[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkie jej obiekcje, że będzie chciał czekać. Natomiast argumentu, że nie
czuła do niego tego, co czuła do Grega, nie mogła użyć. Nie chciała
powiedzieć Jake'owi, jak zbliżyła się do Grega.
Tak więc w sobotę o świcie osiodłała zawsze gotową do jazdy Poziomkę.
Klacz tańczyła uszczęśliwiona, przewidując poranną przejażdżkę.
Mickey pogłaskała aksamitny pysk.
- Wiem, maleńka, długi czas upłynął od naszego ostatniego wypadu. Ale
dzisiaj nadrobimy zaległości.
W drodze na prerie witało Mickey niebo zabarwione przez wschodzące
słońce. Kanapki spoczywały w dwóch sakwach z obu stron siodła. Były tam
i inne rzeczy: płaszcz nieprzemakalny na wypadek deszczu, gruby sweter i
zapasowe skarpetki.
Poranne powietrze było, jeszcze chłodne. Nacisnęła głębiej stary kapelusz
kowbojski i podniosła kołnierz kurtki. Gdy słońce się wzniesie, będzie ciepło
i prawdopodobnie będzie musiała zdjąć kurtkę. Patrząc na zieloną prerię, na
przebijające przez trawę liczne małe kwiatki, pomyślała, że dobrze byłoby,
RS
114
gdyby szybko nadeszło lato. Będzie znacznie więcej prac na budowach. To
powinno oderwać jej myśli od Grega.
Wyprostowała ramiona. Ten dzień należy do niej. Piękny wiosenny dzień
na prerii. Nie pozwoli, by Greg lub Jake zepsuł go. Jeśli tylko znajdzie
trochę czasu, odzyska równowagę, wystarczy jej energii na spotkanie Jake'a i
powiedzenie mu prawdy. Musi to zrobić i zrobi.
Jeśli chodzi o Grega, to nic nie mogła zrobić. Po tym, jak ją potraktował
jak jakąś tanią... Nie odważyła się wymówić ostatniego słowa. On jest
jedynym mężczyzną, z którym spała. A ponieważ tak mocno reagowała na
jego wprowadzenie do namiętnych doznań, to pomyślał, że zdecydowała się
również z Jake'em... Jak mógł być tak niemądry?
Wyszukując zmęczonymi oczyma nory piesków na prerii, pozwoliła
klaczy jechać krótkim galopem. Odrzuciła kapelusz na tył głowy i uniosła
twarz, by poczuć powiew wiatru. Nie potrzebowała Grega Bennetta. Miała
dobrego konia i prerię. To powinno jej wystarczyć. Na tym poprzestanie.
Gdy słońce było w zenicie, Mickey i kłusująca teraz Poziomka dotarły do
okrytej czerwoną mgiełką góry Bear Paws. Rześkie powietrze i słońce teraz
podziałały usypiająco. Od paru tygodni nie spała dobrze. Przewracała się w
łóżku myśląc najpierw o Gregu, potem o Jake'u, czasem żałując, że poznała
ich obu.
Teraz zatrzymała się przy kępie drzew bawełnicy skupionych przy
strumyku i pozwoliła klaczy napić się wody. Zsunęła kapelusz i wytarła
spocone czoło. Już przedtem schowała kurtkę do sakwy i podwinęła rękawy
bluzki. Niewielka plama cienia pod drzewami bawełnicy zachęcała do
odpoczynku. Skusiło to Mickey do uwiązania tam konia. Następnie z
głębokim westchnieniem wyciągnęła się na ziemi, nasuwając kapelusz na
twarz.
Czuła pod sobą sprężystą darninę prerii. Nozdrza jej drażnił przyjemnie
cierpki zapach szałwii i trawy bizonów. Pomyślała, że preria jest jak
pramatka, otacza ją ciepłem i opieką.
Pozwoliła, by oczy zaczęły się jej zamykać, chciała zatopić się głęboko w
niepamięci.
Tymczasem coś pchnęło ją do powrotu w rzeczywistość. Nie wiedziała
dlaczego, ale nagle poczuła, że nie jest sama. Zaskoczona uniosła
przykrywający jej twarz kapelusz i zobaczyła wpatrzone w nią ciemne,
niezgłębione oczy Grega Bennetta. Przez chwilę czuła się sparaliżowana, ale
zaraz wzięła się w garść i usiadła. Pochylił się nad nią, jak cień na tle
RS
115
jasnego nieba. Czując podświadomie zagrożenie, wstała szybko i przyjrzała
mu się trwożnie.
- Co tutaj robisz? - spytał ją cicho.
