[ Pobierz całość w formacie PDF ]

otaczający ją świat zamienia się nagle w rzeczywistość jak z bajki, jak z
idealnego romansu - ich usta pasowały do siebie niczym klucz do zamka,
niczym kawałki układanki albo dwie połowy serca; pocałunek miał smak
świeżej, porannej rosy na wiosennej trawie; w uszach słyszała szum lasu
i śpiew skowronków... I nagle wszystko to się skończyło. Eloise jęknęła z
rozczarowania. Nogi pod nią drżały, a piersi stały się wrażliwe aż do
bólu.
- Po prostu się boisz i dlatego chcesz, żebym sobie poszedł -
powiedział C.D. i znów uśmiechnął się do niej z czułością. Wdzięczna mu
była za tę czułość, która łagodziła niepokojący wyraz lśniących z
pożądania oczu.
50
RS
- Po prostu się boję? - powtórzyła jego słowa przez ściśnięte gardło.
- A czy to nie jest wystarczający powód?
- Absolutnie nie.
Oblizała wargi, które wciąż miały smak ich pocałunku.
- Posłuchaj, C.D., wykażmy trochę zwykłego zdrowego rozsądku...
- W tym, co za chwilę zrobimy, nie będzie nic zwykłego, a i zdrowy
rozsÄ…dek nie bardzo siÄ™ nam przyda.
Mówił tak, jakby wszystko już było ustalone, jakby już wiedział, że za
chwilÄ™...
Przez jej ciało przebiegł dreszcz.
- To szaleństwo - szepnęła. - Nie wolno nam tego zrobić.
- A jeśli się z tobą nie zgodzę? Czy moja opinia wcale się nie liczy?
Mimo rosnącego pożądania, Eloise poczuła, że budzi się w niej gniew.
Dlaczego ten C.D. nie chce jej zrozumieć?
- Przyznaję, że wcześniej sama zamierzałam ci to zaproponować -
wyznała odważnie. - Ale jesteśmy przyjaciółmi i... i niech tak zostanie.
- Skoro jesteśmy przyjaciółmi, to tym bardziej...
- Nie! - przerwała mu gwałtownie, po czym dodała nieco spokojniej:
- Oprzytomniej wreszcie, C.D.
- Jestem jak najbardziej przytomny - uśmiechnął się, przesuwając
dłonią po jej plecach, aż do pośladków.
Wyobraziła go sobie nagle nagiego, leżącego na zmiętych
prześcieradłach, gotowego do akcji. Cały czas jednak coś w niej
krzyczało: Kocham cię! Kocham i nie mogę stracić! Kocham i właśnie
dlatego nie mogę się tobie oddać!
Patrzył na nią uważnie, badawczo. Najwyrazniej nie zamierzał się
zniechęcać. Eloise niemal żałowała, że nie wybuchnął gniewem i nie
zaczął jej grozić. Aatwiej by jej wtedy było o zdecydowany protest.
Gdyby chciał ją zastraszyć, potrafiłaby mu się przeciwstawić, a tak...
Ich oddechy się mieszały, długie, mocne palce C.D. znów
uwodzicielsko dotknęły jej policzka. Delikatnie uniósł do góry jej
podbródek, przez chwilę patrzył jej prosto w oczy, a potem ich usta
znów się spotkały. Pocałunek działał na nią bardziej niż jakiekolwiek na-
51
RS
mowy.
- Proszę... - wyszeptała błagalnie.
Odsunął się. Szare oczy spojrzały na nią przeszywająco.
- Może masz mi za złe, że spotykałem się z tyloma kobietami?
Uśmiechnęła się w duchu na te słowa. Och, jakoś przeżyła jego liczne
randki. Mogłaby mu je z wyrzutem wypomnieć, ale prawdę mówiąc,
jego romanse z innymi wcale jej nie obchodziły. Niektóre z jego
znajomych były ładniejsze, inne brzydsze, jedne bardziej wygadane, inne
milczące - ale jego związki z nimi nigdy nie trwały długo. Zwykle
dochodziło do kilku spotkań, a potem C.D. wracał do niej, do Eloise.
Znów zaczynał wpadać na poranną kawę i zapewniał, że nigdzie nie pił
lepszej. Rozmawiali o pogodzie, o różnych drobiazgach bez znaczenia,
jak para zżytych przyjaciół. Powoli i niepostrzeżenie te ich spotkania
stały się dla niej najważniejszym punktem dnia.
- Tak, mam ci to za złe - skłamała. - Nie podoba mi się, że się
spotykałeś z tyloma kobietami.
- Wcale nie było ich tak dużo, jak ci się wydaje - odparł cicho,
niemal niedosłyszalnie. - I wcale nie były to bliskie znajomości.
- Nie mówmy o tym więcej. Teraz muszę zajmować się dzieckiem.
- Po co? Belle śpi.
Zanim zdążyła zareagować, C.D. podszedł do szafy i otworzył ją
pewnym ruchem. Znał jej mieszkanie jak własną kieszeń, toteż sięgnął
bez skrępowania na najwyższą półkę i wyciągnął z kartonowego
opakowania prezerwatywę. Kiedy Eloise spotykała się z Glennem,
kupiła ich całe pudełko; w nadziei, że się przydadzą. Jednak do niczego
między nimi nie doszło i pudełko stało nadal, nawet nie rozpakowane.
- Nie bój się, skarbie - przemówił do niej łagodnie. - Nie zrobię ci
krzywdy, przecież jesteśmy przyjaciółmi. A jeśli Belle się obudzi, na
pewno ją usłyszymy. - Zamknął ostrożnie szafę, wziął Eloise za rękę i
pociągnął lekko w głąb korytarza. - Chodzmy do sypialni dla gości.
Poszła za nim. Poszła, choć nie chciała. Poszła, choć nie powinna.
Sama nie wiedziała, jak i dlaczego się to stało, ale po chwili stała obok
niego przy sypialnianym oknie, za którym widać było pokryte śniegiem
52
RS
góry. Zwiatło księżyca padało na białą pościel, odbijało się w lśniących [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl