[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Podobno miałeś spędzić kilka dni w Dallas - zaczęła za
czepnym tonem.
- Tak, miałem. Ale po rozmowie z Betty natychmiast tu
przyleciałem. Chciałem się upewnić, że Hal cię nie zabił.
Jego głos był pełen gniewu i goryczy. Odwróciła wzrok.
- Upewniłeś się. Nie zabił. Czy Layne nie czuje się samotna?
- spytała jadowicie.
- Może i ja czuję się samotny? - odparł pytaniem na pyta
nie. - To cię szokuje, Catherine? - zapytał z zimnym uśmie
chem i przyjrzał się jej uważnie.
- Nie wyglądasz mi na samotnego - odgryzła się.
- Miewam przyjaciółki - przyznał. - Nie spędzam jednak
całego życia w łóżku, złotko. W związku potrzeba czegoś wię
cej niż tylko udanego seksu.
Ze wszystkich rzeczy, które mógł powiedzieć, wybrał właś
nie tę. Catherine nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
- Wybacz, że o tym nie pomyślałam - parsknęła.
82 DIANA PALMER
- Jesteś zupełnie inna niż tamte kobiety - zamruczał łago
dzÄ…co.
- Może wcale nie? Może tylko gram dla ciebie? - zawołała
rozzłoszczona wpływem, jaki miał na nią ten mężczyzna.
- A grasz? - zapytał z leniwym uśmiechem i przysunął się
bliżej. - Aatwo się o tym przekonać, prawda, Kit? - wyszeptał
jedwabistym tonem. - Przypuśćmy, że poproszę o małą próbkę
twego talentu?
- Nie prześpię się z tobą! - krzyknęła, cofnęła się o krok
i popatrzyła na niego z przestrachem.
- Nie prosiłem cię o to, Kit - powiedział miękko. - Jesteś
zdenerwowana? Drżysz z niecierpliwości? Wiesz, że mógłbym
sprawić, byś sama mnie o to błagała.
- Nie jestem godną ciebie zdobyczą - prychnęła ironicznie.
- Bądz łaskaw zachować swe miłosne zapędy dla tej twojej
agentki nieruchomości z Laredo!
- Miłosne zapędy? - skrzywił się i uniósł brwi w udanym
zdumieniu. - Ależ jesteśmy dziś wymowni. Jesteś pewna, że
podczas wypadku ucierpiał twój nadgarstek, a nie język? - spy
tał, kręcąc z dezaprobatą głową.
- Z moim językiem wszystko w porządku - odparła.
- Dopiero gdy umieścisz go na właściwym miejscu - wy
mruczał i posłał jej wymowne spojrzenie, które sprawiło, że
ugięły się pod nią kolana.
- Idę do łóżka - oznajmiła oburzona.
- Chętnie będę ci towarzyszył - powiedział i obrzucił
ją głodnym spojrzeniem. - Ależ jesteś chętna do współ
pracy...
- Niech ciÄ™ diabli!
- Już dobrze, dobrze.
Zanim zdążyła obrócić się i odejść, schwycił ją w talii i przy
ciągnął do siebie. Znów owionął ją korzenny zapach i obezwład-
BUNTOWNICZKA 83
niające ciepło ciała mężczyzny. Przytrzymał ją mocniej, choć
wcale się nie wyrywała.
- Jak ci idzie w pracy? - spytał z ustami przy czole dziew
czyny.
- Wszystko... dobrze.
- Zwietnie. Muszę jeszcze dziś wracać do Dallas i nie będzie
mnie przez, powiedzmy, trzy dni. Trzymaj siÄ™ z dala od mojego
braciszka, póki nie wrócę - dodał z mocą. - %7ładnych przygód.
Nie zamierzała się nigdzie wybierać w towarzystwie Hala.
Nie po tym, jak na własnej skórze przekonała się o jego niedoj
rzałości. Zdenerwował ją jednak rozkazujący ton głosu Matta.
- Jestem dorosła i mogę robić, co mi się podoba.
- Zaraz, zaraz. Chyba już gdzieś to słyszałem - zauważył
sucho.
- Matt...!
Zanurzył dłonie w jej włosach i przyciągnął jej twarz bliżej
swojej.
- Kiedy wrócę - szepnął w jej rozchylone usta - zamierzam
się z tobą dziko kochać, Kit. Rzucę cię na łóżko, rozbiorę i na
uczę wydawać słodkie okrzyki wprost do mojego ucha.
Zagapiła się na niego z bijącym głośno sercem. Krew jej
zawrzała, a policzki oblał rumieniec. W jej oczach pojawił się
ten sam głód, który odczuwał Matt.
Nagle przechylił ją do tyłu i z radosnym śmiechem kazał jej
czekać na powolne zbliżenie ust. Przytrzymał ją w tej pozycji,
dopóki nie uświadomiła sobie jego męskości i siły. Rozchylił jej
usta językiem i poczuł, że z westchnieniem ulgi oplata go ra
mionami. Zaśmiał się zmysłowo i drażnił jej usta delikatnymi
muśnięciami, póki sfrustrowana nie jęknęła.
Wtedy wyprostował się, pociągając ją za sobą. Z czułym
rozbawieniem obserwował, jak Catherine wspina się na palce,
próbując dosięgnąć jego ust.
84 DIANA PALMER
- O, nie. Nie dziś - szepnął z uśmiechem. Przytrzymał ją
w talii i złożył leniwy pocałunek na jej czole. - Połóż się, Kit,
i śnij o mnie.
- Nie zamierzam! - zawołała zła i zawstydzona, odsuwając
siÄ™ od niego.
- Będziesz o mnie śnić - zapewnił ją i sięgnął po papierosa.
- Może ja też będę śnił o tobie.
- Z Layne u twego boku? Marne szanse! - zawołała z wy
rzutem i pobiegła do domu.
- Kit!
- Co? - prychnęła i odwróciła się do niego ze łzami
w oczach i poczerwieniałą z zażenowania twarzą.
- Nigdy nie pomyślałaś, że mnie też łatwo zranić?
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale słowa Matta wreszcie do
niej dotarły. Uciekła do domu, jakby goniło ją stado wilków.
Nie chciała myśleć o tym, co powiedział. Bawi się mną tylko,
przypomniała sobie z gniewem. Za chwilę wróci do Layne, któ
ra jest starsza, bardziej doświadczona i pasuje do jego świata.
I jeśli nie chce cierpieć, powinna o tym pamiętać.
ROZDZIAA SIÓDMY
Matt wyruszył z powrotem do Dallas jeszcze tego samego
wieczoru. Hal już nie zamienił z bratem ani słowa. Poszedł
wcześniej spać i do następnego dnia nikt go nie widział.
- Martwię się o niego - powiedziała Betty do córki, która
wróciła do domu na lunch.
- O kogo?
- O Hala - wyjaśniła jej matka. - Ostatnio nie jest sobą.
- Cierpi, to wszystko. Nie lubi tego, co robi. A Matt nie
zamierza mu popuścić - dodała Catherine.
- Biedny Hal. %7łal mi go, ale jeśli Matt się uprze, nic nie
poradzisz. Mam tylko nadzieję, że Hal nie wróci do swych
dawnych obyczajów, na złość bratu. Jego żarty były często
złośliwe i głupie. Och, może niepotrzebnie się martwię - wes-
tchnęła w końcu Betty i uśmiechnęła się do córki. - Jak ci idzie
w biurze?
- Niezle - odparła z uśmiechem dziewczyna. - Właśnie
skończyłam zestawienia i dałam je Angel, żeby sprawdziła, czy
wszystko jest w porządku. Teraz przygotuję ogłoszenia do gazet
i krótkie reklamówki radiowe. Chcę też wysłać specjalne listy
do wybranych nabywców. Potem trzeba będzie zorganizować
małe przyjęcie na świeżym powietrzu...
- Jakie to wszystko skomplikowane - wykrzyknęła Betty.
- Może trochę, ale naprawdę zamierzam pokazać Mattowi,
że jestem dorosła i samodzielna - odparła. - Mamy coś wspól
nego z Halem. Oboje ugrzęzliśmy pod nadmierną opieką Matta.
DIANA PALMER
86
- A każde z was z innych powodów, jak sądzę - zagadkowo
stwierdziła Betty.
- Wątpię - pokręciła głową dziewczyna i odstawiła pustą
filiżankę. - Wcale nie mam ochoty, ale muszę już wracać do
biura. Powinnam zadzwonić do tej agencji reklamowej z Nowe
go Jorku, żeby sprawdzić, czy będą mogli jeszcze na mnie
poczekać. Niedługo miałam zacząć, a nie skończyłam jeszcze
pracy dla Matta.
- Myślisz, że mogą przyjąć kogoś innego na twoje miejsce?
- spytała matka.
- Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że nie - westchnęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]