[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słabości i próbowało wykorzystać sytuację do opanowania niektórych działów. Dotyczyło to zwłaszcza
handlu narkotykami i zakładów sportowych. Talent organizacyjny Charleya Partanny pozwolił jednak
zdławić te próby w zarodku. Wystarczyło dziewięć zabójstw, resztę załatwiła Komisja, której Charley zgłosił
zastrzeżenia wobec zuchwałych konkurentów.
Ponad siedmiuset byłych pracowników Prizzich znalazło zatrudnienie u podwykonawców. Dla pozostałych,
metodą łapówek i gróźb, uruchomiono plany emerytalne, co łącznie kosztowało rodzinę cztery miliony
osiemset dwadzieścia jeden tysięcy sześćset czterdzieści dziewięć dolarów i siedem centów - był to szczyt
umiejętności perswazji. Ze starej gwardii sformowano stusiedmioosobowy zespół do spraw przymusu i
zbiorów. Dowodził nim Santo Calandrą, zadowolony, że ma pod sobą „ludzi, którzy już to robili", jak
wyjaśnił, inaugurując nową działalność. Jego bezpośrednim przełożonym był Angelo Partanna, jedyny
łącznik pomiędzy resztką organizacji a Corradem Prizzim.
Osiemnastego marca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego roku Charley Partanna zmarł na wirusowe
zapalenie opon mózgowych w należącym do rodziny szpitalu Santa Grazia di Traghetto. Z uwagi na
specyfikę choroby ciała nie wystawiono w otwartej trumnie. Charley był w środowisku znaną i popularną
postacią. Stratę opłakiwali nie tylko jego
tych grup politycznych. Śmierć Charleya, w połączeniu z wycofaniem się Prizzich z operacji ulicznych,
spowodowała spore zamieszanie, jednak dla rodziny nie miało to żadnego znaczenia - działalność
podlegająca zmarłemu i tak należała już do przeszłości.
Pogrzeb był gigantycznym przedsięwzięciem, nawet jak na miasto tak wielkie jak Nowy Jork. Media zaczęły
obrabiać temat już na trzy dni przed uroczystością. Wszystkie rodziny z całych Stanów Zjednoczonych
przysłały swoich przedstawicieli. Don Piętro Spina osobiście wyznaczył swego delegata - Minuncio - ze
starego kraju. Trzy sieci telewizyjne użyły łącznie dwudziestu sześciu kamer i tyluż zespołów technicznych,
aby pokazać widzom wydarzenie, które można było porównać jedynie do inauguracji kadencji nowego
prezydenta. Szczegóły transmisji ustalano z ludźmi od public relations rodziny Prizzich, wypożyczonych na
tę okazję z Barker's Hill.
Gwiazdy kina, mistrzowie sportu i capos z konkurencyjnych rodzin przeprowadzili drapieżną licytację
zaszczytu niesienia trumny. Burmistrz Nowego Jorku zdobył się na symboliczny gest, ogłaszając „Dzień
Charleya Partanny". Być może najlepsze sprawozdanie z uroczystości wyszło spod pióra Abnera Steina,
znanego biografa wielkich sław. Wydrukowane pierwotnie na łamach „New York Post", już wkrótce miało
znaleźć się w książce poświęconej pogrzebom wybitnych osobistości. Spory jego fragment ukazał się na
pierwszej stronie, tuż pod wielkimi nagłówkami, odnośniki zaś kierowały wzruszonych czytelników na
stronę trzecią, zawierającą pozostałą część artykułu, oraz do póltorastronicowego fotoreportażu.
TŁUMY NA POGRZEBIE SZEFA GANGU
Abner Stein
Nowy Jork. Charles „Charley" Partanna, budzący grozę szef potężnej rodziny mafijnej Prizzich, został dziś
pochowany na cmentarzu Santa Grazia di Traghetto - „szczęśliwej" parafii rodziny Prizzich. W uroczystości
wzięły udział dziesiątki tysięcy żałobników.
Trumnę o podwójnych ściankach wykonano z brązu i srebra. Ciało spoczęło na miękkiej, atłasowej
wyściółce, lewa dłoń zaś na specjalnej poduszce. Narożniki ozdobiono kolumienkami z litego srebra, w
których wyryto ozdobne wzory. Powierzchniom ścianek nadano skromną, srebrno-szarą barwę, a jedyną
ozdobą trumny prócz kunsztownych rytów, był prosty napis na wieku: „Charles Partanna, 1937-1990".
Końce trumny opatrzono figurkami aniołów pochylających głowy w świetle złocistych świec, które wsunięto
w ich dłonie. Marmurową płytę, na której stanęła trumna, opatrzono inskrypcją: „Pozwólcie dzieciom
przychodzić do mnie". Zdobiące całość kwiaty, wśród których przeważały orchidee, lilie, chryzantemy,
goździki i róże, złożono w formie wieńców, kobierców, lir i serc, ich łączną wartość oszacowano na
osiemdziesiąt osiem tysięcy dziewięćset dolarów. Unione Siciliana, związek zawodowy i poważna siła
lobbystyczna Honorowego Towarzystwa, przysłał kobierzec z lilii o wymiarach dwieście siedemdziesiąt na
trzysta sześćdziesiąt centymetrów, ozdobiony napisem „Zegnaj, Kolego", skomponowanym z leśnych
fiołków.
Współpracownicy i przyjaciele Charlesa Partanny, ubrani w dobrze skrojone czarne garnitury, zmieniali się
w szeregach Gwardii Honorowej towarzyszącej mu w ostatniej drodze. Nawiązując do tradycji, żaden z nich
nie golił się od trzech dni. Trzej z nich szlochali, kryjąc w dłoniach pokryte błękitnawym zarostem twarze.
W łagodnym blasku świec stojących u wezgłowia wartej trzydzieści osiem tysięcy pięćset dziewięćdziesiąt
dolarów trumny zasiadł Angelo Partanna, jeden z przywódców rodziny Prizzich, ojciec zmarłego. Jego
przygarbiona postać była wzruszającym wyrazem ojcowskiego bólu. Z wiarygodnych źródeł otrzymaliśmy
informację, że Corrado Prizzi, lat dziewięćdziesiąt dwa, nazbyt boleśnie odczuł stratę bliskiego
współpracownika, by pojawić się na pogrzebie. Lekarze zalecili mu odpoczynek w domowym zaciszu.
Po mszy żałobnej mowę pożegnalną wygłosił duchowy przewodnik zmarłego, ojciec William Passanante. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl