[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się, padły. Nikt na ich zasadzie nie ośmielił się wróżyć trzydziestoparoletniemu autorowi
przyszłości. W dwa lata pózniej przyszedł olśniewający tryumf Judasza. To nie była ewolucja,
to był skok, nieomylny, opanowany, celny. Pytano się, gdzie on się nauczył tego wszystkiego.
Odwaga w sięgnięciu do olbrzymiego tematu, takt w jego potraktowaniu, instynkt wszystkich
sekretów nowoczesnej sztuki teatralnej, poczucie aktora, wszystko to tworzyło debiut bo
poniekąd uważano Judasza za debiut jaki się nie zdarza.
Po Judaszu cztery lata milczenia. Lata wojny. Uciekając od dławiącej rzeczywistości, Ro-
stworowski zanurza się w historię, w dziejopisów rzymskich, aby w r. 1917, jako owoc paro-
letniej pracy, dać Kaligulę. W utworze tym, wystawionym najpierw w krakowskim teatrze,
88
trzech aktorów kolejno Solski, Stanisławski, Bończa występuje w tytułowej roli, utwier-
dzając sławę mistrzostwa scenicznego autora.
Te dwa utwory stanowią w twórczości Rostworowskiego okres niejako klasyczny. Nieba-
wem wciąga go nowa rzeczywistość. Bezpośredni związek z chwilą ma Miłosierdzie o za-
mierzeniach Nieboskiej komedii naszych czasów. Urodzone z rewolucji rosyjskiej, która
wówczas zawisła grozną chmurą nad nami, Miłosierdzie wyraża beznadziejność świata, który,
rozdarty zemstą, nienawiścią, chciwością, wierzy, iż zdoła rozwiązać swoje zagadnienia czym
innym niż miłością blizniego. Miłosierdzie ukrzyżowane, ze zgliszcz wyrastają nowe tyranie,
nowe bogactwa, nowa przemoc, rozum plącze się bezsilny, przybyło jedynie głodu. I tak da
capo al fine , rzuca z bolesną ironią autor-reżyser, każąc zapuszczać kurtynę nad tym ponu-
rym widowiskiem.
Miłosierdzie jest zapewne nie najdoskonalszym, ale może najznamienniejszym utworem
Rostworowskiego, który, pisząc tę sztukę, stwarza dla niej własną formę, nawiązując do daw-
nych misteriów, wprowadzając w posępne tło element cmentarnego humoru, operując jeszcze
śmielej niż wprzódy efektami zespołowymi, muzycznością tekstu.
Zły moment minął. Wrażliwa natura poety odczuwa ulgę, czuje potrzebę odprężenia. Ro-
stworowski pisze Straszne dzieci. Ta sama co w Miłosierdziu beznadziejność ludzkiej natury
łagodzi się marionetkowym zbagatelizowaniem ziemskich spraw człowieka. Znów całkiem
odmienna forma: ludzie-laleczki, które dobywa się z pudełek; grzechy zdrobnione do miary
głupoty dziecinnej, szatan wystylizowany na psotnego diaska; a jeżeli w końcu wszystkie
straszne dzieci giną w płomieniach podpalonego przez siebie domu, to po to, aby w jowial-
nym i pobłażliwym niebie dać sobie jakoś rady ze świętym Piotrem.
Zamiar artysty powiódł się tu tylko połowicznie. Nadmiar symboliki i alegorii stał mu się
kulą u nogi; niemniej Straszne dzieci stanowią interesujący dokument szukania wciąż od-
miennej techniki i nowych sposobów wypowiedzenia się, które cechuje Rostworowskiego.
Bo oto w rok pózniej daje on znów coś niepodobnego do wszystkiego, co wprzód stwo-
rzył: Zmartwychwstanie. Patrząc na waśnie towarzyszące początkom naszego młodego życia
państwowego, Rostworowski zapragnął przemówić słowami miłości i przestrogi. Obrał do
tego celu Mickiewicza, który zstępuje z pomnika i obchodzi Polskę, aby nieść ewangelię
jedności i zgody. Pomysł Rostworowskiego, aby autentyczne zwroty i wiersze Mickiewicza
wtopić obficie w tekst, był raczej krytykowany; publiczność stroniła od tej sztuki, w której
mówiono jej za wiele kazań; na ogół jednak uznawano szlachetne intencje i piękne momenty
utworu. Jedynie w naczelnym organie stronnictwa, z którym niebawem Rostworowski miał
się związać najściślej, pojawił się nieprawdopodobny w swojej brutalności atak na autora jako
na zatruwacza dusz , dlatego że odważył się w swoim utworze potępić ślepą i zajadłą nie-
nawiść.
Ze sztuką tą łączą się dla mnie osobiste wspomnienia. Byłem w owym czasie (rok 1922
1923) kierownikiem literackim Teatru Polskiego, wobec czego pogromca Rostworowskiego z
Gazety Warszawskiej również nie oszczędził mi ciężkich słów za współwinę w wystawie-
niu tak destrukcyjnej sztuki, którego głównym winowajcą miał być dyr. Szyfman.
W obronie sztuki i teatru replikowałem na napaść. W kilka dni otrzymałem list od Rostwo-
rowskiego, list tak charakterystyczny i tyle do dziÅ› dnia jeszcze posiadajÄ…cy znamion aktual-
ności, że pozwolę sobie go przytoczyć:
Kochany Tadku!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]