[ Pobierz całość w formacie PDF ]

można było puścić Satisfaction Stonesów w aranżacji na orkiestrę?
Próbowała dodzwonić się do firmy C&B, żeby się dowiedzieć, dlaczego zerwano
kontrakt.
Może jednak nie powinna dzwonić, tylko pomyśleć nad całą sprawą? Z drugiej
strony nie chciała, by wrzód nabrzmiał do takich rozmiarów, by potrzebna była
operacja.
- Panna Harris?
- Przy telefonie - odparła Debbie, zaskoczona, że wreszcie usłyszała czyjś głos.
- Czym mogę służyć?
Debbie zmarszczyła czoło, próbując się opanować. Kobieta doskonale wiedziała,
dlaczego dzwoni, ale najwidoczniej zamierzała bawić się z nią w kotka i myszkę.
Trudno, Debbie dobrze znała chłodną i wyrachowaną panią Baker.
- Wczoraj dowiedziałam się, że nie chcą państwo przedłużyć z nami kontraktu.
Czy jest jakiÅ› problem?
- Nie ma żadnego problemu. Zdecydowaliśmy się na współpracę z innym biurem
podróży.
- Proszę mnie posłuchać: pracujemy razem od dwóch lat i robiliśmy wszystko, by
państwa zadowolić.
- To prawda, ale czasy się zmieniają, panno Harris. Aby zaspokoić wszystkie
nasze potrzeby, musieliśmy się zwrócić do większej firmy.
- Większej?
Debbie nie była w stanie konkurować z żadnym wielkim biurem podróży. Jej
firma była mała, niezależna i właśnie te cechy przekonały do niej C&B.
- Duże nie znaczy lepsze - zauważyła. - Przyzna pani, że przez te dwa lata moje
biuro w sposób profesjonalny zajmowało się obsługą państwa firmy.
- Oczywiście.
Spokojny głos pani Baker niemal wytrącił ją z równowagi.
- Za tydzień wracam do Long Beach i prześlę państwu kontrakt z niezbędnymi
poprawkami. Na pewno dojdziemy do porozumienia.
- Przykro mi, ale nowy kontrakt z biurem Drifters już został podpisany. Nie
mamy o czym rozmawiać. A teraz przepraszam, jestem zajęta i muszę kończyć.
Dziękuję za telefon.
S
R
Kobieta odłożyła słuchawkę. Drifters było jednym z największych biur podróży
w Kalifornii i pewnie mieli dla C&B znacznie ciekawsze oferty. Z takim molochem
trudno było konkurować. Debbie oczami wyobrazni widziała, jak jej firma upada
niczym domek z kart. Położyła komórkę na kolanie, czując, jak strach ściska jej
żołądek. Rozejrzała się po pokoju, jakby nie zdawała sobie sprawy, gdzie się znajduje.
Promienie słońca wpadały przez okna, tworząc jasne pasy na podłodze. Morska bryza
poruszała zasłonami.
Debbie myślami była gdzie indziej. Koncentrowała się na miarowym wdychaniu
i wydychaniu powietrza. Czuła się tak, jakby miała w brzuchu bryłę lodu. Bez firmy
C&B jej biuro upadnie. Jeśli nie znajdzie innej korporacji, wszystko straci.
- Gabe na pewno to wykorzysta - mruknęła pod nosem.
- Właśnie, gdzie jest Gabe? - odezwał się nagle kobiecy głos.
Debbie odwróciła się i poderwała tak szybko, że potknęła się o nogę krzesła,
straciła równowagę i mało brakowało, a leżałaby jak długa na podłodze. Stała przed nią
piękna brunetka. Wyglądała na trzydzieści lat, miała bladą cerę, ciemnobrązowe oczy i
jaskrawożółty kostium. Sprawiała wrażenie, jakby zeszła wprost ze strony magazynu
mody.
- Kim pani jest? - spytała Debbie, patrząc, jak kobieta beztrosko rzuca na krzesło
torebkÄ™.
- Nazywam się Grace Madison. Chętnie się dowiem, jak pani się nazywa i
dlaczego jest pani w mieszkaniu mojego narzeczonego?
Gabe podniósł głowę. Do pokoju wpadła rozwścieczona Debbie. Jej długie włosy
opadały w nieładzie na ramiona, a obcisły błękitny top odsłaniał pępek tuż nad linią
białych szortów. Zanim zdołał się nacieszyć tym widokiem, nieopatrznie spojrzał jej w
oczy i zobaczył w nich prawdziwą furię. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, już by nie
żył.
Wiedział, że w obliczu kobiecej wściekłości najlepiej znalezć sobie kryjówkę.
Jednak nie bacząc na konsekwencje, lekceważąco wyprostował przed sobą nogi i
wygodnie rozparł się w fotelu.
- Miło, że wpadłaś.
- Ty draniu!
Z trudem powstrzymał uśmiech. Nic go tak nie bawiło, jak jej wybuchy złości.
- Jeśli zamierzasz mnie wyzywać, lepiej zamknij drzwi.
S
R
Debbie krzyknęła z wściekłości, wróciła do drzwi i trzasnęła nimi tak mocno, że
zatrzęsły się framugi okien. Z trudem łapała oddech, a jej oczy ciskały błyskawice.
- Jesteś zaręczony!
Na śmierć zapomniał o Grace, ale i tak nie zmieniało to sytuacji. On i Grace
zawarli układ, który nie miał nic wspólnego z Debbie Harris.
- Grace już przyjechała? - spytał.
- Tyle masz mi do powiedzenia? - syknęła z wściekłością.
- A co chcesz usłyszeć? - Wyprostował się i oparł ramiona na biurku.
Kiedy się złościła, wyglądała cudownie. Musiało być z nim coś nie w porządku,
jeśli w takiej chwili miał ochotę się z nią kochać.
- %7Å‚e to nie jest twoja narzeczona.
- Bo nie jest. Nie jesteśmy oficjalnie zaręczeni - wyjaśnił Gabe. - Nie
oświadczyłem się jeszcze, ale mam nadzieję, że tym razem zostanę przyjęty.
- Ty... ty...
- Tak?
- Spokojnie mówisz mi o tym, że żenisz się z inną, po tym, jak w nocy... my...
my...
- Masz problemy z mówieniem?
- ...kochaliśmy się?
- Owszem, uprawialiśmy seks - potwierdził rozbawiony.
Wstał, nie spuszczając z niej oczu.
Miała zarumienioną twarz, jej piersi unosiły się szybko pod wpływem
przyspieszonego oddechu, a oczy ciskały błyskawice. Gabe coraz bardziej jej pragnął.
Czuł, że nie zdoła się opanować.
- Kochałeś się ze mną, a teraz żenisz się z tamtą?
- Na to wygląda - odparł.
Podszedł do drzwi i zamknął je na klucz.
- Czy tobie się wydaje, że zanim się pojawiłaś na wyspie nie miałem swojego
życia?
- Nie chodzi o to - prychnęła ze złością.
- Naprawdę wierzyłaś, że po twoim odejściu nie byłem z żadną kobietą?
- Oczywiście, że nie!
Debbie skrzyżowała ramiona na piersiach i nerwowo tupała sandałem o
posadzkę. Gabe lekko przechylił głowę na bok, zastanawiając się, co Debbie ma w
sobie takiego, że tak mu się podoba. Jednak szybko wrócił do rzeczywistości.
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl