[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przybyliśmy tu jako pierwsi. W wiosce ostrzegano nas, że dzieją się tu dziwne rzeczy,
pojawiają zjawy i inne podobne historie. Ale my tylko się z tego śmialiśmy. Ach, gdybyśmy
ich usłuchali!
- Co się wydarzyło?
- Dotarliśmy do Fergeoset. Pojawił się przewoznik, żeby nas przeprawić na drugą stronę.
Wcześniej o nim nie słyszeliśmy, przyjęliśmy więc propozycję.
- Co takiego? - wykrzyknęli jednocześnie Sveg i Sander. - Płynęliście promem?
- Tak - westchnął Niemiec. - Ale on chciał przewiezć nas po kolei, po jednym.
- Jak on wyglądał? - zapytała Benedikte.
102
Niemiec zadrżał na to wspomnienie.
- Jeśli można, nie będę o tym mówił. Dziękuję! Ja przeprawiłem się jako pierwszy, wszystko
poszło gładko. Wysadził mnie na tym małym cyplu koło kościoła.
- Nic ci się nie stało? - dopytywał się Sander.
- Nic poza tym, że czułem się bardzo nieswojo. Miałem wrażenie, że... że siedzę na wodzie.
Jakby łódz zrobiona była z wody. Czy rozumiecie?
Pokiwali głowami, ale bez przekonania.
- To... to było straszne.
- Czy przewoznik coś mówił? - zapytała Adele i przemieściła się bliżej Sandera, który
nieznacznie odsunął się o parę centymetrów.
- Ani słowa. Potem zawrócił po mego towarzysza. I wtedy... kiedy byli na środku jeziora... już
w drodze do mnie... łódz zatonęła. Po prostu zniknęła. Rozpłynęła się. Mój kolega wołał o
pomoc, widziałem, jak machał rękami, ale łódz i przewoznik zniknęli, a jego coś
nieubłaganie wciągnęło w dół, pod powierzchnię wody.
Niemiec z trudem opanował rozpacz wywołaną strasznym wspomnieniem.
Milczeli dłuższą chwilę.
Wreszcie Sander zapytał:
- Powiedz mi, czy była jakaś różnica między tobą a twoim kolegą? Czy bardzo się od siebie
różniliście?
- O, nie, nie powiedziałbym tego. On był może nieco niższy ode mnie. No i był... Nie, to zbyt
niemÄ…dre!
- Powiedz!
- Miał zostać księdzem. A ja jestem ateistą.
- A co się stało potem? - po chwili milczenia zapytał Sveg.
- Nic. Biegałem tam i z powrotem po brzegu jak szaleniec, ale nie mogłem nic zrobić, bo nie
umiem pływać. Wszedłem, rzecz jasna, do wody tak daleko jak się dało, ale...
Rozłożył ręce.
Sveg odwrócił się do drugiego Niemca.
103
- No, a pan?
Ten cudzoziemiec posługiwał się tylko niemieckim. Na szczęście niemal wszyscy uczyli się
tego języka w szkole, więc tyle o ile mogli go rozumieć, a Sander służył Svegowi jako
tłumacz.
- Przybyliśmy następnego dnia - zaczął Niemiec. - I nie poszliśmy drogą, którą wskazał nam
jakiś chłop, bo pózniej uzyskaliśmy informacje o wygodniejszej trasie. Zawróciliśmy więc do
innej wioski i doszliśmy bezpośrednio do tej zagrody, którą już wcześniej wynajęliśmy.
- Przybyliście więc na tę samą stronę rzeki, po której leży Fergeoset, i niepotrzebna wam
była pomoc przewoznika?
- Wszystko się zgadza. Najprędzej jak się dało podążyliśmy do Fergeoset i tu znalezliśmy
naszego przyjaciela pogrążonego w rozpaczy. Nie uwierzyliśmy w ani jedno słowo, bredził o
przewozniku i łodzi. Ale jeszcze tego samego wieczoru znalezliśmy zwłoki naszego kolegi,
unoszÄ…ce siÄ™ na wodzie.
- I on nie został... złożony w ofierze?
- Nie, po prostu utonÄ…Å‚.
- Dobrze. A potem?
- Nocowaliśmy w Fergeoset. Na dworze, bo pogoda była piękna. W nocy zniknęli ci dwaj,
którzy pózniej umarli. Tej nocy nie było ich przez jakiś czas, a kiedy wrócili rano, sprawiali
wrażenie niezwykle podnieconych, uradowanych i tajemniczych. Tego dnia usłyszeliśmy, jak
poszeptują między sobą o wielkim oczyszczeniu .
- Aha - kiwnął głową Sveg. - I co było dalej?
- Nie wiedzieliśmy nić o tym, co ma się stać następnej nocy. Postanowiliśmy zostać, bo
zaczęło padać i trudno byłoby nam przenieść naszego zmarłego kolegę, a poza tym ci dwaj
nalegali, by zostać jeszcze przez jeden dzień. Zgodziliśmy się więc...
- A gdzie nocowaliście, przecież padał deszcz?
- W tym największym domu.
Sveg wymienił spojrzenia najpierw z Benedikte, a potem z Sanderem.
- Czy wyczuliście wówczas coś szczególnego?
Niemiec z trudem dobierał słowa.
104
- To było... koszmarne. Nie umieliśmy dokładnie określić dlaczego, ale to było straszne. A
kiedy nadszedł ranek, okazało się, że dwaj nasi przyjaciele zniknęli. Jak już powiedzieliśmy,
jednego znalezliśmy dwa dni pózniej na brzegu jeziora, na ślad drugiego nie natrafiliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]