[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyminęłam go i przypadłam do ziemi obok leżącego na brzuchu T.J.-a. Leżał na wpół
zwinięty, jedną rękę miał wciśniętą pod siebie, jakby próbował się podnieść, a drugą
obejmował się za rozpruty brzuch. Przytrzymywał lśniące wnętrzności, dziwne fragmenty
tkanki - swoje organy - które napierały na rozcięcia sięgające aż do klatki piersiowej. Z
rany wypływała tętnicza krew.
Regenerowaliśmy się szybko wyłącznie wtedy, gdy udało nam się przeżyć mimo
zadanych ran.
Położyłam się na ziemi obok niego, zagryzając zęby, żeby nie było słychać, że płaczę.
Dotknęłam jego twarzy.
- T.J., T.J. - powtarzałam. - Zbliżyłam swoją twarz do jego i zetknęłam się z nim czołem.
Chciałam, żeby wiedział, że jestem przy nim. - T.J.
Wydobył z siebie jakiś dzwięk, pomruk, który zamienił się w westchnienie. Miał
zamknięte oczy. Poru-szał ustami, a ja nachyliłam się jeszcze bliżej. Nawet jeśli próbował
coś powiedzieć, nic nie usłyszałam. Nasłuchiwałam następnego westchnienia, oddechu,
ale już się nie pojawił. Zawołałam go po imieniu, mając nadzieję, że mnie słyszy. Mając
nadzieję, że dzięki temu będzie mu choć trochę lepiej. Wplotłam palce w jego włosy i
przytrzymałam go.
Cały czas miałam... nadzieję.
Carl stanął nagle nad nami. Nie bałam się; nie byłam nawet zła. Straciłam nadzieję.
Zalałam się łzami rozpaczy.
Popatrzyłam na niego i wyrzuciłam z siebie:
- Był twoim przyjacielem!
Carl cały się trząsł; drżały mu ręce.
- Nie powinien był rzucać mi wyzwania.
- Nie rzucił ci wyzwania! Chciał odejść! - Obnażyłam pogardliwie zęby. - Jest wart sto
razy więcej niż ty. To, że go zabiłeś, tego nie zmieni.
Meg stanęła przy Carlu i popatrzyła na nas z góry. Była w strasznym stanie, jej twarz i
ręce ociekały krwią. Nie wygrałaby ze mną. Ale stając przy Carlu, zachowywała pozory,
jakby miała zwyciężyć.
- Wykończ ją. Zostaw ją z nim - odezwała się, cedząc słowa.
Spojrzałam Carlowi w oczy. Nie spuszczałam z niego wzroku dłuższy czas. On też
wyglądał na zrozpaczonego. Jakbyśmy oboje myśleli, że wszystko mogło potoczyć się
inaczej. %7łe wszystko powinno potoczyć się inaczej. Zaczynając od tego, że tamtej nocy w
ogóle nie powinnam stać się jedną z nich.
Pokręcił powoli głową.
- Nie. Ona już nie będzie walczyć. - Kiedy Meg chciała zaprotestować, złapał ją za kark, a
ona znieruchomiała. Carl odezwał się do mnie: - Masz jeden dzień na to, żeby wyjechać z
miasta. Masz się wynieść z mojego terytorium.
Mógł sobie zatrzymać swój teren.
Zanim wstałam, wsunęłam nos we włosy T.J.-a i wzięłam głęboki wdech, żeby
zapamiętać jego zapach. Smar i benzynę z jego motoru, żar z jego kuchni. Mydło, kurtkę,
delikatny zapach papierosów, mocniejszy zapach sosen. Jego wilka, spoconego i dzikiego.
Pachniał jak wiatr na obrzeżach miasta.
Wyprostowałam się i odwróciłam głowę. Nie oglądać się za siebie.
Carl odezwał się nienawistnym i zjadliwym głosem:
- T.J. zapłacił za twoje życie. Pamiętaj o tym. Stłumiłam szloch i rzuciłam się do biegu.
Epilog
Witam ponownie w Nocnej godzinie. Mamy czas na jeszcze kilka telefonów z pytaniami
do mojego dzisiejszego gościa, senatora Josepha Duke'a z Partii Republikańskiej z
Missouri. Evanie z San Diego, jesteÅ› na antenie.
- Cześć - zaczął Evan. - Panie senatorze, po pierwsze chciałbym podziękować za to, że
jest pan jednym z niewielu przedstawicieli naszego rządu, którzy są gotowi walczyć o
swoje przekonania...
Jęknęłam w głębi duszy. Rozmowy, które zaczynały się w ten sposób, zawsze kończyły
siÄ™ wymachiwaniem BibliÄ….
- Dziękuję, Evanie. Oczywiście to mój nałożony przez Boga obowiązek, by walczyć o
czystość moralną w Kongresie Stanów Zjednoczonych - powiedział Duke.
- No tak. A co do mojego pytania, chciałbym wiedzieć jedno: jest pan światłym
człowiekiem, jaki jest więc pańskim zdaniem najlepszy sposób na to, żeby ukarać sługi
szatana - lepiej spalić ich na stosie czy utopić w wodzie święconej? Gdyby rząd federalny
miał wprowadzić stosowny kodeks karny, za czym pan by się opowiedział?
Po co tacy ludzie w ogóle słuchali mojej audycji? Pewnie po to, żeby wykorzystywać
potem różne wypowiedzi wyprane z kontekstu. Odpowiedzi, których udzielałam na temat
orgii wampirów, zawsze pózniej do mnie wracały.
Senator miał na tyle przyzwoitości, że wyglądał na skonsternowanego. Zaczął się
wiercić i wydął wargi.
- Cóż, Evanie, obawiam się, że nie jestem takim ekspertem w kwestii karania
grzeszników, za jakiego mnie uważasz. Jestem przekonany, że istniejący system karny
uwzględnia wszelkie przestępstwa, o jakie można oskarżyć sługi szatana, jak również
przewiduje sprawiedliwą karę. A jeśli sługi szatana zaczną popełniać nowe przestępstwa,
zajmiemy się tym, kiedy przyjdzie na to pora, nieprawdaż?
To właśnie dlatego ludzie pokroju Duke'a byli tak przerażający. Niezwykle elokwentnie
wyrażali najdziwniejsze opinie.
Senator Joseph Duke, pięćdziesięciokilkuletnie, nijakie wcielenie amerykańskiej klasy
średniej, jak facet z obrazu American Gothic, tyle że dziesięć kilogramów cięższy, siedział
po drugiej stronie stołu, jak najdalej ode mnie, tylko na tyle blisko, żeby mógł jakoś
sięgnąć do mikrofonu. Było z nim dwóch ochroniarzy w garniturach. Jeden z nich miał
pistolet wciśnięty między założone na piersi ręce. Senator nie zgodził się przebywać ze
mną w jednym pomieszczeniu bez ochrony. Spytałam o jego broń - srebrne kule? Oczy-
wiście.
Po wszystkich tych ludziach, którzy twierdzili, że moja audycja i tożsamość to
mistyfikacja uknuta po to, żeby zwiększyć popularność audycji lub też niesmaczny żart
spłatany łatwowiernym wielbicielom, niezachwiana wiara Duke'a w to, kim jestem,
działała niemal odświeżająco. Duke omal nie odmówił udziału w programie - początkowo
miał się zjawić tydzień po napaści Cormaca. Musieliśmy to przełożyć. Musiałam zgodzić
siÄ™ na ochronÄ™.
- Następny telefon, proszę. Witaj, Lucy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl