[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szybko, jakby ktoś umyślnie popychał do przodu wskazówki
zegara. Rahman zrobił wielkie postępy w prowadzeniu
interesów, był też w coraz lepszej kondycji. Miał mnóstwo
energii i potrafił ją dobrze spożytkować. wiczył ciało, lecz nie
zapominał też o umyśle. Nim minęły dwa tygodnie, otrzymał od
lekarza i terapeutki pozwolenie na powrót do miasta. Lecz nie
przyjął nowiny z taką szaloną radością, jak się spodziewał. Od
chwili gdy Amanda go poznała, pragnął tylko jednego - powrotu
do San Francisco, do dawnego życia. Jednak zamiast skakać ze
szczęścia, uśmiechnął się tylko melancholijnie i ciężko
westchnął, a potem popadł w zadumę.
Amanda nie wierzyła własnym oczom, widząc zmianę, która
w nim zaszła. Choć nadal nie mógł przenosić ciężaru ciała na
chorą nogę, a popołudniami bywał już bardzo zmęczony i wciąż
narzekał na bóle w klatce piersiowej, oczy mu błyszczały, a na
policzkach kwitły rumieńce, gdy opowiadał o inwestycjach,
jakie ostatnio poczynił.
- Mówiłeś mi kiedyś o portrecie dziadka - zagadnęła pewnego
popołudnia. - Myślę, że gdy wejdziesz do biura, nadal będzie
spoglądał na ciebie z góry, ale tym razem z dumą i aprobatą.
Rahman będzie wtedy wiedział, że udało mu się zmienić
swoje życie. Nigdy już nie będzie potrzebował Amandy. Ani
jako pielęgniarki, ani jako przyjaciółki, której można powierzyć
wszystkie tajemnice. Jednak ona- go nie zapomni. Będzie
cieszyła się jego szczęściem. Będzie dumna, że udało mu się
tyle osiągnąć.
- Mam taką nadzieję - odpowiedział. - Będę się starał,
obiecuję. Mam przecież do nadrobienia wiele straconych lat.
Na dzień przed jego wyjazdem Amanda zaczęła pakować
walizki. Rozejrzała się po gustownie urządzonym pokoju, który
przez minione tygodnie był jej domem, i uświadomiła sobie, jak
RS
98
daleko zaszła. I nie chodziło jej tylko o kilometry dzielące ją od
Chicago, lecz również o to, jak daleko pozostawiła za sobą
przeszłość. Myśli o romansie z Benem przestały ją napawać
wstydem i obrzydzeniem. Teraz coraz częściej wspominała
jaśniejsze chwile, na przykład przyjaciół z Chicago, miłą
atmosferę w pracy, wdzięczność wielu pacjentów, którymi się
opiekowała. Choć były to wspaniałe czasy, należały już do
przeszłości. Popełniła wielki błąd i musiała za niego zapłacić
odpowiednio wysokÄ… cenÄ™.
Jeszcze raz przyjrzała się ośnieżonym wierzchołkom gór i
westchnęła. Ten widok zawsze ją uspokajał i wprowadzał w
nieco melancholijny nastrój. Wiedziała, że będzie bardzo tęsknić
za tym domem. A bardziej jeszcze za jego właścicielem.
Przeżyli razem wiele, mnóstwo wzlotów i upadków. Gdy
Rahman podszedł do drzwi, odwróciła się i spojrzała na niego,
jakby próbując utrwalić w pamięci jego twarz. Wciąż nie mogła
uwierzyć, że jutro rozstaną się na dobre, że być może już nigdy
się nie spotkają. Niemal równym zdziwieniem napawał ją fakt,
iż dopuściła do powstania tak silnej emocjonalnej więzi z
powierzonym jej pacjentem. Przecież powinna już wiedzieć,
czym grożą takie zawirowania. Tak, wyleczyła się wreszcie z
zauroczenia Benem, ale wpadła w jeszcze gorsze tarapaty. To
oczywiste, że musi wykrzesać z siebie tyle hartu ducha, by
stłumić uczucie do Rahmana. Kiedyś jej się uda, choć to może
być bardzo bolesna i długotrwała terapia.
- Powiedz mi jeszcze raz, gdzie zamieszkasz - spytał Rahman,
z grymasem na twarzy przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ jej otwartej walizce.
- Wynajmę pokój od przyjaciółki Rosie - odparła, zmuszając
się do radosnego uśmiechu. - Z łazienką i oddzielnym wejściem.
Jenny, właścicielka tego lokum, to bardzo miła osoba.
- Czy Rosie nie mogłaby ci znalezć kolejnego prywatnego
zlecenia?
- Oczywiście, że by mogła, ale ja tego nie chcę.
RS
99
- To doświadczenie musiało ci na dobre obrzydzić tego typu
zajęcie.
- Cieszyłam się każdą spędzoną tu minutą. Uniósł brwi z
niedowierzaniem.
- W miejscowym szpitalu brakuje pielęgniarek do pracy na
nocnÄ… zmianÄ™.
- Co za ponura perspektywa! Nie potrzebowała jego litości.
- Może dla ciebie, jednak ja widzę to inaczej. Mogłabym
opiekować się ludzmi, wtedy gdy są najbardziej samotni i
najbardziej potrzebują życzliwej duszy i fachowej opieki. Poza
tym będę miała wolne dni. Mam zamiar kontynuować naukę
jazdy na nartach.
- Chciałbym pojezdzić razem z tobą - rzekł. -Mam nadzieję,
że któregoś dnia...
Nie dokończył zdania. Na pewno uświadomił sobie, jak
głupio zabrzmiały jego słowa. Na pewno sam nie wierzył w to,
co powiedział. Teraz każde z nich pójdzie swoją drogą, być
może już nigdy się nie spotkają.
Nazajutrz przyjechała limuzyna przysłana przez rodzinę.
Rahman miał wyruszyć do San Francisco jeszcze przed
wyjazdem Amandy. Stali przed frontowymi drzwiami, kulÄ…c siÄ™
przed podmuchami zimnego wiatru. Długi czarny samochód
podjechał przed dom. Amanda próbowała wymyślić jakieś
odpowiednie słowa pożegnania, ale nie umiała. Nie mogła
powiedzieć, co czuje, a inne słowa zdawały się puste i
pozbawione znaczenia. Gałęzie jodeł okalających dom uginały
się pod ciężarem śniegu. Niebo zasnuły szare chmury. Amanda
zeszła wraz z Rahmanem po schodach na podjazd, gdzie czekał
już szofer. Kierowca otworzył drzwi samochodu. Rahman
odwrócił się i stanowczym gestem położył dłonie na jej
ramionach. Spojrzał jej w oczy głęboko i tak żarliwie, że aż
zadrżała.
- Kiedy będę cię mógł znowu zobaczyć? - spytał.
RS
100
- Nie... nie jestem pewna - szepnęła, próbując uniknąć jego
spojrzenia, lecz tak naprawdę nie mogła oderwać od niego
wzroku.
Nie wypadało przecież powiedzieć, że nigdy. Byłoby to zbyt
bolesne, choć prawdziwe.
- A to szkolenie w San Francisco, na które się wybierasz?
- Ach, to! Nie wiem, czy będę mogła pojechać.
- Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz w mieście. Masz tu mój
telefon. - Sięgnął do kieszeni i wyciągnął wizytówkę. - Jeśli nie
zastaniesz mnie w biurze, zawsze możesz zadzwonić na
komórkę. Chciałbym oprowadzić cię po mieście. Przynajmniej
w ten sposób odwdzięczę się za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.
Wsunęła wizytówkę do kieszeni. Chciała zaprotestować,
powiedzieć, że zrobiła tylko to, co należało do jej obowiązków.
%7łe każda pielęgniarka wywiązałaby się śpiewająco z zadania.
Lecz to tylko przedłużyłoby rozmowę, którą chciała już
zakończyć. Przestąpiła z jednej nogi na drugą. Marzyła, by
Rahman już wsiadł do samochodu i odjechał. Szofer stał w
dyskretnym oddaleniu, czekajÄ…c cierpliwie.
- Jeśli nie, to zobaczymy się znów tutaj. Moglibyśmy razem
wybrać się na stok - powiedział Rahman.
- Byłoby miło - rzekła.
Nienawidziła siebie za te chłodne i uprzejme odpowiedzi.
Rozmawiała z nim jak z niezbyt bliskim znajomym. Jednak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]