[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na znak, że nie życzy sobie żadnego pociągania za kieszenie.
Wspiął się po skrzypiących schodach na piętro i zapytał
o dziewczynę imieniem Maggie. Powiedziano mu, że jest
w kuchni, więc zszedł do sutereny.
Kuchnia stanowiła centrum każdego domu czynszowego,
a o tej porze, gdy szara, zimna mgła kłębiła się za oknami,
było to ciepłe i przytulne miejsce. Kilku mężczyzn stało przy
54
ogniu, rozmawiając i pijąc. Przy stole parę osób grało w karty,
inni siorbali z misek parującą zupę. Pod ścianami stały i leżały
instrumenty muzyczne, kule żebraków oraz koszyki i pudełka
domokrążców. Znalazł Maggie - brudne dwunastoletnie
dziecko - i odciągnął ją na bok. Dał jej złotą gwineę, którą
natychmiast spróbowała zębami, po czym uśmiechnęła się.
- Co ma być, proszę pana? - Spojrzała na jego elegancki
ubiór poważnym wzrokiem osoby, która jest dorosła. - Ma
pan ochotÄ™ na zabawÄ™?
Pierce puścił propozycję mimo uszu.
 JesteÅ› z Cleanem Willym.
Wzruszyła ramionami.
 Byłam. Willy puszkuje.
 W Newgate?
 Tak.
 Widujesz siÄ™ z nim?
 Od czasu do czasu. PrzychodzÄ™ jako jego siostra.
Pierce wskazał na monetę, którą ściskała w dłoni.
- Dostaniesz jeszcze jedną, jeśli przekażesz mu wia-
domość.
Oczy dziewczyny błysnęły.
 Co to ma być?
 Powiedz Willy'emu, że ma uciec podczas najbliższej
egzekucji. To będzie Emma Barnes, morderczyni. Na pewno
powieszą ją publicznie. Powiedz mu: uciekaj podczas najbliż-
szego huśtania.
Zaśmiała się. Był to dziwny śmiech - chrapliwy i szorstki.
 Willy~jest w Newgate. Nie ma ucieczki z Newgate,
podczas huśtania czy nie.
 Powiedz mu, że on może - polecił Pierce. - Powiedz
mu, żeby poszedł do domu, gdzie po raz pierwszy spotkał
Johna Simmsa, i wszystko będzie w porządku.
 Czy pan to John Simms?
 Jestem przyjacielem. Powiedz mu, że jeśli podczas tej
egzekucji nie znajdzie się na wolności, to nie jest Cleanem
Willym.
55
Pokręciła głową.
 Jak może uciec z Newgate?
 Powiedz mu tylko to - powtórzył dżentelmen i skie-
rował się ku wyjściu.
Przy drzwiach do kuchni raz jeszcze spojrzał na nią -
chude, zgarbione dziecko w poszarpanej zabłoconej sukni,
z poplątanymi i tłustymi włosami.
- Powiem - rzekła i wsunęła monetę do buta.
Wyszedł i tą samą drogą, którą przybył, opuścił Holy
Land. Wprost z wąskiego zaułka skierował się na Leicester
Square i wmieszał się w tłum przed Mayberry Theatre.
ROZDZIAA 9
ROZKAAD ZAJ
EDWARDA TRENTA
W "porządnym" Londynie w nocy panował spokój.
W czasach przed wynalezieniem silnika spalinowego ciszÄ™
nocną dzielnicy finansowej mąciły jedynie odgłosy kroków
funkcjonariuszy Metropolitan Police, pojawiajÄ…cych siÄ™ w tym
samym miejscu regularnie co dwadzieścia minut.
O świcie ciszę przerwało pianie kogutów i ryczenie krów -
odgłosy wsi, które dzisiaj szokowałyby londyńczyka. Wówczas
jednak w centrum rozbudowywanego miasta można było
znalezć niejedno gospodarstwo, a ważniejsza niż przemysł
była hodowla zwierząt, które stanowiły problem dla ruchu
ulicznego. Nieraz się zdarzało, że szlachetny dżentelmen
musiał czekać w powozie, aż pasterz przeprowadzi swe stado
przez ulicę. Londyn był największym zurbanizowanym ob-
szarem na świecie, ale granica między miastem a wsią nie była
tam wyraznie zarysowana. Jednak tylko do chwili, gdy zegar
Horse Guards wybijał siódmą i pierwsi zdążający do pracy,
oczywiście pieszo, opuszczali swe domy; była to głównie
armia kobiet i.dziewczÄ…t zatrudnionych jako szwaczki w fab-
rykach ubrań na West Endzie, gdzie pracowały po dwanaście
godzin dziennie za kilkuszylingową tygodniówkę.
O ósmej w sklepach przy głównych arteriach zdejmowano
57
okiennice, a uczniowie i asystenci ozdabiali witryny przed
całodniowym handlem. Wystawiali to, co pewien sarkastyczny
obserwator nazwał "fatałaszkami mody".
Godzina szczytu przypadała między ósmą a dziewiątą.
Wówczas ulice obejmowali w posiadanie mężczyzni. Wszyscy,
od urzędników państwowych po kasjerów bankowych, od
maklerów giełdowych po cukierników i mydlarzy, zdążali do
pracy: pieszo, w omnibusach, powozach i dwukółkach.
Tworzyli hałaśliwy, gęsty tłum, przez który przedzierali się
woznice, klnÄ…c, wrzeszczÄ…c i smagajÄ…c batami konie.
Pośród tego zamieszania brali się do roboty sprzątacze
ulic. Krążąc między pojazdami w powietrzu nasyconym
amoniakiem, zbierali pierwsze końskie odchody. A mieli ręce
pełne roboty - przeciętny londyński koń według Henry'ego
Mayhewa pozostawiał rocznie na ulicach sześć ton gnoju.
Na tle szarego tłumu wyróżniały się eleganckie powozy
z błyszczącego ciemnego drewna, o wysokich, delikatnych
resorach i kołach z koronkowymi szprychami. W tych
luksusowych warunkach udawali siÄ™ do swych miejsc pracy
szacowni obywatele.
Pierce i Agar, ukryci na dachu budynku naprzeciw siedziby
banku Huddleston & Bradford, dostrzegli w pewnym momen-
cie jeden z takich wytwornych powozów. Podjeżdżał pod
bramę wejściową.
 Teraz to on - rzekł Agar.
Pierce przytaknÄ…Å‚.
 ósma dwadzieścia dziewięć. Punktualny jak zawsze.
Pozycję na dachu zajęli o wschodzie słońca. Obserwowali
ruch uliczny, wzmagający się z każdą minutą. Przyglądali się
uważnie kasjerom i urzędnikom, którzy przybywali do pracy.
Powóz zajechał przed drzwi banku, a woznica zeskoczył
z kozła, by je otworzyć. Edgar Trent stanął na chodniku.
Miał niemal sześćdziesiątkę. Jego broda była już siwa, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl