[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bo jeszcze chwila, a nie będę miał ochoty cię stąd wypuścić i oboje
skonamy z braku tlenu. Do tej cholernej dziupli w ogóle nie dociera
powietrze.
Przez cały czas, gdy siedzieli w środku, z zewnątrz dochodziły
odgłosy licznych kroków.
- Nie, ty idz pierwszy i sprawdz, czy droga wolna - sprzeciwiła
siÄ™ Corey.
- Zrobiłbym to chętnie, ale wierz mi, w moim obecnym stanie
nie mogę się pokazać ludziom.
Zażenowana, ale i zadowolona zarazem, przyłożyła ucho do
drzwi, a potem ostrożnie otworzyła schowek.
- Powinnam cię tu zamknąć na klucz - rzuciła przez ramię.
- Jeżeli to zrobisz, zacznę krzyczeć, że ukradłaś rodowe srebra.
Corey wciąż uśmiechała się do siebie na wspomnienie tej przygody,
gdy zobaczyła Joy idącą powoli w stronę kępy drzew na skraju
267
trawnika. Wyglądała na tak samotną i nieszczęśliwą, że Corey
odruchowo ruszyła za nią.
- Joy, czy stało się coś złego?
- Nie mam w tej chwili ochoty na rozmowę - odparła dziewczy-
na, ukradkiem ocierajÄ…c oczy.
- Jeżeli nie chcesz powiedzieć, dlaczego płaczesz, to może po-
rozmawiasz o tym z mamą czy jakąś przyjaciółką? Nie powinnaś
być taka smutna na dzień przed ślubem. Dziś ma przyjechać Ri-
chard. Będzie mu przykro, kiedy zobaczy, że jesteś przygnębiona.
- Richard jest wyjątkowo trzezwy i rozsądny, natychmiast więc
uzna, że zachowuję się głupio. Zresztą nie on jeden. - Wzruszyła
ramionami i skierowała się w stronę domu. - Wolałabym pomówić o
czymś innym. Opowiedz mi więcej o sobie i wujku Spencerze. -
Zawahała się, po czym wyrzuciła z siebie tonem pełnym desperacji: -
Myślisz, że naprawdę go kochałaś, gdy byłaś w moim wieku?
Corey chciała obrócić to pytanie w żart, uznała jednak, że
dziewczyną nie kieruje czysta ciekawość. Ogarnęło ją nieprzeparte
wrażenie, że Joy na swój szczególny sposób zwraca się do niej o po-
moc i oczekuje poważnej odpowiedzi.
- Chciałabym być z tobą szczera, ale trudno mi obiektywnie pa-
trzeć na moje uczucia do Spence'a teraz, gdy zdaję sobie sprawę, jak
były jednostronne.
- A czy uciekłabyś z nim z domu?
Było to tak nieoczekiwane pytanie, że Corey wybuchnęła śmie-
chem.
- Tylko jeśliby mnie ładnie poprosił.
- A gdyby nie pochodził z bogatej rodziny?
- Zależało mi jedynie na nim. Nic innego wówczas się nie li-
czyło.
- A więc go kochałaś?
- Ja... - Corey spróbowała sięgnąć pamięcią wstecz. - Podziwia-
łam go i uwielbiałam. I wcale nie dlatego, że był jednym z najlep-
szych graczy w futbol, albo że jezdził sportowym samochodem.
Chciałam uczynić go szczęśliwym, a ponieważ wydawało mi się, że
zawsze dobrze się czuje w moim towarzystwie, szczerze wierzyłam,
że mogę to osiągnąć. - Uśmiechnęła się smętnie, po czym dorzuciła;
- Często kiedy nie mogłam zasnąć w nocy, wyobrażałam sobie, że
urodzę mu dziecko, a on będzie z tego powodu bardzo szczęśliwy.
To było moje ulubione marzenie, a miałam ich dziesiątki tysięcy.
Jeżeli właśnie na tym polega miłość, to odpowiedz brzmi: tak,
kochałam go. I powiem ci jeszcze coś w sekrecie... - Corey spojrzała
-
268
na Joy z ukosa -...nigdy niczego podobnego nie czułam w stosunku
do żadnego innego mężczyzny.
- Czy dlatego do tej pory nie wyszłaś za mąż?
- W pewnym sensie. Z jednej strony przeraża mnie myśl, że znowu
mogłoby mną zawładnąć podobne szaleństwo - bo przecież miałam ob-
sesjÄ™ na jego punkcie. Z drugiej - nie chcÄ™ niczego mniej intensywnego.
Doszły do tarasu i, ku zdumieniu Corey, dziewczyna uściskała ją
z całej siły.
- Dziękuję ci! - powiedziała gorąco.
Corey przez chwilę przyglądała się w zamyśleniu Joy, idącej ku
pracownikom firmy cateringowej, po czym odwróciła się i weszła do
jadalni, gdzie zamierzała spędzić resztę dnia na pracy. Wciąż jednak
czuła niepokój. W końcu postanowiła porozmawiać ze Spence'em na
temat jego siostrzenicy. Z tą dziewczyną działo się coś niedobrego.
12
Najciszej, jak to możliwe, Corey zaczęła przestawiać zabytkowy
kandelabr stojący na stole w jadalni. Wtedy z drugiego końca stołu
odezwał się spokojnym głosem Spence:
- Możesz hałasować do woli.
Przyniósł tutaj swoją papierkową robotę, by mogli spędzić więcej
czasu razem. Nawet sama przed sobą Corey nie chciała się przyznać,
jak wielką przyjemność sprawia jej obecność Spencera, i jak
wspaniale siÄ™ czuje, gdy po tych wszystkich latach to on zaczÄ…Å‚
zabiegać ojej towarzystwo.
- Nie chcę cię rozpraszać.
- W takim razie powinnaś natychmiast się spakować i wyjechać
z Newport - oznajmił rozciągając usta w figlarnym uśmiechu.
Corey dokładnie wiedziała, co chciał przez to powiedzieć, ale
droczenie się z nim sprawiało jej zbyt wielką przyjemność, by z niej
zrezygnować.
- Odrobina cierpliwości. W niedzielę rano stąd znikniemy i znów
będziesz miał tę wielką, starą ruderę tylko dla siebie.
- Dobrze wiesz, co miałem na myśli - odrzekł bez uśmiechu, nie
dając się wciągnąć w grę.
Tym ją zaskoczył - zresztą nie po raz pierwszy. Często, gdy wy-
dawało się jej, że prowadzą ze sobą zabawny flirt, Spence łamał re-
guły i stawał się bardzo poważny.
269
- Nie mogłabyś zostać kilka dni dłużej?
Zawahała się, walcząc z przemożną pokusą.
- Nie. Przez najbliższe sześć miesięcy mam kalendarz wypeł-
niony po brzegi.
Na wpół z nadzieją, na wpół ze strachem spodziewała się, że za-
cznie nalegać. Wiedziała, że wówczas nie zdołałaby mu się oprzeć.
Ale tego nie zrobił. To znaczy, że nie traktował jej aż tak poważnie.
By zagłuszyć poczucie zawodu, postanowiła szybko zmienić temat.
Skinęła głową w stronę dokumentów, które studiował. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl