[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiek ryzyko, że Citroën mu umknie.
* * *
Sonia Karnell wpatrywała się w skupieniu w czerwone światła z przodu, od-
rywając od nich wzrok tylko po to, by zachować zdolność widzenia w ciemności.
Citroën byÅ‚ dla niej prawdziwÄ… zagadkÄ… z powodu obranego kierunku jazdy.
Chwilę pózniej prowadząca go dziewczyna jeszcze bardziej wytrąciła ją z równo-
wagi, gdy ni z tego, ni z owego zmieniÅ‚a sposób jazdy. Citroën nagle przyÅ›pieszyÅ‚
i zniknął za zakrętem drogi. Karnell nacisnęła na pedał gazu, ścięła zakręt i jesz-
cze mocniej wdepnęła na hamulce.
Ty głupia cwaniaro!
Zupełnie nie przejęła się wewnętrzną sprzecznością tej inwektywy. Wypadając
zza zakrÄ™tu, ujrzaÅ‚a czerwone Å›wiatÅ‚a tuż przed sobÄ…; Citroën toczyÅ‚ siÄ™ powoli,
jakby jego kierowca szukał odpowiedniego miejsca, by zjechać z drogi.
Karnell doskonale wiedziała, że wcale tak nie jest. Dziewczyna przyśpieszyła.
Gdy tylko zniknęła za zakrętem, gwałtownie zahamowała. Wystarczająco daleko
za zakrętem, żeby Porsche nie wjechał jej w kufer, ale na tyle blisko, że ostro
hamując mógł wypaść z drogi.
Dziwka! Karnell zgrzytnęła zębami.
Citroën znów nabieraÅ‚ szybkoÅ›ci. Karnell rzuciÅ‚a okiem na pudeÅ‚ko leżące
na fotelu obok, wypełnione gumową pianką kartonowe pudełko z nazwą znanej
kopenhaskiej kwiaciarni. O ile nie lubiła posługiwać się plastikiem, o tyle teraz
zaczynała cieszyć się na myśl, że już wkrótce przymocuje do jadącego przed nią
samochodu pewne dodatkowe urzÄ…dzenie.
Nie przyÅ›pieszyÅ‚a, kiedy Citroën zniknÄ…Å‚ z piskiem opon za nastÄ™pnym za-
krętem. Kiedy sama go pokonała, ujrzała, że oczywiście znów jedzie niedaleko
przed nią. Prowadząca go dziewczyna jeszcze raz wyhamowała gwałtownie tuż
po wyjściu z zakrętu na prostą.
Raz ci się, małpo, udało mnie nabrać. Dwa razy nigdy!
109
Wszystko rozegrało się mniej więcej dwa kilometry dalej. Bez najmniejszego
ostrzeżenia. Karnell zobaczyła, że czerwone światełka gwałtownie maleją i znika-
ją za kolejnym zakrętem szosy. Także i tym razem drzewa i gęste krzaki zasłania-
ły jej dalszy odcinek drogi. Zmniejszyła szybkość i pokonała zakręt z największą
ostrożnością. Wysunęła się zza niego powoli i wytrzeszczyła ze zdumienia oczy.
Jej osłupienie było tak wielkie, że zjechała na pobocze i stanęła.
Droga była zupełnie pusta. %7ładnych czerwonych światełek. W ogóle żadnych
pojazdów. Citroën po prostu rozpÅ‚ynÄ…Å‚ siÄ™ w powietrzu.
ROZDZIAA 10
Henderson osobiście dowodził szalupą Burza Ognia , sunącą w świetle księ-
życa przez spokojne morze w kierunku odludnej plaży, gdzie dostrzeżono miga-
nie reflektorów Citroëna Luizy. Prócz niego pÅ‚ynęło jeszcze dwóch szturmowców,
wszyscy uzbrojeni w pistolety maszynowe i ręczne granaty.
Fortel Luizy, którego celem było zgubienie Porsche a, okazał się skuteczny,
przynajmniej na jakiś czas. Na jak długo to już zależało od determinacji i po-
mysłowości jego kierowcy. Kluczem do powodzenia było przyzwyczajenie kie-
rowcy Porsche a do ostrożnego i powolnego pokonywania zakrętów. Zbliżając się
do kolejnego zakrętu, Luiza po raz trzeci przyśpieszyła i ścięła go. Aż do na-
stępnego zakrętu droga była zupełnie pusta. Wcisnęła gaz do deski. Tylko liczyła
w ciemności zjazdy w prawo, właściwie ledwie przetarte ścieżki.
Tuż przed trzecim zakrętem jeszcze raz rzuciła szybko okiem we wsteczne lu-
sterko i nie dostrzegłszy w nim żadnych świateł reflektorów, przyhamowała i gład-
kim ślizgiem wyprowadziła samochód z szosy na obsadzoną drzewami boczną
żwirowaną drogę. Znów maksymalnie przyśpieszyła i gnała tak przed siebie aż
do pierwszego ostrego zakrętu drogi, za którym nie widać jej już było z auto-
strady. Teraz pozostało tylko trzymać kciuki, żeby drogą, którą wybrała, dało się
dojechać do odludnej plaży na samym brzegu morza, w miejscu gdzie czekała na
niÄ… Burza Ognia . Pięć minut pózniej, stojÄ…c obok Citroëna i obserwujÄ…c nadpÅ‚y-
wającą szalupę, wiedziała już, że dobrze wybrała.
Szelest kroków w ciemności skradających się polną drogą gdzieś za jej
plecami. Była zupełnie pewna, że poprzez terkot silnika szalupy dobiegł ją twardy
chrzęst powolnych kroków kogoś, kto bardzo uważa, gdzie je stawia, ale kogo
gęste krzaki po obu stronach zmuszają do posuwania się żwirem drogi.
Obejrzała się na morze i zobaczyła, że na szalupie wyłączono już motor. Wy-
skoczył z niej Henderson, a za nim jeszcze ktoś, kto uczepił się boku łodzi i przy-
trzymał ją na płyciznie, gotową do natychmiastowego odbicia. Luiza ruszyła brze-
giem wody w kierunku Szkota, który biegł już ku niej, przykulony do ziemi, z pi-
stoletem maszynowym w rękach.
Coś nie tak? Henderson mówiąc to, przeczesywał wzrokiem las i wylot
żwirowanej drogi.
111
Wydawało mi się, że słyszę kroki. Ale to chyba tylko nerwy.
Zledził cię ktoś z Helsingoru?
Jedna osoba, Porsche em.
Wsiadaj do łodzi. Powiedz Adamsowi, żeby zapalał.
Skradające się kroki. Nim silnik szalupy zadudnił na pełnych obrotach, Hen-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]