[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opartego o pachołek na przystani w Larne. Rozmawiała z nim siwowłosa kobieta w zimowym
płaszczu. Ida Shelly.
O mój Boże! powiedziała Sara.
Twarz Egana była nienaturalnie spokojna. Naprawdę jest moją kuzynką. Oczywiście, kiedy
byłem dzieckiem, nazywałem ją ciocią i dla Sally również była zawsze ciocią Idą.
Sara czuła ból w równym stopniu jak Egan. Jednocześnie uświadomiła sobie, że wzbiera w niej
głęboki, palący gniew, narastająca gdzieś od wewnątrz głucha wściekłość. Zrób głęboki wdech,
Sean. Trzymała go mocno za obie ręce.
Cioteczka Idą. W jego oczach pojawiły się łzy. Cioteczka, którą Sally tak kochała.
Uwolnił jedną rękę i wyrżnął nią w stół. Czy to nie jest najśmieszniejsza rzecz, jaką kiedykol
wiek słyszałaś?
Nie odpowiedziała, już zupełnie uspokojona. Na pewno nie najśmieszniejsza. Właści
wie to uważam, że chyba najgorsza. Wstała. Poczekaj na mnie. Wrócę za chwilę.
Przeszła do saloniku, podeszła do biurka i zadzwoniła po taksówkę. Potem otworzyła szufladkę
w sekretarzyku i wyjęła podarowanego jej przez Jocka White'a Walthera PPK. Sprawdziła go sta
rannie, tak jak ją uczył, potem wsunęła do torebki i wróciła do kuchni. Chodz, Sean, zamówiłam
taksówkę. Pojedziemy zobaczyć się z Idą odwróciła się i poszła przodem.
Jago połączył się z kontaktowym telefonem, obserwując jednocześnie odjeżdżającą ulicą tak
sówkę. Gdy telefon zadzwonił, natychmiast podniósł słuchawkę.
O co chodzi? spytał Smith.
Jeśli masz łzy, gotuj się je przelać odparł Jago. To Szekspir, stary, ale bardzo na miej
scu w pańskiej sytuacji.
O czym, u diabła, pan mówi? zapytał Smith.
Cóż, nie tylko załatwili pańskiego przyjaciela Barry'ego i wrócili cali i zdrowi, ale również
mają fotografię, którą Barry ofiarował im dzięki, jak sądzę, niewielkiej perswazji.
JakÄ… fotografiÄ™?
Och, kuriera, którego pan wysłał, żeby spotkał się z kimś w Larne. No i kto okazał się
tym kurierem, niech pan zgadnie? Idą Shelley! Jago roześmiał się. Czy nie uważa pan tego
za raczej zadziwiajÄ…ce?
Nie odparł Smith. żebyśmy się spotkali. Sądzę, że jest już najwyższa pora,
Jago nie miał czasu wziąć prysznic, ale zmienił koszulę na świeżą z białej bawełny, idealnie
wykrochmaloną i precyzyjnie zawiązał krawat w barwach pułku. Potem otworzył jedną ze
swych walizek, podniósł fałszywe dno i wyjął zadziwiający szczegół odzieży. Była to wykonana
przez Wilkinson Sword Company kamizelka z nylonu i tytanu, która od wielu lat znajdowała się w
jego posiadaniu. Mogła powstrzymać pocisk kalibru 0.45 wystrzelony nawet z najmniejszej od
ległości. Nałożył ją, umocował starannie, potem włożył marynarkę, a na końcu płaszcz. Sprawdził
Browninga, wsunął go do jednej kieszeni, tłumik do drugiej i był już gotów. Starannie przesunął
szczotką po włosach i uśmiechnął się do swego odbicia w lustrze. Cóż za cholerny ostatni akt,
stanowczo nie mógłbym go opuścić.
Wyszedł. Drzwi cicho zamknęły się za nim.
Mini Cooper stał tam, gdzie pozostawił go Egan na dziedzińcu koło Flisaka". Wewnątrz
panował duży ruch. Przez okno widzieli salę barową zatłoczoną klientami oraz Idę i jej trzech po
mocników uwijających się ze wszystkich sił.
Egan i Sara wślizgnęli się do środka kuchennym wejściem.
Poczekaj tutaj powiedział. Wrócę za chwilkę.
Wszedł do sypialni, odwinął dywan między łóżkiem a ścianą i uniósł deskę w podłodze. Był tam
jeszcze jeden Browning. Wyjął go wraz z tłumikiem Carswella, wziął kilka zapasowych magazyn
ków z amunicją i zszedł na dół.
Kiedy znalazł się"w kuchni, drzwi do baru otworzyły się i wbiegła Idą wycierając ręce w ścierkę.