- Spałam. - Pomyślała, że to głupia odpowiedz, ale jeszcze nie całkiem się
obudziła.
- Czy to nie jest raczej niezwykłe miejsce na drzemkę? Wpatrywała się w
jego oczy, ale ich wyrazu nie mogła odczytać.
- Chyba tak, ale wyjechałam dzisiaj o świcie. Chciałam nacieszyć się
preriÄ…
- Przyjechałaś tu konno? - Spojrzał na Poziomkę. - Z Havre? Niezupełnie
udało mu się ukryć zdziwienie.
Skinęła głową.
- Tak, przyjeżdżam na prerię wykorzystując każdą okazję.
Teraz już była całkowicie obudzona, a w głowie kłębiły się myśli-
Wydawało jej się oczywiste, że on nie wspomni o wieczorze w stajni.
ProwadzÄ… wyraznie powierzchownÄ… rozmowÄ™.
- Ale co ty tu robisz?
- Chciałem poznać topografię terenu. Miałaś rację. Z prerią łączy się
specyficzny nastrój.
Mickey zaczęło walić serce. On może traktować to spotkanie jak coś
zwykłego, ale nie ona. Nie mogła zapomnieć, co się między nimi zdarzyło,
nie mogła pozbyć się myśli o jego pieszczotach i pocałunkach. Jej ciało
zaczęło ożywać, bo był tutaj. Jej skóra czekała na jego dotyk, jej palce na
jego pieszczoty. Szybko zwilżyła usta.
- Na czym polega ta specyfika? - spytała, bardziej chcąc podtrzymać
neutralną rozmowę niż oczekując sensownej odpowiedzi.
- Po pierwsze, to przestrzeń. Człowiek z miasta nie może sobie wyobrazić
tak rozległego terenu. I to niezamieszkałego. A jednak niezamieszkałego
tylko przez człowieka. Choć tego nie widzę, to przeczuwam, że preria tętni
życiem.
Zamilkł na chwilę, zamyślony.
- Czuję tu jakąś tajemnicę. I cień niebezpieczeństwa. Zagubić się tutaj
byłoby naprawdę przerażające.
Spojrzał na nią.
- Pragnę zatwierdzenia tego projektu. Nie tylko ze względu na moją
karierę, ale także dlatego, że wydaje mi się odpowiedni dla tego miejsca.
RS
116
Mickey skinęła głową. W sercu poczuła ucisk kamienia i bała się odezwać.
Choć usunął ją ze swoich myśli, zaczął doceniać prerię. To było bardzo
ważne.
- Czy chciałabyś zobaczyć poprawione plany? Mam je w dżipie. To był
ciągle chłodny, oficjalny ton, ale ona nie miała siły odejść.
Przynajmniej znowu rozmawiali ze sobą, choć to nie była rozmowa na
tematy osobiste.
- Tak, chętnie je obejrzę.
Zarzuciła cugle Poziomki na ramię i poszła za nim.
- Czy z tak luzno przytrzymywanymi cuglami koń myśli, że jest
przywiązany? - spytał z zainteresowaniem, ale się .domyśliła, że szukał
tematu do rozmowy.
- Nie wiem, co myśli - odparła. - Wiem jednak, że w tych stronach
prawidłowo wytrenowany koń nie będzie uciekał. - Wskazała na bezkres
prerii. - Kowboj, który spadnie tutaj z konia, musi ciągle polegać na tym, że
koń nie zostawi go na ziemi. Ma daleką drogę do rancza.
Greg pokiwał głową.
- Plany są wewnątrz dżipa. Zaraz je wyciągnę.
Mickey puściła cugle Poziomki w kępie traw bizonów i odwróciła się do
Grega. Dygotała wewnętrznie, broniąc się przed wyciągnięciem do niego
ręki. Oczywiście, nie zrobi tego. Nie po takim jego zachowaniu w stajni.
Teraz widać jasno, że już nie ma osobistych więzów między nimi.
- Główny budynek usytuowałem tutaj. - Wskazał kierunek i potem miejsce
na planie, który rozłożył na masce dżipa. - Basen z tej strony, a pokoje
hotelowe z drugiej. Stajnie tutaj - pokazał. - Ta przestrzeń...
Mickey nachyliła się nad rysunkiem, zaskoczona zmianami, których
dokonał od środy. Szczególnie zainteresowało ją usytuowanie stajni. Schyliła
się, by lepiej zobaczyć, i przypadkiem biustem dotknęła jego ramienia.
Zadrżała od tego dotknięcia, ale zanim w pełni zdała sobie z tego sprawę,
Greg odrzucił plany i chwycił ją w ramiona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]