie¿, Bóg Swiad-
kiem, ¿e siê staraÅ‚. To po prostu Smieszne, mySlaÅ‚, ¿eby jedna kobieta potrafiÅ‚a
zwi¹zaæ na tak dÅ‚ugo jego uczucia. Nadaremnie próbowaÅ‚ z innymi. SzedÅ‚ przez
ich szeregi jak ogieñ przez suchy las, tylko po to, ¿eby wyÅ‚oniæ siê nietkniêtym,
nadal pragn¹c tylko jej jednej, kochaj¹c j¹ jedn¹. Serce dalej miaÅ‚ wypeÅ‚nione po
brzegi gniewnym, pal¹cym ¿alem.
ZdumiewaÅ‚o go, ¿e jedna istota ludzka mo¿e sprawiæ tyle bólu drugiej. Zro-
biÅ‚, co w jego mocy, ¿eby spojrzeæ na to chÅ‚odno i analitycznie. PoniósÅ‚ sromotn¹
klêskê. Nie byÅ‚o ¿adnego wytÅ‚umaczenia. Có¿ za dziecinada, mySlaÅ‚, ¿eby pozo-
stawaæ tak dÅ‚ugo pod wpÅ‚ywem jednej kobiety. Rwiat byÅ‚ przecie¿ peÅ‚en kobiet.
WedÅ‚ug teorii prawdopodobieñstwa musiaÅ‚y istnieæ jakieS inne, zdolne wywoÅ‚aæ
tak¹ sam¹ reakcjê. Ale on nigdy na tak¹ nie trafiÅ‚, choæ bardzo siê staraÅ‚. Nigdy
wiêcej nie napotkaÅ‚ tej fascynuj¹cej kombinacji po¿¹dania, fantazji i uczucia, które
skÅ‚adaÅ‚y siê na Sarê Luttrell. PrzypomniaÅ‚ sobie, jak na niego patrzyÅ‚a, kiedy mówiÅ‚
jej, ¿e mógÅ‚by umrzeæ z miÅ‚oSci do niej.
 Mê¿czyxni zawsze umierali, ale nie z miÅ‚oSci  powiedziaÅ‚a.
Co ty mo¿esz wiedzieæ, mySlaÅ‚. W jakimS momencie byÅ‚em naprawdê gotów
to zrobiæ, a teraz jestem taki szczêSliwy, ¿e do tego nie doszÅ‚o. Bo dzisiaj wszyst-
ko zostaÅ‚o wynagrodzone. Kto by pomySlaÅ‚? Kto na caÅ‚ym bo¿ym Swiecie przy-
puSciłby coS podobnego?
Sam, durniu, sam powinieneS byÅ‚ siê domySliæ, powiedziaÅ‚ sobie. ZrozumiaÅ‚-
byS to niechybnie, gdybyS byÅ‚ w ogóle w stanie mySleæ. ChodziÅ‚o o Sarê, nie
o pierwsz¹ lepsz¹ kobietê. Od pocz¹tku wiedziaÅ‚eS, ¿e ona jest jedna na milion,
jedna na dziesiêæ milionów, ta jedyna przeznaczona dla ciebie. GdybyS tylko zdo-
byÅ‚ siê na to, ¿eby si¹Sæ spokojnie i pomySleæ  ale ty wtedy potrafiÅ‚eS wyÅ‚¹cznie
czuæ. Chryste, co to byÅ‚ za ból!
PrzeklinaÅ‚ j¹ i l¿yÅ‚, ur¹gaÅ‚ jej, ale wystarczyÅ‚o, ¿e zobaczyÅ‚ kogoS, kto j¹
przypominaÅ‚, a robiÅ‚o mu siê sÅ‚abo. WiedziaÅ‚, ¿e nic mu to nie pomo¿e. Ka¿da
kobieta, jak¹ miaÅ‚ od chwili powrotu, wzmagaÅ‚a w nim tylko têsknotê, pra-
gnienie, samotnoSæ. Jego choroba byÅ‚a nieuleczalna, zatem nauczyÅ‚ siê z ni¹
¿yæ. Prawdê powiedziawszy, byÅ‚ w gorszym stanie ni¿ Giles Luttrell. No i oczy-
wiScie Giles miaÅ‚ Sarê, która siê nim zajmowaÅ‚a. DzieliÅ‚ z ni¹ ¿ycie, razem
z ni¹ siê starzaÅ‚ i korzystaÅ‚ z bogactwa jej natury, która przy nim rozwijaÅ‚a siê
i dojrzewaÅ‚a. To prawda, ¿e Giles nie miaÅ‚ jej miÅ‚oSci; ale có¿ z tego? IstniaÅ‚o
tak wiele rozmaitych rodzajów tego uczucia. Sk¹d Ed Hardin miaÅ‚ wiedzieæ,
co Sara czuÅ‚a lub czego nie czuÅ‚a do czÅ‚owieka, z którym Å‚¹czyÅ‚y j¹ wiêzy
95
maÅ‚¿eñskie? Wszystko, co wiesz o miÅ‚oSci, powiedziaÅ‚ sobie, to jak sobie po-
radziæ bez niej.
PrzyzwyczaiÅ‚ siê tak dalece do swojej samotnoSci i cierpienia, ¿e nawet przez
chwilê nie pomySlaÅ‚ o uczuciach Sary. Wzorem wszystkich samotników, zaprz¹t-
niêty byÅ‚ caÅ‚kowicie wÅ‚asnymi potrzebami i wÅ‚asn¹ strat¹. ByÅ‚ w stanie mySleæ
wyÅ‚¹cznie o tym, co ona mu zrobiÅ‚a; nigdy o tym, co zrobiÅ‚a sobie samej. Nie znaÅ‚ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl