[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znalazł nazywa ją siostrą, a człowiek który ją wychował - córką.
--- Więc taka jest druga siostra Piotra? - zgadywał Filip.
Janka wstała ze skalnego złomu i majacząc w ciemności smukłą sylwetką, szła w
kierunku namiotu. Odpowiedziała głosem zdławionym wzruszeniem czy też łzami.
--- Nie. Rodzona siostra Piotra przebywa obecnie w Forcie Bożym. Ja jestem tą, którą
Piotr znalazł w śniegu.
Rozpłakała się i znikła w namiocie.
ROZDZIAA XIV
KATASTROFA
Filip siedział nadal nieruchomo. Gdyby nawet chciał, nie mógłby chyba dobyć głosu dla
przywołania Janki z powrotem. Jej żałosny płacz podziałał na niego przygnębiająco. Czekał
zresztą, że dziewczyna ukaże się znów, lecz wiedział, że wtenczas także nie znajdzie słów
odpowiednich. Bezwiednie prawie dogrzebał się do jednej z tych ran, których ból dokuczliwy
trwa całe życie; prosić teraz o przebaczenie byłoby tylko nowym nietaktem. Powodowany
pragnieniem dowiedzenia się o Jance czegoś więcej, postawił ją w położeniu bez wyjścia.
Wykazawszy większą cierpliwość mógłby się przecież dowiedzieć tego samego od Piotra lub od
starego samotnika w Forcie Bożym. Jak bardzo dziewczyna musi nim obecnie pogardzać, że tak
nielitościwie wyzyskał jej bezradność i własną przewagę. Ocalił ją od wrogów, to prawda, lecz w
zamian za to otwarła przed nim serce, uczyniła to zaś nie z własnej woli, tylko pod przymusem.
Poprawił ogień, przy czym rozproszone drobne gałązki zajęły się od zarzewia, a jaskrawy
choć krótkotrwały płomień oświetlił bladą jego twarz. Miał ochotę zbliżyć się do namiotu i
usprawiedliwić przed Janką, wiedział wszakże, iż nie poważy się uczynić nic podobnego ani dziś,
ani jutro, gdyż tym samym wyznałby swą miłość. Już i tak, parokrotnie, omal się nie zdradził.
Rozumiał, iż w istniejących warunkach uczucie to należy zachować w głębokiej tajemnicy. Janka
znajduje się w sercu głuszy, pod jego opieką, zupełnie sama i bezbronna. Cóż stąd, że ją kocha,
trzeba by było jeszcze wiedzieć jakim uczuciem ona go darzy?!
Udał się między dwie skały, gdzie poprzednio rzucił naręcze jedliny na posłanie dla
siebie. Położywszy się, przykrył się kocem Piotra, lecz zarówno znużenie jak i chęć snu odbiegły
go całkowicie, toteż minęło sporo czasu zanim zasnął wreszcie i we śnie zapomniał o
popełnionym głupstwie. Spał zresztą pózniej jak zabity, nie słysząc żadnych dzwięków nocnych.
Maleńka sowa czarownica, wrzeszcząc przenikliwie wśród konarów, zbudziła Jankę i
poderwała ją na posłaniu bladą i drżącą. Filip ani się ruszył. Obudził się dopiero, gdy coś
ciepłego poczęło go łaskotać po twarzy. W pierwszej chwili sądził, że to ciepło ogniska, lecz
było to słońce. Wnet potem oprzytomniał całkowicie, słysząc jak Janka śpiewa w pobliżu.
Z wieczora bał się pierwszego zetknięcia z dziewczyną. Poczucie winy ciążyło mu nieznośnie.
Lecz ten głos niski i dzwięczny, radosny niby świergot ptasi, wywołał w nim od razu pogodny
uśmiech. Najwidoczniej Janka zrozumiała wszystko, a zrozumiawszy przebaczyła choć może nie
zapomniała urazy. Zdał sobie raptem sprawę, jak wysoko słońce stoi na niebie i od razu siadł
wyprostowany. Janka dostrzegła głowę jego i ramiona wyskakujące ponad głazy i wybuchnęła
wesołym śmiechem.
--- Zniadanie czeka już od godziny! wołała. Proszę się prędko umyć albo zacznę
jeść sama!
Filip wstał, w oszołomieniu spojrzał na zegarek.
--- Ósma godzina! jÄ™knÄ…Å‚. PowinniÅ›my byli zrobić już co najmniej dziesięć mil
drogi!
Janka siedziała przy ich kamiennym stole, śmiejąc się nadal. Ten śmiech, niby blask
słońca rozpraszał mrok nocnego przygnębienia. Rozejrzawszy się po obozie Filip stwierdził, że
dziewczyna wstała już co najmniej przed dwoma godzinami. Toboły były spakowane i ściagnięte
rzemieniami. Jedwabny namiot zwinięty. Podczas gdy on spał, Janka zebrała dostateczną ilość
chrustu, rozpaliła ogień i przyrządziła śniadanie. Stojąc teraz w pewnym oddaleniu, zarumieniona
pod jego wzrokiem, czekała co powie.
To strasznie miłe! wykrzyknął Filip gorąco. Nie zasłużyłem sobie doprawdy na
tyle dobroci!
Och! bąknęła Janka i to był cały jej komentarz. Pochyliła się nad ogniem, podczas
gdy Filip pośpieszył do rzeki. Postanowił zachowywać się dziś z większą rezerwą. Nurzając
twarz w chłodnej wodzie utwierdzał się w tym postanowieniu. Począwszy od dnia dzisiejszego
zapomni o wszelkich sentymentach, dbając jedynie o całość i bezpieczeństwo kobiety
powierzonej jego pieczy.
Dopiero o dziewiątej odbili od brzegu. Wiosłowali bez przerwy do dwunastej. Po
obiedzie Filip skonfiskował wiosło Janki, każąc jej siedzieć w łodzi twarzą do siebie. Całe
popołudnie minęło Filipowi niby słodki sen. Nie napomykał nawet w rozmowie o Forcie Bożym
ani o jego mieszkańcach; nie wspominał o Eileen Brokaw, o lordzie Fitzhugh Lee czy o Piotrze.
Mówił o sobie oraz o sprawach, z którymi był związany bezpośrednio. O nieżyjących już
rodzicach, o małej siostrzyczce, która dawno umarła. Przedstawiał swą wielką samotność i
widział, jak błękitne oczy Janki napełniają się tkliwym współczuciem. Minęło popołudnie; zrobili
znów trzydzieści mil zanim rozbili obóz na noc. Dzień drugi i trzeci upłynął w ten sam sposób.
Czwartego dnia docierali do porohów Big Thunder, w pobliżu ujścia Małej Churchill, o
sześćdziesiąt mil od Fortu Bożego.
Dnie mijały dla Filipa z radosną szybkością i jedno tylko miał im do zrzucenia, że trwają
zbyt krótko. Janka stała się dla niego wszystkim w życiu. Ona wyłącznie pochłaniała serce jego i
zmysły. Myślał z żalem, że tylko dwie doby drogi dzielą ich od fortu Bożego, po czym zajdą
zmiany radykalne. Nawet w głuszy obowiązują pewne formy towarzyskie, o ile zejdzie się
więcej niż dwoje ludzi naraz. Zresztą po parodniowym wypoczynku musi przecież ruszać do
swego obozu, nad jeziorem Zlepego Indianina.
Filip pochmurniał nieraz od tego rodzaju myśli, ale wnet humor mu się poprawiał. Po
południu czwartego dnia wypogodził się nawet zupełnie, powziąwszy ważne postanowienie.
Znają się co prawda bardzo krótko, lecz łączy ich tyle wspólnych przeżyć i upodobań, jak gdyby
przebywali ze sobą od dawna. Nic zatem nie stoi na przeszkodzie, by w forcie Bożym wyjawił
Jance jak bardzo jÄ… kocha.
Janka obserwowała go właśnie w tej chwili. Zobaczyła, iż z twarzy mężczyzny znika
posępny wyraz, a na policzki wybija rumieniec. Gdy zaś Filip pochwycił na sobie jej wzrok,
roześmiał się bez widocznej przyczyny.
--- Jeśli to coś tak zabawnego spytała - to proszę mi powiedzieć?
Pokusa była silna, lecz Filip zwalczył ją mężnie.
To tajemnica - rzekł - wyjawię ją dopiero w Forcie Bożym.
Janka odwróciła twarz w górę prądu, nasłuchując uważnie. Czyniła to już kilkakrotnie w
ciągu ostatniej pół godziny, przy czym Filip nasłuchiwał wraz z nią. Początkowo słyszeli jedynie
daleki szept, który wraz z upływem czasu przybierał na sile, na wzór jesiennego wiatru
huczącego w gałęziach sosen. Był to, odległy jeszcze, lecz coraz bliższy ryk wody wśród
porohów Big Thunder. Szept przeobrażał się w wycie, wycie przechodziło w łoskot, łoskot
dudnił już na kształt gromu. Prąd stawał się tak bystry, że Filip musiał wytężyć całą siłę ramion,
by posuwać czółno naprzód. Po chwili zresztą skręcił do brzegu.
Od miejsca, na którym wysiedli wydeptany szlak wiódł ku nagiej skale spiętrzonej ponad
porohami. Prócz skał nie było tu nic więcej. Niezliczone stopy ludzkie: bose, obute w mokasyny
lub w trzewiki o twardych podeszwach wygładziły drożynę tuż nad brzegiem. Aapy psów:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]