[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A gdzie ten typ się kręci?
- Mieszka i pracuje w warsztacie na tyłach Dwunastej Ulicy, za odlewnią.
Wizyta w jego pracowni może być dla pana szokiem.
- Nie tak łatwo mną wstrząsnąć.
- Chodzi mi o to, że jego kolekcja przedmiotów znalezionych może być dla pana
bulwersujÄ…ca.
- To złom?
- Nie tylko. Są tam też bardzo subtelne rzeczy. Nie mam pojęcia, skąd je bierze.
Jednak w większości to rzeczywiście złom, ale złom piękny. Jego talent do
znajdywania fascynujących obiektów jest jakby boskim darem. Jeżeli odwiedzi go
pan, proszę spróbować zrozumieć naturę jego artystycznej wizji. Dziewiątka potrafi
dostrzec piękno tam, gdzie inni widzą tylko śmieci oraz brud.
Qwilleran był zafascynowany ożywieniem, z jakim przemawiała Zoe,
przekonaniem, z jakim opowiadała o swoim odkryciu. Nie bardzo ją rozumiał, ale był
pod jej urokiem i to mu wystarczało.
- Myślę, że Dziewiątka się panu spodoba. Jest prawdziwy, jak żywioł - i na swój
sposób smutny. Chociaż może to my, pan i ja, jesteśmy smutni, bo zachowujemy się
zgodnie ze z góry ustanowionymi wzorcami. Tak jakbyśmy poruszali się w tańcu,
którego układ ustanowił apodyktyczny choreograf. A przecież taniec życia powinien
tworzyć się spontanicznie, z chwili na chwilę, i wyrażać naszą indywidualność.
Qwilleran otrząsnął się z zapatrzenia i spytał:
- Czy mogę zadać pani osobiste pytanie? Dlaczego maluje pani tak
niezrozumiale, skoro potrafi pani namalować obraz, który przedstawia konkretną
rzeczywistość, w sposób, który każdy może pojąć?
Zoe znów popatrzyła nań w ten sam sposób.
- Jest pan taki naiwny, panie Qwilleran, ale szczery, a to siÄ™ liczy. KonkretnÄ…
rzeczywistość można po prostu sfotografować. Maluję w duchu dzisiejszych czasów,
epoki poszukiwań. Nie dysponujemy odpowiedziami na wszystkie pytania i dobrze o
tym wiemy. Czasem mnie samą przeraża to, co maluję, lecz moje obrazy są wyrazem
mojej wizji życia, jakim je widzę dziś. Prawdziwa sztuka jest zawsze ekspresją swoich
czasów.
- Rozumiem - chciał, żeby zabrzmiało to przekonująco, ale w gruncie rzeczy
sam nie był zbytnio przekonany.
- Kiedyś musimy porozmawiać o tym dłużej - w jej głosie brzmiała jakby
tęsknota.
- Bardzo chętnie - powiedział cicho.
Zapadło niezręczne milczenie. By je przerwać, Qwilleran zaproponował jej
papierosa.
- Rzuciłam - przypomniała mu.
- Herbatnika? Z czekoladą, podobno niezłe...
- Nie, dziękuję - westchnęła.
Wskazał obraz Moneta nad kominkiem.
- A co pani myśli o tym? Stanowił część wyposażenia.
- Gdyby to był dobry obraz, Mountclemens nie zostawiłby go w
wynajmowanym mieszkaniu - odpowiedziała dość ostrym głosem; tak szybka zmiana
nastroju zaskoczyła Qwillerana.
- Ale ramkę ma ładną - stwierdził. - Kto wytwarza ramy w Lambreth Gallery?
- Dlaczego pan pyta?
- Z ciekawości. Słyszałem, jak je zachwalano - było to kłamstwo, ale takiego
rodzaju, jaki zawsze skłaniał rozmówców do wynurzeń.
- Och... No cóż, chyba mogę panu powiedzieć. Robił je Earl. Sam, od początku
do końca, chociaż bardzo się starał, żeby nikt o tym nie wiedział. Chodziło przecież o
prestiż galerii.
- Ciężko pracował - produkował ramy, zajmował się księgowością, pełnił
obowiÄ…zki sprzedawcy.
- Tak. Kiedy ostatni raz widziałam go żywego, skarżył się na nawał pracy.
- Dlaczego nie zatrudnił kogoś do pomocy? Zoe wzruszyła ramionami i
pokręciła głową.
Nie była to zbyt wyczerpująca wypowiedz, ale Qwilleran nie nalegał.
- Czy przypomniała pani sobie coś, co mogłoby pomóc w dochodzeniu? Na
przykład coś, co pani mąż powiedział, kiedy była pani w galerii o wpół do szóstej?
- Nic ważnego. Earl pokazał mi grafiki, które właśnie przyszły, a ja mu
powiedziałam... - urwała nagle. - Rozmawiał przez telefon...
- Usłyszała pani coś niezwykłego?
- Nie słuchałam zbyt uważnie, ale teraz pamiętam, że Earl powiedział coś, co
nie miało sensu. Chodziło o kombi.
- Pani mąż miał auto z nadwoziem kombi?
- Wszyscy marszandzi mają takie. Osobiście nie znoszę tego typu samochodu.
- I co pani usłyszała?
- Nie bardzo uważałam, ale mówił coś o tym, żeby wsadzić obrazy do kombi.
Earl mówił, że samochód stoi na tyłach galerii, a potem powtórzył to jeszcze raz, z
naciskiem. Właśnie dlatego mi się to przypomniało... Wtedy nie zwróciłam uwagi, ale
teraz wydaje mi siÄ™ to dziwne.
- Co w tym dziwnego?
- Nasz samochód był wtedy w warsztacie, mieli coś tam pod-regulować. Cały
czas tam jest, jeszcze go nie odebrałam. Earl odstawił wóz do warsztatu rankiem
tamtego dnia. A jednak upierał się - przez telefon - że kombi stoi na tyłach galerii, jak
gdyby ktoś po drugiej stronie się z nim spierał.
- Czy wie pani, z kim rozmawiał? - spytał Qwilleran.
- Nie, ale odniosłam wrażenie, że rozmawia z kimś, kto znajduje się daleko.
Wie pan, podczas rozmowy międzymiastowej ludzie zawsze podnoszą głos, nawet
jeżeli bardzo dobrze słychać. To taki odruch.
- Może pani mąż dopuścił się po prostu drobnego, niewinnego kłamstwa - z
jakichÅ› przyczyn zwiÄ…zanych z interesami.
- Nie wiem.
- A może mówił o jakimś innym samochodzie, należącym do kogoś innego.
- Naprawdę nie mam pojęcia.
- Nie zauważyła pani jakiegoś samochodu na tyłach budynku?
- Nie, wtedy weszłam od frontu i wyszłam tą samą drogą. A potem, kiedy
wróciłam o siódmej, na tyłach nie było żadnego samochodu. Myśli pan, że ta rozmowa
telefoniczna ma jakikolwiek związek z tym, co się stało?
- Nie zaszkodziłoby powiedzieć o tym policji. Proszę spróbować sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl