[ Pobierz całość w formacie PDF ]

objęcia, jednocześnie przytulając do siebie i potrząsając nią.
- Eleno! Och, dzięki Bogu, że nic ci się nie stało. Gdzie ty się podziewałaś? Dlaczego
nie zadzwoniłaś? Zdajesz sobie sprawę, przez co wszyscy przeszliśmy?
Rozejrzała się po pokoju, oszołomiona. Nic z tego nie rozumiała.
- Cieszymy się po prostu, że już jesteś. - Robert starał się załagodzić sprawę.
- Byłam u Stefano - powiedziała powoli. - Ciociu, to jest Stefano Salvatore,
wynajmuje pokój w pensjonacie. To on mnie odwiózł.
- Dziękuję - powiedziała ciocia Judith do Stefano ponad głową Eleny. A potem,
odsuwając się, żeby spojrzeć na siostrzenicę, powiedziała: - Ale twoja sukienka, twoje
włosy... Co się stało?
- Nie wiesz? Więc Tyler wam nie powiedział. Ale w takim razie, dlaczego tu jest
policja? - Elena instynktownie stanęła bliżej Stefano i poczuła, że on też się do niej przysuwa
w odruchu opiekuńczości.
- Są tutaj, bo Vickie Bennett została dziś wieczorem zaatakowana na cmentarzu -
odezwał się Matt. On, Bonnie i Meredith stali za plecami cioci Judith i Roberta z minami
pełnymi ulgi i zmieszania. Byli niesamowicie zmęczeni. - Znalezliśmy ją dwie, może trzy
godziny temu i od tamtej pory szukamy ciebie.
- Zaatakowana? - powiedziała Elena, zaszokowana. - Przez kogo?
- Nikt nie wie - powiedziała Meredith.
- No cóż, być może to nic takiego, czym należałoby się martwić - powiedział Robert
uspokajającym tonem. - Lekarz mówił, że porządnie najadła się strachu, a wcześniej coś piła.
To wszystko mogło jej się tylko przywidzieć.
- Tych zadrapań sobie nie wymyśliła - powiedział Matt grzecznie, ale stanowczo.
- Zadrapań? Ale o czym wy mówicie? - spytała ostro Elena, patrząc to na jednego, to
na drugiego.
- Ja ci powiem - odezwała się Meredith i wyjaśniła zwięzle, jak udało im się znalezć
Vickie. - Powtarzała, że nie wie, gdzie jesteś. %7łe kiedy się to stało, była sama z Dickiem. A
gdy ją tu przywiezliśmy, lekarz powiedział, że nic pewnego nie może stwierdzić. Nie stało jej
się właściwie nic, jest tylko podrapana, a podrapać mógł ją i kot.
- Nie było żadnych innych obrażeń na jej ciele? - spytał ostro Stefano. Odezwał się po
raz pierwszy od momentu wejścia do domu i Elena spojrzała na niego, zaskoczona tonem jego
głosu.
- Nie - odrzekła Meredith. - Oczywiście kot ubrania z niej nie zdarł, ale być może
zrobił to Dick. Aha, i została ugryziona w język.
- Co takiego? - powiedziała Elena.
- Mocno ugryziona, znaczy. Musiało niezle krwawić i teraz ma kłopoty z mówieniem.
Stojący obok Eleny Stefano wyraznie zmartwiał.
- Umiała wyjaśnić to, co zaszło?
- Histeryzowała - poinformował go Matt. - Naprawdę histeryzowała, mówiła zupełnie
bez sensu. Wciąż coś plotła o jakichś oczach i ciemnej mgle, i że nie była w stanie uciec.
Dlatego właśnie lekarz uważa, że to mógł być jakiś rodzaj halucynacji. O ile da się cokolwiek
powiedzieć, to tylko to, że ona i Dick Carter byli w ruinach kościoła przy cmentarzu około
północy. I że coś się tam pojawiło i ją zaatakowało.
- Za to nie ruszyło Dicka, co wskazuje, że przynajmniej to coś ma odrobinę gustu.
Policja go znalazła, stracił przytomność, leżał na posadzce kościoła i nic nie pamięta.
Ale Elena ledwie słyszała ostatnie słowa. Ze Stefano działo się coś bardzo niedobrego.
Nie umiała powiedzieć, skąd ta pewność, ale wiedziała to. Zesztywniał po ostatnich słowach
Matta i teraz, chociaż się nie poruszył, wyczuwała, że zaczyna ich dzielić jakiś dystans.
Zupełnie jakby znalezli się na dryfujących w przeciwnych kierunkach płytach kry lodowej.
Odezwał się tym opanowanym tonem, który słyszała już wcześniej w jego pokoju.
- W kościele, Matt?
- Tak, w ruinach kościoła - powiedział Matt.
- I jesteś pewien, że mówiła, że to była północ?
- Pewności mieć nie mogła, ale to musiało być mniej więcej o tej porze. Znalezliśmy
ją niedługo potem. Dlaczego pytasz?
Stefano milczał. Elena czuła, jak powiększa się dzieląca ich przepaść.
- Stefano... - szepnęła. A potem, na głos, dodała desperacko: - Stefano, co się stało?
Pokręcił głową. Nie odcinaj się ode mnie, pomyślała, ale on nawet nie chciał na nią
spojrzeć.
- Przeżyje? - spytał raptownie.
- Lekarz powiedział, że nic takiego jej nie dolega - powiedział Matt. - Nikomu przez
myśl nie przeszło, że mogłaby nie przeżyć.
Stefano krótko skinął głową, a potem obrócił się do Eleny.
- Muszę iść - powiedział. - Jesteś już bezpieczna. Złapała go za ręce, kiedy się
odwracał.
- Oczywiście, że jestem bezpieczna - powiedziała. - Dzięki tobie.
- Tak. - Ale w jego oczach zabrakło odzewu. Stały się nieprzejrzyste, jak osłonięte
ekranem.
- Zadzwoń do mnie jutro. - Uścisnęła jego dłoń, starając się przekazać mu, co czuje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl