[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przez kolejną godzinę albo i dwie oddawać się
lenistwu w jej towarzystwie. Myślę, że ludzie
naprawdÄ™ siÄ™ zmieniajÄ….
Zmieniają... Emily wyprostowała się nagle
i zapatrzyła w instrukcję, którą trzymała w ręku.
ZmieniajÄ… tutaj... ZmieniajÄ… tutaj ubranie!
Z błyskiem w oczach i z triumfalnym śmiechem
poderwała się na nogi. Ludzie zmieniają ubranie
w kabinie! Rozszyfrowałam pierwszą zagadkę!
Natychmiast po wejściu do przebieralni zorien-
towała się, że przychodząc tutaj z Loringiem
popełnia kolosalny błąd. Gdy uderzył ją znajomy
widok i zapach budyneczku, przypomniała sobie
dzień, kiedy tu była ostatni raz przed dwoma laty.
Miesiąc wcześniej zerwała z Loringiem, najgorsze
pierwsze tygodnie wytrwała w stanowczym po-
stanowieniu odmowy, przekonując siebie, że po-
stępuje słusznie. Pózniej podjęła nagłą decyzję
i przyleciała tutaj, kierując się maniakalno-depre-
syjną potrzebą skończenia z bezczynnością za
wszelkÄ… cenÄ™.
Tamtego wieczoru przeholowały z Sally z iloś-
cią rumu i o północy doszły do wniosku, że kąpiel
w basenie je otrzezwi. Po dzikiej chlapaninie
poszły się przebrać do domku. Stopa Emily poślizg-
nęła się na obluzowanym kaflu, a ona całym
ciężarem ciała wylądowała na kości ogonowej.
Wesele na Karaibach 57
W trakcie przerazliwego, wibrującego bólu
doznała nagle przebłysku absolutnej pewności:
postąpiła zle, zrywając z Loringiem. Nie dała mu
czasu na przeanalizowanie ich problemów, zlek-
ceważyła wszystko, co sprawiało, że tak bardzo
pasowali do siebie, odrzuciła największą miłość,
jaka jej się kiedykolwiek zdarzyła, i skazała siebie
na żałosne staropanieństwo, które skończy się
tym, że jeszcze będzie płacić mężczyznom za
seks.
Nazajutrz jednak popatrzyła obiektywnie na tę
chwilę słabości; to był początek kolejnego etapu
żalu, pogłębiony ilością spożytego alkoholu i bez-
radnością w obliczu fizycznego bólu. Zacisnęła
zęby, pogodziła się ze stanami niepokoju i depresji,
i w końcu jakoś z tego wyszła.
Od tamtego czasu ten na pozór poważny wgląd
w siebie poszedł w niepamięć wobec chaotycznego
procesu emocjonalnego obojętnienia, uwalniania
się od przeszłości i budowania życia od nowa.
Teraz, gdy znalazła się tutaj, tamto wspomnienie
uderzyło w nią z taką siłą, że ogłuszyło ją niemal
tak samo, jak przed dwoma laty.
Zawirowało jej w głowie i omal nie wpadła na
Loringa, który wszedł za nią do budyneczku.
Chwycił ją za ramię, z jego niebieskich oczu
wyzierał niepokój.
Co siÄ™ dzieje?
Zamrugała oczami. Dawny Loring nie znosił,
gdy okazywała emocje. Gdy wpadała w zachwyt
czy gdy dławił ją smutek, jednakowo spokojnym
58 Isabel Sharpe
i bezbarwnym głosem zawsze zadawał to samo
pytanie: CoÅ› nie tak?
Ja... Na siłę starała się pozbyć powracają-
cych widm, próbując zapomnieć, jak siedziała na
podłodze, zaciskając oczy z bólu, modląc się usil-
nie, by stał się cud, i żeby, kiedy otworzy oczy,
Loring był przy niej, we własnej osobie, i żeby
pozwolił jej naprawić ten okropny błąd, jakim było
odrzucenie jego pierścionka.
Był tutaj teraz, ciepły, zaniepokojony i na
wyciągnięcie ręki.
Zdobyła się na uśmiech.
Och, takie tam dziwne wspomnienie.
Chcesz o tym opowiedzieć?
Nie. Dziękuję. Zaśmiała się nerwowo. Jest
naprawdÄ™ zbyt dziwne.
Kiedy otworzył usta, zesztywniała i czekała.
Nie znosił, kiedy próbowała utrzymać coś przed
nim w tajemnicy; zawsze ponaglał, naciskał, jakby
jej prywatne myśli i sprawy stanowiły zagrożenie
dla niego, jakby czuł, że nie kontroluje jej tak, jak
trzeba, skoro uważał, że każda jej myśl powinna
należeć do niego.
Okej. Ale gdybyś chciała wyrzucić to z siebie,
służę moją osobą. Postąpił krok i przycisnął wargi
do jej czoła.
Jak rażona prądem, odrzuciła do tyłu głowę, by
na niego spojrzeć. Czy mówi poważnie?
Tak się pechowo złożyło, że jeszcze nie zdążył
cofnąć głowy po pocałunku i ich usta znalazły się
zaledwie o kilka centymetrów od siebie. Powinna
Wesele na Karaibach 59
bardziej odchylić głowę i odsunąć się jak najszyb-
ciej, bronić przed napływającymi wciąż wspo-
mnieniami, między innymi o tym, że Loring
Mackenzie potrafi całować, jak nikt inny na
świecie.
Emily. Powiedział to niskim i zachryp-
niętym głosem, co najprawdopodobniej oznaczało,
że ich myśli idą w tym samym kierunku.
Tak? Nie zamierzała tego powiedzieć. Za-
mierzała powiedzieć coś w rodzaju: Loring, to nie
pora i nie miejsce na tak intymny kontakt.
Uważam, że... powinniśmy poszukać dalszej
wskazówki.
Przez chwilę prawie nie rozumiała, co do niej
mówi, ponieważ całym swoim jestestwem oczeki-
wała, że usłyszy: zależy mi na tym pocałunku
bardziej niż na własnym życiu.
A kiedy już do niej dotarło, gdzie i z kim się
znajduje, wystarczyło jej jeszcze rozumu, by wy-
dobyć się z jego uścisku dosłownie i w przenośni.
Tak. Musimy znalezć wskazówkę.
Poszukiwanie odbywało się w stanie pewnego
zaćmienia. Szukali w drewnianych szafkach,
w których kąpiący się wieszali ubranie, w ogrom-
nych kwiatowych kompozycjach, pod matami
z morskiej trawy, za obrazkami w ramkach z tropi-
kalnych muszelek.
Bez skutku.
Może nie miałam racji westchnęła Emily.
Czuła się dziwnie, smutno i samotnie, i chciała już
znalezć się na zewnątrz, na słońcu, oddalić się od
60 Isabel Sharpe
Loringa i poszukać ulgi w nic nie znaczącej pap-
laninie z obcymi.
Może. Przeszedł dwa kroki w kierunku
wejścia, po czym, na widok podłogi, zmarszczył
czoło. Co to takiego?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]