[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hope odwróciła się. Nie mogę pozwolić na to, by Trace zniszczył we
mnie wiarę w ich miłość. Oni naprawdę się kochają, powtarzała sobie w
myśli.
A jednak trochę zachwiał jej wiarę, zasiał wątpliwości. I była na
niego wściekła, że próbował manipulować ludzmi i ich uczuciami. Nawet,
jeśli faktycznie były one tak niedojrzałe i delikatne, jak pąki róży...
Nieprawda, pomyślała, Trace nie jest w stanie zniszczyć tej miłości. I
od razu postanowiła, że musi koniecznie z nim porozmawiać.
Otworzywszy drzwi salonu, pierwsze, co ujrzała, to Tracę^
rozmawiającego z wujem George'em Archerem, wał-koniem i pijakiem,
zakałą rodziny. Chciała się cofnąć, ale oni już ją zobaczyli. Nie miała
wyjścia. Musiała do nich podejść.
George odstawił piwo i uśmiechnął się do niej.
- Trace mówi, że teraz miło widzieć Archerów dążących do
sukcesu... - bełkotał. - Andy miał szczęście i mnie też to czeka.
- Co? - Hope spojrzała zdumiona na wuja. - Mam wrażenie, że jesteś
pijany i nie wiesz, co mówisz.
61
RS
- Nie wściekaj się, do cholery. Nie zawsze muszę być pijany.
Właśnie rozmawiam z moim przyjacielem, Morganem, o pracy dla mnie.
Przestań się mnie czepiać. - Odwrócił się ostentacyjnie i zniknął w tłumie
gości.
Hope patrzyła badawczo na Trace'a. On jednak roześmiał się i objął
ją ramieniem. Wyglądał jak kot, któremu udało się podkraść śmietankę.
- Obiecałaś mi taniec - przypomniał głosem jedwabistym, pełnym
pieszczoty.
- Nie, dziękuję - mruknęła. Zdziwił się.
- Co siÄ™ dzieje?
- Nie tutaj. - Rozejrzała się po otaczającym ich tłumie gości. -
Porozmawiamy, jak się to wszystko skończy.
- Najlepiej będzie, jeśli załatwimy to teraz. Chwyciwszy ją za rękę,
prowadził ją, a może raczej wlókł siłą. Przeszli tak przez drzwi, duży
korytarz i na górę po schodach. Policzki płonęły jej z oburzenia, ale
wszystko, co mogła zrobić, to nie pokazać po sobie, że aż tak przejęła się
całą tą sprawą.
Zaprowadził ją do pokoju bilardowego i zamknął drzwi. Pózniej
obrócił siłą jej twarz w swoją stronę. Spojrzał jej prosto w oczy.
- Słodka piątkowa dziewczyno - rzekł poważnie. - O co ci chodzi?
Hope obróciła się gwałtownie. Suknia zawirowała wokół jej nóg.
Włożywszy ręce do kieszeni, odsunęła się od niego kilka kroków.
- Czekam na wyjaśnienia - Trace nie ustępował. Nabrała głęboko
powietrza. To było ważne. Musiała dobrze załatwić tę sprawę. Znowu
spojrzała na niego. Dlaczego zawsze był taki przystojny? - pomyślała. Czy
62
RS
w eleganckim garniturze, czy też na sportowo, ten mężczyzna wyglądał
wspaniale we wszystkim.
- Sabrina jest bardzo zdenerwowana - wybuchła.
- Czyżby? A co ją tak poruszyło? - udał zdziwienie. - Czy ktoś
skrytykował jej pierścionek zaręczynowy?
- Do licha, czy ty myślisz, że ona jest ze stali? - Hope zacisnęła
pięści z bezsilnej złości.
Trace wyglądał w tej chwili jak dziki kot, przyczajony na gałęzi
drzewa, czyhajÄ…cy na swojÄ… ofiarÄ™.
- Powiedz, co się stało - burknął.
- Andy dostał bardzo ciekawą propozycję pracy.
- To chyba dobrze. W czym problem? Wiedziała, że Sabrina miała
rację. To była jego sprawka.
- Ta praca jest w Kalifornii - powiedziała, starając się zachować
spokój.
- To zabawne. Rozejrzał się wokół.
- Czy masz ochotÄ™ na drinka?
- Nie chcę drinka. Proszę o wyjaśnienie. I mów konkretnie. Przestań
się wykręcać - złościła się.
Twarz Trace'a była jak niewzruszona maska.
- Pytaj mnie, o co chcesz, Hope Archer - powiedział spokojnie. - Nie
mam zamiaru kłamać. Chyba nie oskarżasz mnie o to, że cię oszukuję?
Pytaj.
Chciała być tak twarda jak on. To jednak okazało się bardzo trudne.
- Sabrina twierdzi, że to ty załatwiłeś tę pracę Andy'emu, żeby ich
rozdzielić.
63
RS
Słyszała, że głos jej drży, ale nie mogła temu zaradzić. Przymknęła
oczy.
- Czy to ty zrobiłeś? Powiedz mi, Trace. Uwierzę we wszystko, co
powiesz.
64
RS
ROZDZIAA PITY
Oskarżycielskie spojrzenie Hope nie wywarło na nim żadnego
wrażenia. Wydał jej się przez chwilę kimś zupełnie innym, nie tym samym
Trace'em, którego zdążyła już polubić. Wyglądał jak wielki, bezlitosny
łotr, który bawi się, dokuczając słabszym. Cwaniak... A może taki bogaty
biznesmen musi być kimś pozbawionym uczuć...
Ten pogardliwy uśmiech, to kpiące spojrzenie... Nie, przecież Trace
nie może być kimś takim, broniła go w myślach. Ale ta jego bezduszna
postawa zabolała ją jeszcze bardziej, niż to, co zrobił.
Stał teraz przed nią niewzruszony i żartował sobie z niej, bo była
słabsza.
- Wspomniałem o Andym mojemu przyjacielowi, którego firma
zajmuje się akurat kontrolą skażenia środowiska. Prowadzą też badania
naukowe w dziedzinie ekologii. Dysponują znacznymi funduszami. I jeżeli
Andy naprawdę ma jakieś ambicje naukowe, nie powinno mu robić
różnicy, że przypadkiem ta firma działa na terenie Kalifornii. Spróbuj
rozsądnie potraktować tę sprawę.
- Rozsądnie? - krzyknęła z oburzeniem. - To jest poniżające i
obrzydliwe.
- Czyżby?
Nie miał żadnego poczucia winy. Bawił się sytuacją. Jak kot,
zadowolony, że udało mu się wypić śmietankę.
- Zatem myszki wpadły w pułapkę - mruknął ironicznie. Potem
popatrzył na nią pytająco. - Zanim obrzucisz mnie następnymi obelgami,
65
RS
czy mogłabyś mi opowiedzieć, jak oni na to zareagowali? Czy nie sądzisz,
że Andy powinien być mi wdzięczny?
- Zapytaj go, jeśli tak cię to interesuje - odcięła się. - Mówmy lepiej o
Sabrinie. Jest twoją siostrą i jeżeli to ma być dla jej dobra... Albo mówmy
o tobie. Bo myślę, że musiałeś czuć się okropnie, wyrządzając im taką
krzywdę. To oczywiste, że nie mogło być ci z tym przyjemnie.
- Dlaczego oczywiste?
- Próbowałeś stanąć pomiędzy nimi, chciałeś zniszczyć coś tak
pięknego, jak ich uczucie... - zaczęła wyjaśniać, ale zaraz umilkła. Nie
chciała mówić mu nieprzyjemnych rzeczy. Tak bardzo nienawidziła kłótni,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]