Popatrzyła na nich zaskoczona. Skąd się tu wzięliście?
Właśnie wróciliśmy odparł Egan.
Jack telefonował dziś po południu i pytał o ciebie. Już wyszedł ze szpitala. Wrócił na Hang
man's Wharf.
To świetnie stwierdził Egan. Kiedy byliśmy w Ulsterze, spotkaliśmy twojego znajome
go, Ido. A może powinienem raczej powiedzieć wspólnika w interesach?
Wyglądała na zdziwioną. O czym ty mówisz?
Egan pokazał jej fotografię. O tym, Ido... właśnie o tym.
Jej twarz była zupełnie biała, oczy wpatrzone bezmyślnie w jeden punkt. Wyglądała, jakby nagle
postarzała się o dziesięć lat. Drżącymi rękami wzięła od niego fotografię i usiadła ciężko przy stole.
A potem zaczęła płakać.
Jago zostawił Spydera na Wapping High Street i mimo coraz silniej padającego deszczu, pozo
stałą część drogi odbył na piechotę. Wreszcie skręcił w niewielką uliczkę między dawnymi, wik
toriańskimi magazynami i wyszedł na Hangman's Wharf. Smith stał pod lampą i patrzył na rzekę.
Trzymał w ręku wielki, czarny parasol, na ramiona miał narzucony płaszcz przeciwdeszczowy.
Jago stanął z rękami w kieszeniach. Pan Smith? Wreszcie się spotkaliśmy.
Chyba najwyższa pora, do cholery odpowiedział Jack Shelley odwracając się do niego z
uśmiechem. Wyglądał nadzwyczaj buńczucznie z lewą ręką na grubym, czarnym temblaku.
Ida nadal siedziała przy stole kuchennym. Z zewnątrz dobiegł ją . warkot zapuszczanego silnika
Mini Coopera i po chwili ucichł w oddali. Przestała płakać, wyjęła chusteczkę i wytarła oczy. Drzwi
baru otworzyły się i jeden z barmanów zajrzał do środka.
Co z tobą, Ida? Padamy już na mordę, dziewczyno.
Zaraz będę, Bert.
Podeszła do kominka i wzięła fotografię Egana i Sally, tę, na której dziewczyna stała lekko od
wrócona profilem i patrzyła na niego z taką miłością.
Moja mała Sally szepnęła. Zawiodłam cię, kochana, prawda? Zawsze za bardzo się ba
łam, wiesz? Ale to już minęło.
Odstawiła zdjęcie, wzięła wizytówkę, którą dał jej Tony Villiers, i podeszła do telefonu.
Gdy winda pokonywała powoli piętro po piętrze, Shelley odezwał się: Wspaniale pan popra
cował nad swoim wyglądem. Nie poznałbym pana.
A wie pan, jak wyglądałem dawniej? spytał Jago.
Oczywiście. Niech pan, do cholery, nie będzie głupi. Wiem o panu więcej, niż pan sam wie o
sobie. Dlatego właśnie wybrałem pana.
Ależ pan prowadził te sprawy rzekł Jago. Te telefony. Wspaniała historia.
Bzdura! odparł Shelley. To było proste. Najwspanialsze w telefonie jest to, że dopóki
dzwoni się samemu, dopóty panuje się nad sytuacją. Sygnał dzwiękowy informował mnie, jeżeli
znajdowałem się w jego zasięgu, a jeżeli nie, musiałem tylko w odpowiednich odstępach czasu
dzwonić na numer kontaktowy, żeby sprawdzić, czy jest dla mnie wiadomość.
Sprytne stwierdził Jago.
Niezupełnie. Jeżeli ktoś do pana dzwoni i mówi, że jest w Londynie, wierzy mu pan, choć
ten ktoś może akurat być w Paryżu. W taki sposób komiwojażerowie organizują sobie weekendowe
skoki w bok. Roześmiał się ochryple. Winda stanęła i Shelley wyszedł z niej. Tak, mogłem
zadzwonić do pana skądkolwiek i nie miał pan pojęcia, gdzie naprawdę jestem. Dzwoniłem z
telefonu w samochodzie, kiedy leżałem w lecznicy, z budek telefonicznych. Oczywiście, najlepiej
zagmatwał tropy Paryż. To, że mnie pan postrzelił. Dzięki temu wszystko wskazywało na to, że je
stem jednym z dobrych facetów. Podejmowałem duże ryzyko, ale pan odpowiednio załatwił spra
wÄ™.
Poprowadził go wzdłuż korytarza, koło kuchenki i otworzył drzwi do głównego pokoju. Sięgnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]